Chapter 21

116 12 10
                                    

-- Przykro mi, ale takie jest prawo -- Oznajmiła kobieta w eleganckiej marynarce. Kilka dni, tyle dosłownie zajęło załatwienie wszystkich formalności, zjazdu rodziny i ustaleniu co dalej z ,,niepełnoletnią'' nastolatką, która przecież nie może mieszkać sama 

-- Potrafię o siebie zadać -- Oznajmiła dziewczyna z założonymi rękoma 

-- Nie potrafisz -- Odpowiedziała druga kobieta. Elenor Moonroe była jedną z rodziny, która momentalnie przyjechała po przykrej informacji jaką otrzymali. Wysoko postawiona biznesmenka, która była po prostu straszna. Miała władze, pieniądze i wpływowe kontakty. Jednym słowem nikt nie miał odwagi się jej postawić 

-- Byłaś jedyną wnuczką Briany, wiesz że miała choroby, a mimo wszystko nie raz słyszałam od ciotki, że nie ma cię w domu albo totalnie nie interesujesz się jej stanem -- Wypaliła z wyrzutem 

-- Chcesz mi powiedzieć, że to moja wina? -- Spytała z niedowierzeniem. Wiedziała, że zawaliła sprawę. Czuła cholerne wyrzuty sumienia i wiedziała, że to zawsze będzie już za nią kroczyć 

-- Tak -- Odparła poważnie kobieta -- Mieszkanie ze starszą kobietą powinno chyba ci dać do myślenia, że trzeba poświęcać jej czas i uwagę. Rozumiem, że jesteś nastolatką Annie również przechodzi przez swój buntowniczy okres, ale w twoim przypadku to już nie Briana była odpowiedzialna za ciebie. Tylko ty za nią -- Oznajmiła mierząc dziewczynę wzrokiem. 

-- Tym czasowa rodzina to jedyne rozsądne wyjście. Uzyskasz pełnoletność i będziesz mogła wynająć swoje mieszkanie  -- Dodała zmieniając totalnie temat. 

-- Mam mieszkać z obcymi ludźmi? Jaką mam pewność, że tutaj zostanę? -- Spytała z wyrzutem patrząc na ciotkę, która uniosła wyżej brwi 

-- Tak, z obcymi ludźmi którzy są na tyle życzliwi, że chcą dać ci dach nad głową. Nie masz gwarancji, że tu zostajesz. Prawdopodobnie zostaniesz przeniesiona do Hiszpanii. Jesteś strasznie niewdzięczna Olivio, równie dobrze moglibyśmy cię oddać do domu dziecka, albo wyrzucić na ulice bez żadnej pomocy -- Skomentowała ze znudzeniem patrząc na swoje paznokcie 

-- Rodzina z którą właśnie mam kontakt jest chętna na tym czasową opiekę nad tobą. To porządni ludzie -- Skomentowała kobieta wznosząc oczy ku niebu 

-- Proszę wybaczyć, ale mieszkanie musi zostać opuszczone do końca tygodnia. Takie są wymogi -- Wtrąciła się druga kobieta która siedziała zaraz obok Elenor, zamknęła swoje papiery po czym przeniosła oczekujący wzrok na Elenor

-- Naturalnie, mieszkanie zostanie udostępnione -- Odparła kobieta -- Masz wybór Olivio, albo zabiera cię nowa rodzina, albo przenosisz się do domu dziecka, jeżeli nie chcesz od nas pomocy równie dobrze możesz spać na ulicy

-- Nigdy za mną nie przepadaliście co? -- Spytała ze zmarszczonymi brwiami 

-- Niekoniecznie, dlatego to jak sobie poradzisz w życiu nam zwisa i powiewa. Czas na podjęcie decyzji co chcesz robić dalej masz do jutra -- Skomentowała podnosząc się z miejsca zbierając swoje rzeczy. 

***

Siedziała pod jedną ze ścian, którą skończyła malować. Był środek nocy, a ona nie miała pojęcia co ze sobą zrobić. Straciła bliską osobę, nie miała siły siedzieć w mieszkaniu kiedy było takie puste i ciche. Nie miała też odwagi kontaktować się z Avengersami, oni nie byli od tych problemów, a ona zawsze radziła sobie sama. Była dla nich nikim więc spodziewała się, że nie dostanie żadnej pomocy. Podrzucała w ręku puszkę z farbą usiłując się uspokoić 

Miała ochotę wyć z bezsilności i samotności, której nienawidziła. Skuliła się szlochając została całkiem sama. Kwestia Barnesa nie dawała jej spokoju. Nie pomogli mu, nie była w stanie go uratować i znów go nie wyczuwała. Skupiała się najmocniej jak potrafiła, ale była zbyt rozchwiana żeby wyczuć cokolwiek. Głowa zaczynała boleć ją niemiłosiernie, chciała się przytulić i poczuć choć trochę czułości i jego ciepła. On zawsze potrafił ją uspokoić. 

Time has changed us |Avengers|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz