Rozdział 20 Może nie taki straszny diabeł jak go malują

36 1 0
                                    

W książce mej wiele rozdziałów jest
Jedne przesiąknięte bólem i łzami
A inne przesiąknięte uśmiechem mym i zapachem trawy

Niektóre napisane są w krzyku mym i niezgodzie
A niektóre w ciszy samotnej

Jeden rozdział chciałabym pominąć, zapomnieć o jego istnieniu
Niektórych kartkę natomiast boję się przewinąć.

Ale to nie ważne jest bo,ważne jest jeszcze co zostało nie napisane.
To co nie zostało splamione łzami czy zapachem trawy .
Bo przed sobą mamy białą kartkę.
I albo zostanie napisana w krzyku i niezgodzie.
Albo w ciszy samotnej .
Bo przed sobą mamy białą kartkę.
Więc nie patrz na to co było.
Bo czasem nie mamy wpływu na rzeczy w naszych książkach zawarte.
Tylko z wysoko uniesioną głową idź przed siebie.
By zapisać białe kartki które mają jeszcze ostatnie nadzieję.

Pov:Isabella
Spojrzałam na chłopaka który wydawał się zdezorientowany .
Chociaż nie ,zmieniam zdania na pewno był zdezorientowany.
Bo jak jeszcze dwie minuty temu można by było powiedzieć że mój humor był jak na pogrzebie.
To teraz zmieniły się diametralnie .
Adrenalina wpłynęła mi do żył.
A jakiś dziwny rodzaj nadziei zagościł w mojej głowie.
Ścisk w żołądku spowodowany strachem i stresem też mnie nie odstąpił.

A no tak zapomniałam że powinnam powiedzieć Brownowi co mi wyszło do głowy.
Bo dziękować za to Bogu ale jeszcze nie czyta mi w myślach.

- Wyjeżdżamy - oznajmiłam.
- Ło ło co? - spytał zdziwiony chłopak.
- No rozwiązałam zagadkę znaczy po części - powiedziałam.
- Co znaczy po części?
- Dobra tłumaczę pamiętasz ten dom nad jeziorem na który jeździliśmy jak byliśmy mali- spytałam na co chłopak kiwnął głową.
- No to za każdym razem gdy tam jeździliśmy mama mówiła że czuję się jak u siebie jak w zagadce.
- Nie uważasz że to pułapka Izzy?
- A co nam pozostało Brown? - odpowiedziałam tym samym tonem.
- Izzy to jak pchanie się w paszczę lwa na serio chcesz grać w tą grę?
- Nie no Victor bo jak to mówisz to mam wrażenie jakbym tak chciała i robiła to z własnej woli . To nie mój wybór. Wszystko w moim życiu się sypie rozumiesz?! Nienawidzę siebie za bezradność. Nienawidzę tego że moja matka nie zaprzeczyła. Po prostu odeszła i przeprosiła nawet nie wiem za co. Typ mnie porywa podczas imprezy.
A ty mnie pytasz czy chce w to grać no to gratuluję Victor, zajebistej dedukcji .
Ale jakbyś nie zauważył średnio mam wybór?!

- Nie tak to miało zabrzmieć - powiedział zmieszany chłopak
- Ale zabrzmiało zresztą mogę pojechać sama. Nie musisz się pchać jak to stwierdziłeś w paszczę lwa.- prychnęłam.
- Nie ma opcji jadę z tobą - powiedział stanowczo.
- Dlaczego - chłopak popatrzył na mnie lekko zdziwiony tym pytaniem. Chyba wybiłam bo tym chyba z rytmu. Mentalnie przebijam sobie teraz piątkę .
Chłopak chyba się zastanawiał co powiedzieć.
I w końcu uśmiechnął się głupio.
Ocho nie spodziewajcie się jakieś mądrej odpowiedzi.
- Bo byś beze mnie nie przeżyła Izzy
Mówiłam. Taka elokwentna jak jego dusza. Czyli w ogóle jakbyście nie wiedzieli.
- Chciałbyś Brown - powiedziałam ruszając w stronę schodów.
I może mi się prze słyszało albo chłopak rzeczywiście powiedział.
- Nawet nie wiesz jak bardzo Izzy

Pov : Victor
Tak szczerze trochę się pogubiłem.
Raz ma humor jakby jej rodzinę zabili.
Potem jest podekscytowana.
A potem wkurwiona.
A teraz wszystko na raz.
Kobiety.

Uświadomiłem sobie że wdepneliśmy w niezłe bagno.
Nowy dzień, nowa tajemnica.
Wzięliśmy udział w jakiejś porąbane grze. Bez zasad. I nie my rozdawaliśmy karty. My byliśmy pionkami.

Czemu z nią jadę?
Nie mam pojęcia. Po prostu czułem że muszę. Nie puszczę jej samej. Jedna zasada w naszej grze. Musiałem jej pilnować. Bo wcale nie była taka święta jak myślą wszyscy.
Poszedłem do pokoju wrzuciłem kilka koszulek do plecaka. Kiedy usłyszałem brunetkę.
-Mia do cholery ?!
Ocho gdzie ten dobry humorek.
Stwierdziłem że trochę posłucham.
Kto zabroni. Domowy kabaret i to za darmo.
- Tak jadę tam z Brownem
Ło czy to moje nazwisko tym bardziej warto posłuchać.
- Porąbało cię nie jestem z nim ?!
A czyli o to chodzi.
- Mia do jasnej ciasnej to Brown my się nawet nie lubimy.
Możliwe że Izzy mnie za to zabije . Ale trudno raz się żyje. Wyrwałem jej telefon rozpoczynamy teatrzyk.
- Siemka Mia, tak na marginesie wiesz razem nie jesteśmy bo masz bardzo upartą koleżankę. A z tym nie lubieniem to wiesz...
I w tym momencie oberwałem poduszką w łeb ale tak całkiem solidnie.
- Ała!
- Ty cholerny idioto - ups wkurzyłem chyba Izzy.
- Pa Mia jak coś wolę trumnę od urny - powiedziałem i się rozłączyłem.
- To co kiedy jedziemy - spytałem jakby nigdy nic. Dziewczyna coś przebąknęła pod nosem że ze mną to już tylko do piekła. Po czym mi odpowiedziała.
- Za 10 min
- Świetnie Izzy serio mnie nie lubisz - zrobiłem minę smutnego dziecka.
Na co dziewczyna parsknęła śmiechem.
Na co ja uniosłem kąciki ust.
Je brązowe włosy lekko opadały na twarz. A uśmiech sięgał oczu.
Ten widok był wart wiele.
I właśnie uświadomiłem że wszedłem w największe bagno. Chyba zaczynałem czuć do niej coś więcej niż nienawiść.
Nie zakochałem się na pewno nie ma szans . Ale może nie taki straszny diabeł jak go malują.

Od razu przepraszam że tak dawno nic nie wstawiłam. Ale miałam za dużo na głowie od teraz postaram się wstawiać regularnie. I mamy wolne więc na pewno coś napiszę.
A no właśnie Wesołych świąt wielkanocnych.
Ps. Nie wiem jak wy ale ja się cieszę z przerwy od szkoły.
Miłego dnia albo nocy:)


Nasze wspólne piekłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz