XVII

259 13 10
                                    

Ta wiadomość jakoś do mnie nie dotarła. Poczułem tylko lekki powiew wiatru kiedy Pixal wybiegła sprintem z pokoju. Ja stałem tam nadal jak jakiś słup soli wyryty w ziemię. Starałem się trochę otrząsnąć i dojść do siebie po czym powoli opuściłem pokój. Byłem pewny, że strasznie zbladłem oraz było prawdopodobne to, że lekko się trząsłem

Powoli wyszedłem za drzwi i podszedłem do salonu. Był tam. Siedział oparty o białą poduszkę na łóżku o tym samym kolorze. Wyglądał na szczęśliwego. A może i był wzruszony. Na swoich brązowych włosach nie miał wszystkim nam znanej pasty, a ubrania całe miał wygniecione. Nadal wyglądał na oszołomionego. Cała ekipa zebrała się naokoło ninja ognia. Ja dalej będąc w szoku i w jakimś dziwnym transie podbiegłem do łóżka.

- K-kai! - krzyknąłem i zacząłem po prostu płakać.

Tym razem to były łzy szczęścia. Wreszcie poczułem jak moja głowa przestaje być taka ciężka i staje się spokojna. Objąłem czerwonego ninja w pasie i wylałem łzy w jego strój. Ten odwzajemnił mój gest. Teraz zdałem sobie sprawę z tego, że całe to moje cierpienie i wszystko co przeżyłem ostatnimi dniami było warte tej chwili. Wreszcie go odzyskałem. My go odzyskaliśmy. Przyjaciela, brata, nauczyciela... I największego ekstrawertyka w ekipie.

- Młody, możesz mnie już puścić hehe... Tak trochę nadal mnie boli wszystko. - zaśmiał się wciąż trochę blady Kai.

Na te słowa momentalnie się odsunąłem i przetarłem oczy.

- Nawet nie wiesz jakiego stracha nam napędziłeś! - krzyknęła do brata Nya cała rozemocjonowana.

- No dosłownie! - dodała po chwili Sora - Nawet "wielka mistrzyni żaru" się przejęła! - mówiąc zrobiła cudzysłów rękoma.

Wyldfire słysząc to odwróciła się, a na jej twarzy pojawił się wielki czerwony rumieniec. Zaśmiałem się w duchu.

- Bez ciebie to nie było to samo. - zaznaczył Cole i uśmiechnął się do mistrza ognia, na co ten trochę się speszył.

- Jak w ogóle udało ci się tam przeżyć!? - dopytywał cały czas Arin, który chyba też w to nie dowierzał.

- No... Jakoś w miarę się dało...

Następne dwie godziny Kai opowiadał nam o sowim pobycie w wymiarze Zakazanej Piątki. Część z jego monologu zgadzała się z moimi wizjami, co wzbudziło we mnie jakiś dziwny niepokój. Bo widziałem i wciąż widzę różne dziwne rzeczy. Niektóre wydają się niewinne, a inne mrożą krew w żyłach. W sumie to większość jest straszna. Jakoś tak w połowie wypowiedzi ninja ognia się wyłączyłem i zacząłem rozmyślać. Nad Zanem, Jay'em, tym całym turniejem i Rasem. Bo w końcu wojna się nie skończyła. Wygraliśmy jedynie jedną bitwę. Zastanawiało mnie to czemu to wszystko ucichło. Czy może to oni szykują ten cały Turniej Źródeł? Z moich przemyśleń wyrwało mnie pewne zdanie wypowiedziane przez Kai'a:

- Tylko jest jeden problem. - wszyscy ucichli, a ja powróciłem do żywych - Na wolności jest dwójka z Zakazanych.

Chyba zrobiło mi się słabo.

- Ale jakim cudem!? - krzyknęła zdezorientowana mistrzyni wody.

- Jeden z nich opętał tą jakąś dziewczynę z Imperium. Jak ona miała? - zamyślił się - Aaa, Jordana.

Zatkało mnie. Czyli dwóch było na wolności. Ha! Cudownie... No lepiej być nie mogło.

- Niemożliwe. - mówiąc to Cole opadł ciężko na kanapę - To się nam namnożyli...

- Dobra, może lepiej teraz się nie zadręczajmy. Rozmowę możemy dokończyć przy jakimś posiłku, bo padam z głodu. - wykrzywił się lekko Kai.

- Taak. - odpowiedziałem dalej czując gulę w gardle - Nya, Cole zrobicie coś do jedzienia?

Oboje przytaknęli.

- A reszta może pomóc w nakryciu stołu. - zaproponowałem spoglądając na Arina, Sorę i Wyldfire.

Po chwili wszyscy się rozeszli. Zostałem sam na sam z mistrzem ognia.

- Chciałbyś się odświeżyć? - spytałem.

- Nawet nie wiesz jak o tym marzę... - zaśmiał się.

Podszedłem do niego i pomogłem mu się podnieść. Zauważyłem pewien grymas bólu na jego twarzy. Wziąłem go pod ramię i ruszyliśmy w stronę łazienki.

- Ah... - jęknął.

- Wszystko w porządku? - spytałem trochę zmartwionym głosem.

- Nnie, wszystko w porządku. - odparł.

- Dasz radę sam?

- Tak, nie ma sprawy. - odpowiedział opierając się o umywalkę - Tylko byłbym wdzięczny jakbyś przyniósł mi jakieś czyste ciuchy...

- Jasne, nie ma sprawy.

Ruszyłem do kajuty mistrza ognia. W środku panował lekki chaos, ale zgrabnie przedarłem się przez porozrzucane miecze i inne rzeczy. W szafie leżały dwa kimona. Zadecydowałem, że wezmę to bez zbędnego i ciężkiego pancerza. Nie powinien jeszcze się dodatkowo męczyć. Mając to co chciałem opuściłem pokój i ruszyłem w stronę łazienki.

- Kimono kładę pod drzwiami, okej? - oznajmiłem.

- Oczywiście, nie ma problemu. - odpowiedział głosem stłumionym przez drzwi.

Postanowiłem wyjść się przewietrzyć. Na zewnątrz panował już półmrok, a słońce chowało się za chmurami tworząc miejsce dla księżyca. Stanąłem przed barierką i znów zacząłem rozmyślać. Już od dawna, czyli od około siedmiu godzin nie miałem żadnej wizji, co było dziwne. Chyba szykowało się coś mocnego. Zawsze tak było kiedy nastawała taka długa przerwa. Zawsze. Nagle usłyszałem jakieś kroki. Obejrzałem się. Stał tam Kai kurczowo trzymając się ściany. Szybko do niego podbiegłem i wziąłem go pod ramię.

- Miałeś mnie zawołać! - skarciłem go.

- Nic takiego mi nie mówiłeś. - zaśmiał się cicho. No, to była prawda.

Oparliśmy się znów delikatnie o barierkę. Oddychałem głęboko świeżym powietrzem. To samo zrobił czerwony ninja i zamknął oczy.

- Brakowało mi tego. - przyznał nagle.

- Czego dokładnie? - dopytałem.

- Powietrza, Perły, was... - westchnął - Niby nie byłem tam długo, ale wydaje mi się, że czas dla każdego tam płynie inaczej. Dla mnie zdecydowanie się dłużył. Nie umiem tego do końca wytłumaczyć, ale mój organizm to odczuł.

Szczerze mu współczułem. Za nic nie powinno go to spotkać. Zdecydowanie nie powinno.

- A gdzie jest Zane? - spytał znów wyciągając mnie z transu.

Poczułem dziwne zimne dreszcze i ten straszny niepokój. Ale musiałem mu opowiedzieć, więc to też zrobiłem.

- Czyli powtórka z rozrywki. - wypuścił głośno powietrze.

- Coś w tym stylu... - odparłem cicho.

- Młody, będzie dobrze. - objął mnie ramieniem, a ja poczułem ciepło i bezpieczeństwo, nawet pomimo jego słabego uścisku.

- Chłopaki! - usłyszałem głos Pixal - Chodźcie na kolację. Wszystko już przygotowane.

Wziąłem mistrza ognia pod ramię i wtedy poczułem się jeszcze słabiej. Głowa zaczęła mi pulsować, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Padłem na kolana i chwyciłem się za głowę. Chyba nawet zacząłem krzyczeć. Straciłem całkowicie świadomość.

A dosłownie chwilę później byłem już w innej rzeczywistości.

Chyba będzie kolejny rozdział <3

Dzisiaj nie za długi rozdział i raczej z małą ilością akcji, ale myślę, że wam się podobał. Jeszcze raz bardzo dziękuję za aktywność! Naprawdę jesteście wielcy. Nie spodziewałam się, że ta książka będzie miała tyle wyświetleń! A w następnym rozdziale zlustrujemy trochę sobie umysł Lloyda ;).

To co? Do następnego?

Trzymajcie się <3

~ Wasza Lidka

Come back || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz