Rozdział 24

2.6K 96 17
                                    

Pov Asher

Wstałem z kanapy. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Dziś po południu miałem jechać do Alie, ale za nim pojadę będę musiał wstąpić do jakiejś kwiaciarni, aby kupić jej kwiaty.
Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic a następnie się ubrać. Po prysznicu ubrałam się w czarne dresy I czarną koszulkę. Wziąłem swój telefon wsadzając go do kieszeni a następnie wyszedlem z mieszkania zamykając na klucz drzwi.

Wsiadłem do samochodu odpalając odrazu silnik. Zapiąłem pasy i spojrzałem na godzinę była 9:00.
No nie tak wcześnie było. Do kwiaciarni miałem chyba z jakieś 10 minut drogi, ale jeszcze postanowiłem zajechać do kawiarni po kawę.

Podjechałem pod kawiarnię zgasiłam silnik I wyszedłem z samochodu. Wchodząc do środka odrazu poczułem zapach słodyczy. Podeszłam do lady gdzie były starsza kobieta, na twarzy miała kilka zmarszczek włosy były brązowo-siwe a na sobie miała biały fartuch.
- Dzień dobry, poproszę kawę-przywitałem się i od razu powiedziałem to co bym chciał zamówić.
- Dzień dobry, jasne za chwilkę podam-powiedziała kobieta z wielkim uśmiechem. Ja zająłem miejsce obok stolika przy oknie czekając na swoją kawę. Nie musiałem czekać długo bo kobieta po kilku minutach była już przy moim stoliku.

Podała mi kawę a ja wtedy odrazu zapłaciłem za swój napój. Wyszedłem też z kawiarni wraz z moją kawą która trzymałem w dłoni. Poszłam od razu do wojego samochodu otwierając go najpierw a następnie wsiadając do środka. Kawę postawiłem na miejscu na napoje i w międzyczasie odpaliłem silnik samochodu.

***

Wychodziłem właśnie z kwiaciarni z czerwonym bukietem róż.
Wsiadłem do samochodu odpalając go i od razu ruszyłem w stronę szpitala, aby jak najszybciej zobaczyć Aurorę. Miałem nadzieję, że jej stan się poprawi. Tak cholernie się o nią boję.

Gdy dotarłem do szpitala wszedłem do wielkiego białego budynku przy którym widziałem że wychodzą osoby. To Byli bracia oraz ojciec Aurory.

Wchodząc do sali, na której leżała Aurora przez niewielkie okienko mogłem zobaczyć cztery bukiety różnego rodzaju kwiatów. Pierwszy bukietem były Dalie koloru purpurowego, drugim bukietem były Stokrotki, Różowe tulipany, białe tulipany. Ja wszedłem do środka I Czerwone róże położyłem na stoliku obok łóżka, na którym leżała dziewczyna. Usiadłem obok niej na fotelu i wpatrywałam się w nią. Twarz była blada włosy były ułożone na jej ramionach, była przypięta do różnych respiratorów.

Opowiadałem jej moje śmieszne historie z dzieciństwa. Wiedziałem, że Blondynka na pewno nie słyszy, mimo że jest w śpiączce.

3 tyg. Później

Aurora niestety jeszcze się nie wybudziła co bardzo mnie martwiło, ale zatem nadeszła pora na słodką zemstę. Wszystko było już załatwione miał mi pomóc z tym Mój kumpel, co prawda sam bym poradziła, ale czasem trzeba dmuchać na zimne.

Niestety, ale też za kilka tygodni zaczyna się szkoła co oznacza, że będę mniej widywał Aurorę. Widziałem ją tylko na szpitalnym łóżku leżała ciągle w tej samej pozycji twarz blada oczka zamknięte a uśmiechu brak.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ona przez całe wakacje była w tym cholernym szpitalu.

Właśnie jechałem wraz z moim przyjacielem Nikiem, aby załatwić pewną sprawę.
- Stary kurwa, ale ta dziewczyna ci się podoba-odezwał się Nik.
- Hm?
- No bo jakby wcześniej sam planowałeś na niej się zemścić a teraz mścisz się na gościu i to jeszcze twoim przyjacielu który zemścił się za ciebie na niej-wyjaśnił.
- Byłym przyjacielu-poprawilem go-i on nie miał prawa jej nawet tknąć rozumiesz?-mówiłem.
- Racja-przyznał-wiesz od kąt częściej z nią gadałem w szkole to mega jest ogólnie nie to co te wszystkie laleczki
- Ona jest wyjątkowa...-powiedziałem cichym tonem. To była prawda Aurora Davies była inna była jak jedna czerwona różyczka spośród innych polnych kwiatów. Ona była jedyna w swoim rodzaju.
- Byłem dziś u niej w szpitalu-odezwał się Nik-w sensie byliśmy ja, Adrien i Kemal, ale jej stan się nie polepsza. Też spotkałem tam Charlesa to zapytałem czy jest lepiej, ale on powiedział, że lekarze myślą o najgorszym, że ona nie przeżyje szkoda mi jej. Nie zasługuje na śmierć ma przecież jeszcze życie przed sobą-skomczył mówić ciągle się we mnie wpatrując.

Mimo że prawie w ogóle nie płaczę przy kimś ani sam to tym razem oczy mi lekko się zaszkliły a dłonie zacisnęła mocniej na kierownicy.
- Kurwa...-wyszeptałem. Dziś nie mogłem do niej niestety przyjechać z powodu załatwienia kilku spraw, ale jak byłem w czoraj to lekarze nic nie mówili, że może tego nie przeżyć.
- Asher ty płaczesz?-zapytał mnie Nik.
Nic nie powiedziałem było mi cholernie źle. W głowie miałem tyle myśli o dziewczynie. Teraz nadeszła mnie ochota aby tego skurwiela zabić w jak najboleśniejszy sposób.
- Zadrę go normalnie, ze skóry na żywca-powiedziałem na głos, aby siedzący obok chłopak usłyszał.
- Oho ja jestem za!-krzyknął uśmiechając się chytrze. Wiedziałem, że mój pomysł dla Nika się oczywiście spodoba, bo on sam za tym chujem nie przepadał.

I właśnie tak, nadeszła pora zemsty, która zadzieje się tu i teraz.
___________________

Przepraszam za taką długą przerwę.
Mam nadzieję że rozdział się podoba.

I sorka że jest taki krótki!!

Odnaleziony Skarb [ZAKOŃCZONA] /Poprawki/AutokorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz