(Perspektywa Natsu)
- Makao - powiedziałem wykładając damę kier na dość sporą kupkę kart, czekając na kolejny ruch Luce, która w ręce miała wachlarz chyba z dziesięciu kart.
- Nie powiedziałabym - odpowiedziała triumfalnie po czym wyłożyła wszystkie trójki jakie znajdują się w talii.
- Chrzań się! Nie gram z tobą! - powiedziałem żartobliwie rzucając w nią moją ostatnią kartę, dziesiątkę kier, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać.
Był to pierwszy dzień mojego tygodniowego pobytu w szpitalu. Było bardzo wcześnie, może wpół do dziewiątej nad ranem. Mimo wszystko w cholerę mi się nudziło. Na szczęście Luce była na tyle kochana że przyszła do mnie o siódmej nad ranem z dwiema taliami kart, zrobionymi przez nią babeczkami z czekoladą i modemem do internetu. Więc miałem co robić. Tak jakby.
- Dobra, ja już będę lecieć - powiedziała nagle Luce, powoli zbierając porozwalane karty.
- No dobra - westchnąłem bezradnie, po czym patrzyłem jak odkłada karty na szafeczkę obok mnie.
- Wpadnę wieczorem - powiedziała dając mi całusa w czoło. Serio myślała że mi to wystarczy?
- Hej! - krzyknąłem gdy ta już miała zamiar opuścić pomieszczenie. - Co to miało być?
- Co masz na myśli?
- Nie chcę takiego małego całuska. Chodź no tu - powiedziałem wyciągając w jej stronę rękę, po czym ta podeszła do mnie i siadając obok na łóżku pocałowała mnie namiętnie w usta.
O to mi właśnie chodziło.
Niestety nie potrwało to długo, Luce dość szybko się odsunęła. Próbowałem jeszcze raz ją pocałować ale mi nie wyszło, bo za każdym razem wykręcała głowę w inną stronę, przez co tylko dawałem jej całusy w policzki.
- Na prawdę muszę już iść. Spóźnię się do pracy.
- Cholera... Powoli aż żałuję że cię namówiłem żebyś wróciła. Może jednak Makarov da ci te wolne?
- No chyba sobie żartujesz! Już dawno załatwiłam sobie tydzień urlopu na zaś gdybyś miał siedzieć w szpitalu. Ale wolałeś żebym z niego zrezygnowała i poszła do pracy. Więc teraz nie marudź.
- No dobrze już dobrze. Po prostu będę tęsknić.
- Nie przesadzaj, nie będzie mnie tylko dziesięć godzin.
- Tylko - powtórzyłem robiąc w powietrzu znak cudzysłowu. Ona chyba serio myślała że te dziesięć godzin bez niej to nic.
- Dasz sobie radę. Jestem pewna - powiedziała ostatni raz całując mnie delikatnie w usta. - Do zobaczenia.
- Pa. Kocham cię - powiedziałem patrząc jak Luce zarzuca swoimi włosami i otwiera drzwi.
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się, po czym wyszła.
No i zostałem sam.
Serio, z każdą sekundą coraz bardziej żałowałem że kazałem jej iść do pracy. Nie chciałem po prostu żeby przeze mnie zmieniała swoją codzienną „rutynę", poza tym przynajmniej nie wykorzystała wolnego na marne. Mogłaby wziąć wolne jak mi się polepszy, zabrałbym ją na tygodniowy wyjazd w góry, nad morze albo za granicę czy coś...
Przez kolejne kilka godzin bezczynnie leżałem w łóżku ze słuchawkami w uszach. Na początku rozbrzmiał kawałek Egypt Central - Liar, potem kolejne kawałki tego zespołu. Przesłuchałem chyba wszystkie piosenki na telefonie, zaczynając właśnie od nich, przechodząc przez My Darkest Days, Breaking Benjamin, Skillet'a a nawet Slipknota i Asking Alexandrię, aż dotarłem do najnowszych kawałków Thousand Foot Krutch.
CZYTASZ
Kafeteria
FanfictionLucy Heartfilia z powodu problemów rodzinnych przeprowadziła się z jej rodzinnego miasteczka do malowniczego miasta Magnolia. Zależało jej na zdobyciu pracy w dość popularnej kafeterii - Fairy Tail Cafe. To tam została przyjęta do drobnej społeczno...