Rozdział XLV - Bójcie się Włoch. Grrrrr

133 18 50
                                    

Pov Włochy

Kiedy miałem wychodzić złapać Maltę, San poprosił mnie jeszcze o pomoc z wciągnięciem Laufera do kantorka, bo już tam z miejscem było słabo. Przestawiliśmy więc inne śpiące ciała i odłożyliśmy Laufera na ziemię.

- Dzięki za pomoc. Możesz już iść - powiedział Marino zamykając kantorek.

- Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się do niego. Jak dobrze mieć przyjaciela z którym możesz kraść ludzi i zamykać ich w schowkach.

Pamiętaj jak go poznałem. Stał na autostradzie i starał się złapać jakąś podwózkę. Z nudów go wziąłem do mojego auta. Po jakimś czasie zaczeła nas gonić policja. San powiedział mi w tedy że to go ścigają za to że włamał się do sieci rządowej i wykradł z niej dane. Zaintonował mi. Zgrabnie zgubiłem policję, a z powodu że akurat był mi potrzeby haker i San nie miał gdzie się podziać, to przugarąłem go do siebie. Później staliśmy się przyjaciółmi. Nigdy mnie nie zawiódł.

W całym pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy pisk, porównywalny do tego jak ktoś przejedzie widelcem po tablicy. Następnie z głośników, które są w prawie każdym pomieszczeniu w tym zamku, rozległ się głos.

- Witaj włamywaczu... Wiem że tam jesteś... Znalazłam twojego kolegę. Jeśli chciałbyś go jeszcze kiedyś zobaczyć żywego to przyjdź proszę do MOJEGO biura, gdzie złożysz broń. Jeśli nie pojawisz się w ciągu piętnastu minut to twójemu znajomemu stanie się coś strasznego - powidziała przez głośnik moja kuzynka. Dałbym sobie dłowe uciąć że ma teraz na sobie ten swój wredny uśmieszek.

Mam tu tylko dwóch "kolegów", San Marino i...

Spojrzałem przerażony na kamery.

W pokoju Sana nikogo nie było.

Zacisnąłem pięści z złości.

Zabrała mojego Aniołka. Nie daruję jej tego.

- Włochy? - spytał cicho Marino.

- Co?! - spojrzałem na niego wściekłe. Chłopak się trochę speszył moim tonem głosu.

- Ochłoń trochę, wyglądasz jakbyś chciał przeprowadzić masową eksterminację - powiedział równie cicho.

- Jedyna osoba którą w tej chwili chce zabić to Malta - powiedziałem zimno. Wściekły skierowałem się w stronę wyjścia z ogrodu botanicznego.

- Nie możesz! To twoja jedyna rodzina! - krzyknął za mną San.

- Słuchaj mnie teraz - podszedłem bliżej niego - Nikt nie będzie mi mówił co mi wolno, a co nie! Jasne?! - powiedziałem ostro chwytając go za kołnierz koszulki.

San Marino spojrzał na mnie zlękniony.

- Jasne - odpowiedział cicho.

- Pilnuj więźniów - rozkazałem chłodni, po czym rzuciłem chłopaka na ziemie. Ponownie skierowałem się w stronę drzwi.

Nikt mi nie będzie rozkazywał. I nikt mnie nie będzie odciągał od zemsty.

Wkurzony do granic możliwości ruszyłem w stronę gabinetu.

Ta zasrana szmata pożałuje że się zbliżyła do mojego Aniołeczka.

Nigdy jej tego nie wybaczę.

Szedłem przez korytarze automatycznie. Nie obchodziło mnie czy ktoś mnie w tej chwili zobaczy. Najważniejsze jest teraz dobro Polski.

Zabije ją. Zabije ją. Zabije ją i wszystkich którzy jej pomogli.

🥀Czerwone maki na Monte Cassino 🥀 Countryhumans ItaPol  🌹Zakończone🌹Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz