Oczami Lloyda
Od jakiegoś czasu byłem już przytomny, ale mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Po prosty nie dawałem rady wstać. Wnioskowałem, że była noc ze względu na brak większych hałasów. Czasem słyszałem tylko czyiś cichy szloch. Czyi? Nie mam zielonego pojęcia.
Nagle na moje powieki spadły promienie słońca. Leniwie otworzyłem oczy, gdyż strasznie zaczęło mi to przeszkadzać. Leżałem na kanapie przykryty moją pościelą. Statek delikatnie kołysał się na wietrze, a światło słoneczne oświetlało pokój. Podparłem się delikatnie rękoma i powoli podniosłem. Wszystko mnie bolało, a głowa była chyba lekko rozpalona. Pierwsze co zobaczyłem to białe łóżko lekarskie na którym ostatnio to ja leżałem. Teraz był na nim... Kai. Nie pamiętałem dokładnie wszystkiego co stało się podczas ostatniej akcji, bo razem ze światem realistycznym mieszały mi się różne wizje. Jednak wyglądało na to, ze wszystko się udało. Przez to zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu. Odetchnąłem z ulgą. Zaraz obok nieprzytomnego ninja ognia spała wykończona Nya. Ostatnia walka musiała ją wiele kosztować. Pewnie też to jej płacz słyszałem tej nocy.
Po chwili zmusiłem moje nogi do wstania. Podparłem się lekko o kanapę i wyrównałem kroki. Podszedłem powoli do czerwonego ninja. Miał założone pełno różnych opatrunków. Jeden na nadgarstku był minimalnie przesiąknięty krwią. Do prawej ręki miał też podpiętą kroplówkę. Chłopak oddychał powoli i w ogóle się nie ruszał. Ktoś musi się nim porządnie zająć. W tym momencie mam na myśli Zane'a, oczywiście.
Stwierdziłem, że muszę się przebrać. Mój strój był już trochę zużyty i potrzebował by zaopiekowała nim się pralka. Ruszyłem więc w stronę mojej kajuty. Obchodząc kanapę dostrzegłem jeszcze śpiącą z boku na materacu Bonzle. Po chwili byłem już na miejscu. Zegar wskazywał godzinę 5:20, więc wszyscy jeszcze spali. Otworzyłem małą szafę i wyciągnąłem nową katanę. Ta była trochę inna od reszty, gdyż miała więcej złotych symboli. Nie była przez to najwygodniejsza ale nic innego nie miałem przy sobie. Szybko przetransportowałem się do łazienki. Przemyłem twarz zimną wodą. Byłem strasznie blady, a włosy miałem w artystycznym nieładzie. Chociaż nie wiem czy można go w ogóle nazwać artystycznym. Przebrałem się, zawiązałem pas i wyszedłem się przewietrzyć.
Słońce prawie całe znajdowało się już na niebie tworząc piękne niebo w odcieniach różu i turkusu. Wiatr był bardzo lekki i przyjemny. Wręcz ciepły mógłbym powiedzieć. Zamknąłem oczy i trwałem chwilę w tym stanie.
Po chwili usłyszałem głośne ziewanie.
- Cześć młody! - przywitał się ze mną Cole ubrany nadal w czarną piżamę z pomarańczowymi paskami. Na nogach miał czarne japonki. Wyglądał przynajmniej śmiesznie - Jak się spało?
- Zawsze mogło być lepiej. - odparłem cicho. Przez większość nocy dręczyły mnie stare wizje. Znowu. - A co z Kai'em? Jak się trzyma?
- Jeszcze nie kontaktował. - westchnął mistrz ziemi, a mina lekko mu zrzedła - Wczoraj ja, Bonzle i Nya go opatrzyliśmy, ale to wymaga interwencji Zane'a, albo jakiejś magicznej herbatki od Mistake.
- Herbaty możemy poszukać w klasztorze, mam na myśli tą... Tą którą kiedyś trzeba było naprawić mnie... - głos mi się załamał. Nigdy więcej nie chcę przeżywać tego piekła. A to wszystko stało się przez moją lekkomyślność. - Ale i tak ktoś powinien na niego zerknąć. Nie wygląda zbyt dobrze. Nie powiem, że... Martwię się.
Na te słowa Cole podszedł do mnie i delikatnie chwycił mnie za ramię. Teraz razem podziwialiśmy ten majestatyczny wschód słońca. Znów chciało mi się płakać, ale nie mogłem przy mistrzu ziemi. On był zawsze taki twardy i w ogóle. A ja będąc coraz starszy... Się rozklejam.
Nie wiem dlaczego, ale jakoś nagle poczułem się bezpiecznie. Wreszcie chwila wytchnienia po natłoku ostatnich zdarzeń. Nie mieliśmy praktycznie przerwy od ostatniej walki. Podobnie było za czasów Synów Garmadona. Kiedy tylko pomyślałem o tej organizacji przerzedł mniej jakiś zimny dreszcz. Ale to już za nami. To już przeszłość.
- Też nie potraficie już spać? - zawołała Sora wyrywając mnie z natłoku myśli, która pojawiła się nagle jakby znikąd za nami.
Energicznie się odwróciliśmy i przywitaliśmy z dziewczyną, która również podeszła do barierki Perły. Miała na sobie biało-różowe dresy w przeciwieństwie do Cole'a ubranego w piżamę. Że mu nie było zimno...
- Pięknie tutaj. - oznajmiła i po chwili dodała - Sama nie mogłam dzisiaj zasnąć. Nie wiem jakim cudem Arin, Wyldfire i Riyu mogą tak twardo spać. Życie na statku nie jest takie proste jakby się mogło wydawać.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Rzeczywiście miała rację. Do turbulencji w czasie lotu trzeba się przyzwyczaić. Sam kiedyś musiałem.
- Nie wiem jak wy ale ja jestem strasznie głodny. - zagaił Cole.
- W takim razie możesz zrobić śniadanie. - odegrałem się z lekkim uśmieszkiem. - Z jedzenia nie wiem co zabraliśmy z Klasztoru. Ale Zane na pewno coś przygotował.
- Ja mogę pomóc. - dołączyła się mistrzyni technologii.
Wszyscy się rozeszli, a ja wpatrywałem się jeszcze w słońce widniejące już w pełnej okazałości na niebie. Nagle poczułem czyiś dotyk na ramieniu. Odwróciłem się.
- K-Kai... - wyjąkałem i chciałem przytulić przyjaciela. Ten jednak się odsunął.
Już ogarnąłem sytuację. Kolejna wizja.
Ta jednak była jakaś inna, bo otaczający mnie świat był normalny, jedynie ninja ognia wyglądał dziwnie. Jakby poświata, albo duch. Nie powiem, zmroziło mi to krew w żyłach.
- Nie mam za dużo czasu. - odezwał się, a moje serce jakby stanęło w miejscu. Nie potrafiłem złapać oddechu. - Lloyd, ja nie wiem ile jeszcze z wami zostanę. Ja cierpię. Proszę. Pomóż mi.
Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Duch Kai'a podniósł spuszczoną wcześniej głowę. Na jego twarzy malował się smutek i ból. Chciałem go przytulić. Podbiegłem do niego... i wtedy obraz zniknął, a ja ściskałem w rękach powietrze. Nie zastanawiając się więcej pobiegłem do salonu. Nie było w nim już Nyi. Zapewne poszła się przebrać. Kai za to leżał tak jak wcześniej. Odgarnąłem jego brązowe kosmyki z twarzy. Malowało się na niej takie samo cierpienie jak w wizji, ale było bardziej prawdziwe. Pomimo to oddychał spokojnie. Pogłaskałem go lekko po głowie. Był dla mnie jak starszy brat. Nie mogłem stracić i jego.
Po chwili do pokoju weszła mistrzyni wody ubrana również w nowe niebieskie kimono przepasane bordowym pasem.
- Lloyd... - zaczęła drżącym głosem. Teraz zauważyłem jej czerwone od płaczu oczy - Musisz to zobaczyć.
Nie oglądając się pobiegłem na mostek. Byli tam już wszyscy. Szybko doszedłem do barierki i wtedy moim oczom ukazał się...
Klasztor Spinjitzu.
Z wielką dziurą wyglądającą jakby ktoś rzucił tam bombę. Gdzieniegdzie walały się odłamki ściany. Szybko wylądowaliśmy i zeskoczyliśmy z pokładu. Pobiegłem cały w emocjach do środka. Na szczęście ucierpiał jedynie salon i kuchnia.
- Zane! Jay! - wołałem zrozpaczony.
Nigdzie ich nie było, a w salonie można było dostrzec wyraźne ślady walki. Złapałem się za głowę nie wiedząc co robić. Momentalnie upadłem na kolana. Nie było Zane'a czyli nie ma kto pomóc mistrzowi ognia. Niedawno odnaleziony Jay znów został porwany, a połowa klasztoru to po prostu gruzy.
Dlaczego? Dlaczego to wszystko musi się dziać akurat teraz...
Hejka!
Przepraszam jeśli ten rozdział zanudził was na początku ale musiałam czymś rozluźnić akcję ;). Ogólnie dochodzimy już do końca tej książki, ale spokojnie nie zostawię was bez kontynuacji. Szykujcie się na następne części i wyczekujcie!
Wasza Lidka <3
CZYTASZ
Come back || Ninjago
FanfictionKiedy Kai trafia do wymiaru Zakazanej Piątki, a Lloyda zaczyna dreczyć pewna nowa wizja, ninja decydują się uratować przyjaciela. Ale czy podołają temu zadaniu? Czy Kai wytrzyma w tym wymiarze tak długo, a ninja zdążą na czas? Zapraszam na opowieść...