IV

297 10 0
                                    

- Co oni tutaj robią!? - krzyknąłem zaskoczony widząc mechy Administracji.

Byli wyraźnie przygotowani do walki. Po ostatnim razie, o którym opowiadał nam Zane, mogli się na nas wszystkich ostro wkurzyć. Poniekąd się nie dziwiłem. To w sumie jest ich praca. Szkoda jednak, że nie potrafią odróżnić tych dobrych od tych złych.

- Chcemy unicestwić droida o nazwie Zane! A przez to, że go bronicie, to unicestwimy również was.

Przeraziliśmy się, mimo to, że ludzie z Administracji i tak nie potrafią zbyt dobrze walczyć. Mieli za to dostęp do nieograniczonej technologii, co dawało im nad nami lekką przewagę.

- Nie możemy się jakoś dogadać? - spytał Cole trzymający już w dłoni miecz.

- Na rozmowę czas już minął. Poddajcie się wszyscy albo zostaniecie przez nas unicestwieni. - krzyknęła agentka.

- A czy macie... - zaczął Zane, ale agent Administracji go wyprzedził.

- Mamy wszystkie możliwe papiery na dokonanie naszych celów. - wyjął plik kartek - Do tego wszystko wydrukowane i podbite w trzech kopiach.

Nie za bardzo wiedziałem o co chodziło Zane'owi z tym czy mają papiery, najwyraźniej nie opowiedział nam wszystkich szczegółów ostatniej akcji. Trudno mi było to określić.

Agenci po chwili otoczyli nasz statek. Nie strzelali. My byliśmy w pełnej gotowości. Zawsze dawaliśmy im radę teraz też damy.

- Nya, Cole, wy idźcie od tyłu. Arin, Sora i Wildfire bronicie przodu. - zarządziłem - Ja i Zane zostajemy na środku. - uśmiechnąłem się do nindorida.

Momentalnie wszyscy ustawili się na pozycjach. Wyciągnąłem miecz, a to samo zrobiła po chwili reszta. Sora i Cole odpalili swoje mechy żywiołów. Riyu uniósł się w powietrze. Byliśmy gotowi.

Ale nie na to.

- Walker, wchodzisz. - powiedział jeden z agentów.

Zamarłem. Wszyscy zamarli. Na Perle pojawił się nie kto inny jak Jay Walker, ninja piorunów ubrany w służbowy garnitur Administracji. Stanął przed nami z oschłą miną. Chyba nic nie pamiętał. Wyprali mu pamięć w tej całej, głupiej agencji. Czułem złość, byłem kompletnie zmieszany i rozdarty. To był nasz przyjaciel.

- Jay! - krzyknęła Nya upuszczając miecz na ziemię i podbiegła do swojego chłopaka.

Ani się obejrzałem, a leżała już na podłodze trafiona piorunem. Płakała. Nie z bólu fizycznego, a emocjonalnego. To był jej chłopak, jej narzeczony. Nikt z nas nie chciał go atakować. Nie chcieliśmy zrobić mu krzywdy za żadne skarby, ale on był innej myśli. Nie pamiętał kim jesteśmy, nie wiedział kompletnie nic o swoim dawnym życiu. O tym ile żyć kiedyś uratował, ile musiał ścierpieć i ile razy wygrywał. To był całkowicie ktoś inny. Nie było już tam naszego Jay'a.

- Nya! - Cole podbiegł do dziewczyny. Ta szybko odpowiedziała, że nic jej nie jest. i wróciła się lekko kuśtykając po miecz.

- Jay. Nie chcemy z tobą walczyć. Proszę wróć do nas. - zaczął Cole - Nic nie pamiętasz!? To my!

- Nigdy was nie widziałem. - powiedział oschle Walker. - A moje zadanie to unicestwić droida o nazwie Zane i wszystkich tych, którzy go bronią.

Po tych słowach piorunem oberwał również Cole. Odrzuciło go aż za stery. Ruszyłem na przód bez miecza, nie zrobiłbym tego przyjacielowi. Nie mogłem zrobić mu krzywdy. Wystrzelił do mnie piorunem. Zrobiłem szybki unik i biegłem wciąż przed siebie. Kolejny piorun przeleciał mi koło nosa. Starałem się o tym nie myśleć. Jay nie był teraz moim celem. Podbiegłem szybko do jednego mecha Administracji. Użyłem spinjitzu strącając z niego pilota, a sekundę później zrobiłem to samo z drugim. W szlak za mną poszli Arin i Sora, którzy zaczęli walczyć z pozostałą dwójką agentów. Zaraz potem dołączył do nich Riyu. Szło mi całkiem nieźle, ale i tak chciałem im pomóc. Niestety w końcu trafił mnie piorun. Zaraz potem drugi i trzeci. Upadłem na podłogę. Czułem jak prąd ogarnia moje ciało. Zrobiło mi się słabo. Chciałem wstać, ale atak się powtórzył. Moment później kolejny. Nie mogłem się bronić. Nie zrobię krzywdy mojemu przyjacielowi, nawet jeśli działa przeciwko mnie.

- Przestań... proszę... - wychrypiałem cicho.

Było mi strasznie słabo. Pieczenie narastało z każdym kolejnym oberwaniem z pioruna. Dostałem w bark. Przeszył mnie zimny dreszcz. Syknąłem z bólu resztkami sił. Dalej nie byłem gotowy na atak. Nawet nie dałbym rady. Kolejny cios. Padłem na posadzkę już kompletnie bezwładnie, a z nosa zaczęła mi lecieć krew. 

Wtedy usłyszałem kroki. Doskonale znałem ten metalowy chód. Kątem oka wydziałem jak Zane zagradza Jay'owi drogę nie dając mu szansy na ucieczkę. Walker próbował się wydostać z całych sił, ale lód stworzony przez Zane'a był wyraźnie za gruby. Nagle obraz zaczął mi się rozmazywać. "Nie, tylko nie teraz" - pomyślałem. Moje ciało miało jednak całkowicie inne plany. Zemdlałem.

Nastała cisza.

Wydawało mi się, że się budzę, jednak powieki nie chciały się podnieść. Były zbyt ciężkie. Usłyszałem coś.

- Hej Nya... - to był Cole. - Jak się trzymasz?

- Nic... Nic mi nie jest - wyczułem w jej głosie nutę kłamstwa.

- Wiesz, że to konieczne. - zaczął - Musimy odstawić Jay'a do klasztoru, bo z nim na pokładzie ciężko będzie nam uratować jeszcze Kai'a. Chcesz z nim zostać? Zawsze może to zrobić ktoś z nas. Wybór zostawiam tobie. - powiedział czule ninja ziemi.

- Ja po prostu nie umiem pogodzić się z tym, że on nic nie pamięta, Cole. Widziałeś co zrobił Lloydowi? - zapłakała.

- Wiem. Ale w klasztorze znajdziemy sposób na to żeby przywrócić mu pamięć. Na pewno Nya. - powiedział ze współczuciem - Wiesz co kiedyś słyszałem? "Czasem trzeba kogoś stracić. Tylko po to, żeby dowiedzieć się, że naprawdę kogoś kochasz." ("Lose Somebody" OneRepublic <3). Najpierw straciłaś chłopaka, później brata. A teraz odzyskałaś swojego narzeczonego, ale... bez pamięci. Może przynajmniej Kai wróci bez szwanku...

Dziewczyna zaśmiała się cicho.

- Ja chyba chcę lecieć Cole. Czuję, że tam gdzie polecimy, znajdziemy odpowiedź także w sprawie Jay'a. - powiedziała już trochę weselej.

- W takim razie poproszę Zane'a żeby z nim został. A tak w ogóle to wiesz czy opatrzył już Lloyda? - spytał o mnie zaniepokojony.

- Chyba tak. Dosyć mocno od niego oberwał. - dodała mistrzyni wody pociągając nosem.

- Ale młody wyjdzie z tego jak zawsze. W końcu musicie ratować Kai'a. - po tych słowach coś we mnie drgnęło.

Zakończyli rozmowę. Czyli mieliśmy "naszego" Jay'a. Zostawiliśmy go z Zanem w klasztorze i byliśmy w drodze po Kai'a. Usiadłem na łóżku i potarłem bark. Wszystko wskazywało na to, że rano bedziemy na miejscu, ale czy ta cała akcja nie zabrała nam zbyt dużo cennego czasu?

Hej hej!
Wleciał kolejny rozdział. Kto też oczekiwał powrotu Jay'a (czemu twórcy tak go pomięli w serialu!?)! Spokojnie, będzie o nim jeszcze osobny wątek. Ale co dalej? Jak Kai radzi sobie w więzieniu Zakazanej Piątki? Tego dowiecie się w następnej części <3.
~ Wasza Lidka

Come back || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz