Rozdział XXXV - Wyjazd

571 43 11
                                    

(Perspektywa Natsu)

- Więc co bierzesz? Poza czystymi gaciami - zaśmiała się Lucy.

- Wezmę parę koszulek i spodni, no i oczywiście dresy na treningi.

- No i bluzę, skarpetki, jeszcze/

- Przecież nie jadę tam na rok... Wystarczy mi siedem koszulek i spodnie.

- Jak uważasz, ale później nie narzekaj, że nie masz się w co ubierać.

- Ugh... No dobra... Zdam się na ciebie.

Z tymi słowami Luce lekko się uśmiechnęła i dała mi buziaka w policzek, a ja rozłożyłem się na kanapie z padem w ręce, odpaliłem konsolę i zacząłem sobie grać. Jednak jakoś mi nie szło. Może inaczej - pomimo że miałem ochotę się rozluźnić to byłem zbyt podekscytowany i zestresowany, żeby grać poprawnie.

Po pewnym czasie gdy w końcu zrezygnowany rzuciłem pada obok siebie poczułem parę rąk na moich ramionach, które powoli zjeżdżały niżej, zatrzymując się na moim brzuchu.

- Coś nie tak? - usłyszałem delikatny głos Luce szepczącej mi do ucha.

- Czemu pytasz?

- Wyglądasz na zmartwionego z jakiegoś powodu.

- Wydaje ci się.

- Przecież widzę - powiedziała nosem smyrając mnie po szyi. - Mam cię pocieszyć~?

- Oh? Wyglądam aż tak mizernie?

- Można tak powiedzieć... Przejmujesz się tą „wycieczką"?

- Tym nie, chcę jechać.

- Więc w czym problem?

- Jak ty beze mnie przeżyjesz?

- Ooo~ O mnie się tak martwisz? Spokojnie, jakoś sobie poradzę. Może zaproszę Lokiego~

- To że mu nie przywaliłem kiedy cię przytulił nie znaczy, że możesz sobie gadać takie rzeczy.

- Przepraszam - zaśmiała się wstając z miejsca, po czym usiadła mi okrakiem na kolanach. - Możliwe że ciut mi się podoba, kiedy jesteś zazdrosny.

- To chyba kobieca cecha.

- A możliwe.

- Lepiej jednak dla ciebie, żebyś skończyła z takim gadaniem. Bo jak się wkurzę i stracę kontrolę...

- To co? Pobijesz mnie? - zapytała oplątując ręce wokół mojej szyi z szyderczym uśmiechem na ustach.

- Nie~... Coś o wiele gorszego.

- Hm?

- Zrobię... To! - powiedziałem głośniej łapiąc ją za boki, łaskocząc ją jak najmocniej mogłem.

Luce zaczęła się majtać, jednocześnie głośno śmiejąc, a ja dalej jeździłem palcami po jej bokach.

- Przestań! Błagam przestań!

- Nie ma mowy!

- Błagaaaaam~!

- Skarbie~ Nie trzeba było mnie wkurzać.

- Już nie będę! Naprawdę!

Jednak jej nie posłuchałem. Dalej ją łaskotałem. W pewnym momencie poczułem jak ze śmiechu powoli kładzie się na kanapie. Odsunąłem szybko pada, żeby się o niego nie uderzyła, jednocześnie kładąc się na niej.

KafeteriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz