25. Decyzja

252 18 0
                                    


Juliet

-Wyjdź za mnie... i pomóż mi wychować nasze córki!

Zamurowało mnie. Czegoś takiego kompletnie się nie spodziewałam. Byłam na niego wściekła za to co zrobił, ale chyba głównie za to, że mnie okłamał. Owszem zabijał, ale zrobił to bo ci ludzie skrzywdzili osoby które kochał. Tak kochał mnie. Wreszcie miałam tą pewność.

-Juliet kolana mnie już bolą...

-Obiecaj mi, że już nigdy nikogo nie zabijesz!

-Obiecuję, że nie zabiję, jeśli nie będę musiał. Wybacz kochanie ale jeśli ktoś będzie będzie dybał na życie twoje lub naszych dzieci to się nie zawaham.

-To musi mi wystarczyć. Zgadzam się zostać twoją żoną.

Na jego twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech po czym rzucił się na mnie i namiętnie pocałował.

-Fuj!!! Rozległ się głos ze schodów. Oczywiście Helen postanowiła sama z nich zejść. 

-Przyzwyczajaj się mała! Taki obrazek będziesz teraz często oglądać! Zawołał Chris.

-Jak to? Spytałam zdziwiona.

-Może nie zauważyłaś ale wspomniałem o naszych dzieciach. Zacząłem starania o adopcję Helen. Nie chciałem tego mówić wcześniej, ale skoro zostaniesz moją żoną to nie będzie żadnych problemów.

-Och.. To jedyne co udaje mi się wydobyć z moich ust. Jako, że nie ma z nich w tej chwili innego pożytku tym razem to ja wbijam swoje wargi w jego usta.

-Fuj! Reakcja Helen jest identyczna.

-To jak Helen chcesz takie widoki oglądać codziennie? Spytał Chris gdy tylko się od siebie oderwaliśmy.

-Jak to codziennie?

-Chcemy żebyś z nami została. Na stałe.

-Naprawdę? Oczy dziewczynki się zaszkliły.

-Naprawdę! Ktoś musi przede mną sypać kwiatki gdy będę szła do ołtarza!

-Tak! Chcę zostać waszą córką! Kiedy ślub?

Chris chwycił dokument o uwolnieniu mnie i ostentacyjnie go podarł.

-Jak najszybciej. Napiszę nowy z dzisiejszą datą.

Dwa tygodnie później przymierzałam już suknię ślubną. Ustaliliśmy z Chrisem, że na ślubnym kobiercu stanę zanim jeszcze pojawi się ciążowy brzuszek. Do ślubu pozostał zaledwie tydzień. W wyborze sukni pomaga mi Sandra, żona Harry'ego. Będą świadkami na naszym ślubie.

Ubieram pierwszą suknię zaproponowaną przez właścicielkę salonu panią Smith

-Co sądzisz? Pytam Sandry

-Jak dla mnie świetna, ale to wycięcie na plecach chyba za odważne jak na ślub w kościele.

-Chyba tak. Przymierzę inną.

-Oczywiście. Mam coś idealnego na ślub kościelny. Odpowiada pani Smith.

Suknia którą przyniosła była przepiękna. Lekko rozkloszowana sięgała mi do kostek co było dla mnie ważne, bo jedną z rzeczy których się bałam, było to, że na nią nadepnę i się wyrżnę kompromitując się na własnym ślubie. Suknia pokryta była pięknym tiulem we wspaniałe wzory w kwiatki. Dekolt w kształcie serduszka coś tam pokazywał, ale nie był wulgarny. Co ważne przechadzając się po salonie dobrze się w niej czułam. Spędzę w niej kilkanaście godzin więc to było również bardzo ważne.

Z piekła do... nieba?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz