Z dedykacją dla _S4n4_. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba <3.
Wszedłem do szpitala. Nie no, raczej tam wbiegłem. Pomieszczenie było dość nowoczesne. Wszystkie ściany były białe z gdzieniegdzie porozwiesznymi obrazami. W środku panował istny chaos. Tutaj biegli lekarze, z drugiej strony jakieś osoby z teczkami w crocsach. Pełno było też zwykłych cywilów i rodzin. Porozglądałem się trochę i znalazłem recepcję.
Nie mogliśmy ruszać Kai'a z Perły, więc po prostu zdecydowaliśmy się kogoś zawołać. O ile się tak dało...
Podszedłem więc do recepcjonistki odkładakącej właśnie telefon.
- Ekhm. Dzień dobry? - moje przywitanie zabrzmiało trochę pytająco i niezręcznie.
Wężonka o różowych łuskach była stale wpatrzona w ekran komputera klikając energicznie w srebrną klawiaturę. Miała na sobie turkusowy strój z białymi rękawkami. Po chwili odwróciła głowę w moją stronę robiąc dziwną minę.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie ściągnąłem kaptura. Szybko więc go zdjąłem ukazując moją zmieszaną twarz i lekko spocone blond włosy.
- Mam nagły wypadek. - zacząłem trochę się jąkając - Nie możemy przyprowadzić tutaj poszkodowanego. Czy jest jakiś lekarz, który może pójść razem ze mną? Proszę.
- Jakiego rodzaju nagły wypadek? - dopytała się.
- On... - zaciąłem się i przypomniałem opowiadanie Bonzle - On ucierpiał w walce.
Recepcjonistka jakby niewzruszona znów wtopiła wzrok w monitor komputera. Ścisnąłem ze stresu jej biurko po czym moje rany na dłoniach zaczęły się sączyć i strasznie piec.
- Wygląda na to, że lekarz dostępny będzie za 3 godziny. - powiedziała spokojnym głosem.
- Nie mamy tyle czasu! - krzyknąłem chyba trochę za głośno i obracając się w koło na pięcie chwyciłem się za głowę.
- Przepraszam, ale nic na to nie poradzę. Proszę poczekać.
Wężonka wskazała następnej osobie w kolejce aby podeszła. Odszedłem od biurka. Mimowolnie usiadłem na jednym z wolnych krzeseł. 3 godziny!? Nie mamy tyle czasu, za żadne skarby...
Schowałem oczy w dłoniach i rozmyślałem nad tym co zrobić dalej. Nie miałem pojęcia ile jeszcze działać będzie herbata. Nie wiedziałem nic o aktualnym stanie mistrza ognia tracąc pół godziny na recepcji i w kolejkach.
Spojrzałem na moje dłonie. Były całe zakrwawione podobnie co do kolan. Po drugiej stronie długiego korytarza zauważyłem łazienkę. Zdecydowałem się tam pójść. W końcu powinienem sobie to przemyć aby nie spowodować zakażenia. Pchnąłem barkiem drzwi i skierowałem się w stronę umywalki. Włączyłem zimną wodę i oblałem ręce.
- Aah. - syknąłem z bólu, bo rany zaczęły strasznie piec.
Już miałem obmyć kolana kiedy ktoś dotknął mojego braku. Szybko się odwróciłem. Za mną stał chłopak. Miał może z 15 lub 16 lat. W sumie był chyba w wieku Arina. Jego promienną twarz zdobiły brązowe zmierzwione włosy i podobnego koloru oczy. W dodatku ubrany był w fioletową bluzę z małą, żółtą naszywką w kształcie kaptura ninja i czarne joggery. Lewą rękę miał w gipsie. Wydawało mi się, że skądś znałem tą twarz.
- Czy ty to zielony ninja? - spytał z entuzjazmem w głosie.
- Eee. - zatkało mnie. Serio tak się zmieniłem? - Tak, to ja Lloyd Garmadon.
- No nie wierzę! Słyszałem tylko o tym jak ostatnim razem uratowaliście świat przed fuzjowstrząsami. Sam starałem się pomagać, ale wylądowałem w tej całej dziurze i potem jak było po wszystkim to wróciłem... - opowiadał - Wtedy złamałem sobie rękę. Dzisiaj ściągają mi gips. Ale to nie pierwszy raz. Mi cały czas się takie rzeczy dzieją, więc jestem przyzwyczajony. Aaa i tak na marginesie to może mnie pamiętasz... Ten chłopak od gazet, Nelson. "Fioletowy ninja".
CZYTASZ
Come back || Ninjago
FanfictionKiedy Kai trafia do wymiaru Zakazanej Piątki, a Lloyda zaczyna dreczyć pewna nowa wizja, ninja decydują się uratować przyjaciela. Ale czy podołają temu zadaniu? Czy Kai wytrzyma w tym wymiarze tak długo, a ninja zdążą na czas? Zapraszam na opowieść...