Rozdział XLII - Brak słów

549 48 12
                                    

(Perspektywa Lucy)

Pierwszy... Drugi... Dziesiąty... Nie wiem, który to już dzień leżałam w łóżku, czekając bezczynnie aż moje rany się zagoją do stanu, w którym będę mogła normalnie funkcjonować. Cały swój czas spędzałam w murach szpitalnego pokoju, patrząc się za okno, jedyne źródło światła w pomieszczeniu, które pokazywało mi zaśnieżone drzewo i szaro białe niebo...

Wszystko straciło sens... Czułam się martwa. Tak jakbym straciła życie w momencie, kiedy usłyszałam o dziecku... Jak mam sobie poradzić z tym wszystkim? Jak ja, i Natsu, mamy normalnie funkcjonować po tej sytuacji?

Może powinnam była mu o wszystkim powiedzieć, może gdyby nie to, że zataiłam tę swego rodzaju dziurę budżetową przed nim, gdybym powiedziała mu o tych telefonach... Może to wszystko potoczyłoby się inaczej...

Cholera, te gdybanie dobija mnie jeszcze bardziej. A gdyby to, a gdyby tamto... Dopiero teraz zauważam swoje pewne błędy, a fakt, że wszystko mogłoby być lepiej powodował, że płakałam. Co chwila w ciągu tych dni od tak zaczynałam płakać.

Nie mówiąc nic łzy zaczynały mi płynąć po policzkach...

Na całe szczęście Natsu był przy mnie cały czas, próbował mnie pocieszać, mówił, że jakoś to będzie, że sobie poradzimy... Próbowałam mu uwierzyć, ale mimo wszystko coś mi mówiło, że nawet on w to nie wierzy.

- Hej Luce, chyba jest czas na obiad - powiedział spokojnym, a zarazem smutnym głosem, którego używał od czasu mojego obudzenia.

- Skoro tak mówisz...

- Pielęgniarka mówiła że powinnaś jeść co trzy godziny, żebyś szybciej odzyskała siły... Masz może specjalne zamówienie?

- Cokolwiek przyniesiesz będzie dobre - odpowiedziałam spoglądając na niego zmęczonym wzrokiem.

- Jak uważasz. Zaraz wracam - powiedział dając mi całusa w policzek, po czym wstał i wyszedł z pokoju.

A ja... Jak cały czas pozostawiona sobie poświęcałam na myślenie. Jak to cudownie byłoby mieć dziecko... Trzymać takie małe stworzenie na rękach, patrzeć jak powoli otwiera i zamyka oczka, próbuje powiedzieć pierwsze słowa... Potem zaczyna raczkować... Chodzić... Biegać...

To nie jest fair. Tak nie powinno być. Do cholery... Niby nie planowaliśmy mieć dziecka, ale mimo wszystko było ono takim małym darem. Ale... Już go nie ma...

- Luce... Znowu płaczesz... - usłyszałam nagle zmartwiony głos Natsu.

Nawet nie wiem kiedy wrócił z talerzem ciepłego jedzenia, które w pośpiechu postawił na szafeczce, tylko po to żeby wytrzeć mi łzy i przytulić do siebie.

Wiedziałam wtedy, że muszę w końcu mu powiedzieć. Przyznać się do tego, że to moja pieprzona wina.

- N-Natsu... T-To wszystko/

- To nie twoja wina, już to ci mówiłem.

- A-Ale/

- Żadnych ale.

- Wysłuchaj mnie... Proszę - powiedziałam odklejając się od jego ramienia. - To ja ci nie powiedziałam o tych telefonach... Nie powiedziałam ci nic o tych cholernych problemach/

- Jakich problemach?

- F-Finansowych...

- Luce... O czym ty mówisz...?

- Obcięto mi pensję... Nie daję rady opłacać mieszkania.

- Jak to? Dlaczego?

- Przez Lisę.... W-W sensie Makarov nie chce płacić więcej na baristki więc/

- Poobcinał wam wszystkim pensję.

- Dokładnie...

- Trzeba było mówić od razu, zatrudniłbym się gdzieś żeby zarobić dodatkowe pieniądze.

I tu mnie rozwaliło... Przecież on miał oszczędności, więc po kij była praca?

- Jak to? Myślałam, że masz odłożone pieniądze...

- N-Nie... Widzisz, ja też tutaj trochę skłamałem.

- Jak to...? Czyli żyjemy tylko i wyłącznie z mojej wypłaty? Chyba sobie żartujesz...?

- Nie.

- A walki?

- Dostaję z tego trochę pieniędzy... Dużo nawet. Ale... Nie są one odkładane. Proszę, tylko się nie wściekaj...

- Jak mam się nie/

- Oddaję to na sierociniec.

- Siero... Sierociniec? Jak to? Po cholerę?!

- To mój stary dom...

Patrzyłam na niego jak idiotka, próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszałam... Natsu był w sierocińcu? Nigdy mi o tym nie mówił, nigdy o tym nawet nie wspomniał o takim czymś. N-I-G-D-Y. Byłam po prostu zszokowana, skomentowałam to wymownym milczeniem...

- Mówiłem ci o tym, że mój ojciec nagle zniknął, prawda? - zapytał po chwili ciszy.

- Mhm... Coś wspominałeś.

- Nie mieszkałem z matką. Zmarła przy porodzie. Za to przygarnęły mnie panie z sierocińca, dały dach nad głową, wyżywienie... Jednak uciekłem. Czułem po prostu, że nie powinno mnie tam być, ale kiedy usłyszałem, że mają zamknąć tą placówkę po prostu mnie coś zabolało. Więc zacząłem wspierać go finansowo, na tyle, na ile dam radę.

- R-Rozumiem...

- W sumie to nic złego... nie? Ale wolałem żeby to zostało w tajemnicy.

- Po co? Żeby wyszły takie perypetie? - zapytałam lekko poddenerwowana.

- Nie... Po prostu tak wolałem.

- Ugh... Natsu to cudownie, że pomagasz i w ogóle... Ale teraz sami potrzebujemy pieniędzy, więc/

- Tak wiem. Wiem co powiesz. Nie wysilaj się. Poszukam pracy, póki nie wrócę do formy, żeby walczyć.

- ...

- Jeśli chodzi o pieniądze to naprawdę... Zostaw to już mi... Dobra?

Odpowiedziałam tylko kiwnięciem głowy. Jakoś nie było sensu, żebym się wypowiadała... Byłam zszokowana, Natsu był z jakiegoś powodu zestresowany, i szczerze... Nie czułam tego stresu czy co...

Nie czułam powagi sytuacji. O tak to ujmę. Rozumiem, byłam lekko wkurzona, czułam jakby Natsu mi nadal w pełni nie ufał, jednak jakoś tego aż tak nie czułam. Po prostu... Po tym wszystkim byłam chyba zbyt obojętna, żeby brać cokolwiek do siebie i tak dalej.

- Nic nie powiesz? - wybił mnie nagle z rozmyślań swoim zmartwionym głosem.

- Natsu... Ja... Po prostu brak mi słów. Nie wiem co mam o tym myśleć, rób to, co uważasz za słuszne - odpowiedziałam, po chwili siadając na łóżku.

Bez kolejnych słów wzięłam talerz z jedzeniem, przeżuwając kolejne kawałki letniego już żarcia.

Tego dnia skończyły się nasze rozmowy. Kolejne dni... W sumie były takie same. Cholera... To wszystko jest takie monotonne, moje kolejne 24 godziny takie przemilczane, moje myśli rozbite...

Od środka jestem martwa. Mam nadzieję, że to minie... W co niestety wątpię.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Powiem tak, nienawidzę swojego cholernego laptopa. Z jakieś kurna powodu PO RAZ KOLEJNY usunął mi plik z rozdziałem, a z powodu niestety spóźnienia ze wstawieniem musiałam napisać go na szybko. Przepraszam za ubogą część, musiałam trochę streścić ;___;

KafeteriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz