16. Kominek

18 4 4
                                    

Rozpalam kominek.

Wrzucam tam kartki z marzeń.

Z tych drzew.

Ile jest w tym ogniu mnie?

Wrzuciłem tam tyle twarzy.

Jakbym mógł zostać każdym.

Jakbym mógł zdobyć każdy szczyt.

Potem słyszę upadku krzyk.

Na szczęście to nie byłem ja.

Znów ktoś tak nisko upadł.

Świat przechodzi tyle zmian.

Jakby ktoś upadek wynalazł.

A ja się zastanawiam, kiedy koniec świata.

Choć to niepozytywne myśli.

Chciałem dotknąć gwiazd.

Mogłoby mnie spalić kilka tych chwil.

Mógłbym poznać ciemności prawdę.

To chyba nie byłoby nic warte.

Tak jak słaby ten dźwięk.

Ja chowam się już pośród drzew.

Taki wokół tłum.

Może dlatego jestem niewidoczny.

Miałem już prawie ze smutku całun.

Chyba kłamałem, że taki styl.

Potem zrobię zdjęcie.

A do nich trzeba się uśmiechać.

Niebo przysłaniało kilka drzew.

Tych słów rozbiłem bank.

Naprawdę wierzyłem, że zdobędę świat.

Chociaż dopiero zaczynałem pisać.

Przed poezją wszystko było jak żart.

Dzisiaj nie potrzebuję map.

W lesieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz