Rozdział IX - Wyjaśnienia, złość i wylane łzy - I

993 74 1
                                    

(Perspektywa Natsu)

Dzień zaczął się po prostu fatalnie... Na starcie bolała mnie głowa, w brzuchu czułem niewyobrażalną pustkę, a do tego myślałem że skonam z pragnienia.

Kiedy wstawałem słyszałem wkurzające piszczenie w uszach. Jednak nie to mnie martwiło.

Gdzie ja byłem? Co się stało?

Nic nie pamiętałem.

Rozejrzałem się po dość jasnym pokoju, zjechałem wszystkie meble... Nie miałem wątpliwości, to było mieszkanie Luce. W jednej chwili wstałem na baczność pomimo, że czułem miażdżący ból czaszki, i rozejrzałem się w poszukiwaniu przyjaciółki. Jednak nigdzie jej nie było.

- Luce! - powiedziałem dość głośno idąc w stronę kuchni.

Ale i tam jej nie było. Rozejrzałem się dosłownie wszędzie. Ale nikogo nie było. Pustka. Po dłuższym błądzeniu po jej mieszkaniu i borykaniu się z okropnym bólem wszystkiego zauważyłem różową karteczkę z wiadomością na stole.

Hej Natsu
Pewnie boli cię głowa, jak coś tabletki przeciwbólowe są w półce nad mikrofalą. Śniadanie jest w lodówce, musisz je tylko odgrzać. Jak możesz zamknij mieszkanie jak będziesz wychodzić, przy okazji możesz mi oddać mój zapasowy klucz, który mi ukradłeś jakiś czas temu. A i weź ze sobą okulary przeciwsłoneczne, mamy dziś bezchmurne niebo.
Lucy
"

Po przeczytaniu tej karteczki trochę mnie zatkało. Lucy w końcu się skapnęła że mam jej klucz, huh? Więc skończy się bezkarne wchodzenie do jej mieszkania bez pozwolenia...

W sumie to nic, któregoś razu znowu go sobie zabiorę.

Ale było coś w tej notce co mnie cieszyło, ale i niepokoiło. Bardzo rozweselił mnie fakt że Luce zrobiła mi śniadanie. Jest to zawsze jakaś odmiana, niż jedzenie porannych zestawów w McDonalds.

Ale z drugiej strony jak czytałem tekst z tego skrawka papieru czułem coś niepokojącego. Nie umiałem tego wyjaśnić, po prostu miałem wrażenie że Lucy napisała go jakby w furii? Stresie? Nie wiem. Po prostu uważałem że coś się stało. Tylko co?

Chciałem podrapać się prawą dłonią po policzku, ale z jakiegoś powodu trudno mi było nią ruszać. Jak na nią spojrzałem, trochę się zdziwiłem. Miałem tam lekko zakrwawiony bandaż. I tak nagle patrząc na ten opatrunek dużo sobie przypomniałem.

Przypomniało mi się jak szedłem za Lucy i Greyem do miejskiego parku, jak oni... No ten... Się przytulali i więcej... a potem wszystko było jakieś rozmyte. Ale pamiętam twarz wkurzonego barmana w Sabertooth, jak nawalałem się na Lucy, jak wbiłem do jej łazienki, jak obiecała mi wytłumaczyć się z tej sytuacji z Greyem, no i jak razem zasnęliśmy.

Kurde... Ale jej narobiłem problemu...

Bez dłuższego rozmyślania poszedłem do łazienki. Zobaczyłem tam rozbite lustro. No tak... sam je rozwaliłem widząc swoją napitą mordę... Patrząc na nie przypomniała mi się płacząca Lucy... To chyba widok o którym chcę jak najszybciej zapomnieć...

Czym prędzej przygotowałem się do wyjścia, przy okazji zjadając naleśniki z lodówki, biorąc tabletki przeciwbólowe i zakładając okulary przeciwsłoneczne zgodnie z zaleceniem zamknąłem za sobą drzwi i skierowałem się do kafeterii.

Szczerze, było tak słonecznie, że gdyby nie ostrzeżenie Luce to już bym konał.

W dość szybkim czasie znalazłem się w kawiarence. Gdy tylko otworzyłem drzwi poczułem piękny zapach kawy, usłyszałem o pół tonu za głośne rozmowy klientów i zobaczyłem swoich przyjaciół przy barze i paskudną mordę Greya. Jak tylko na mnie spojrzał to miałem ochotę mu zajebać.

KafeteriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz