II

345 18 0
                                    

- Ninja nigdy się nie poddają! - podniosłem głos lekko podburzony.

Zane ciągle stawiał się mojemu pomysłowi ratunku Kai'a. Z jednej strony go rozumiem, bo w końcu jest nindroidem i zawsze ocenia sytuację racjonalnie. W dodatku nadal ściga go ta cała Administracja. Praktycznie w każdym momencie mogą go dopaść. Ja owszem byłem w emocjach, adrenalina znów we mnie wrzała, a ból głowy nie dawał spokoju. Może i nie myślałem trzeźwo, ale tutaj chodzi o naszego przyjaciela. Tutaj chodzi o rodzinę. Nagle zakręciło mi się w głowie. Czy tylko mnie zrobiło się nagle tak gorąco? Opadłem na krzesło.

- Lloyd! - głos Arina to było ostatnie co usłyszałem.

Znów to samo. Najpierw błysnął leżący Kai, później księga, jaskinia, smok energii. Ale zmieniło się jedno. Wyczułem obecność kogoś jeszcze. Nie był to nikt z Zakazanej Piątki, ale zdecydowanie ktoś był tam z Kai'em. Kogo jeszcze mogło wciągnąć? Długo się nad tym nie zastanawiałem, bo nagle coś mnie uderzyło. Naprawdę mnie uderzyło, bo aż padłem na kolana. To wojownik wilczej maski. Jeszcze bardziej bezwzględny niż kiedykolwiek. Gołymi rękami roztrzaskał mój miecz. Chciałem z nim walczyć, już nawet byłem gotowy. W mojej głowie cały czas widniała myśl, że to tylko wizja, ale walka była jak najbardziej prawdziwa. Bark piekł niesamowicie. Z każdym ciosem robiłem się słabszy. Jakbym bił się z czymś czego nie da się pokonać. Sam wojownik walczył jakby nie czuł moich ciosów. A może ja w cale się nie biłem? Sam już nie wiem. Czułem jedynie wykończenie i narastający ból. Nagle pojawił się smok. Nie wiem dlaczego, ale chyba z jakiegoś powodu ucieszyłem się na jego widok. Otworzył paszczę, wystrzeliła energia i otworzyłem oczy. Wszyscy stali nade mną i się wpatrywali. Bolał mnie każdy odcinek ciała, a niby przeżyłem tylko sen. Oddychałem bardzo ciężko. Chciałem się podnieść, ale nie mogłem. Czułem jak plecy przywierają mi do miejsca w którym leżałem. Ninja ziemi chyba to zauważył i na szczęście pomógł wstać. Oparłem się powoli o kanapę.

- Co to było Lloyd? - odezwał się cicho Arin.

- To... - czułem jak pod wpływem bólu łamie mi się głos. - To była walka z wilczym wojownikiem. Ja chyba naprawdę walczyłem.

Znowu poczułem na sobie wzrok przyjaciół. Cole i Nya wyglądali na mocno zaniepokojonych, a Arin i Sora jakby trochę się bali. Chyba musiałem być blady jak ściana, bo nawet Zane patrzył na mnie tak jakoś dziwnie, jak na nindroida oczywiście. Po chwili zaczął mnie skanować. Dałem mu zrobić swoje, nie miałem siły ma żaden opór. Po chwili podał mi szklankę wody, a ja posłusznie wypiłem.

- Rzeczywiście twoje parametry wskazują na to, że przed chwilą walczyłeś. Chociaż zawsze mogą się one mylić, gdyż nie zostały stworzone do badania odczuć po wizjach. - zaczął Zane - Jesteś poobijany i obolały, a w dodatku masz stłuczony bark.

- Okej Zane, dziękuję. - strasznie nie lubiłem słuchać tych wszystkich informacji o moich parametrach - To wszystko nie zamienia faktu, że musimy ratować Kai'a. Ta wizja to kolejny znak, ja to wiem. Proszę. Pomożecie mi?

Przez chwilę każdy się zastanawiał. Sekundka. Nie było z nami Wildfire. Czyżby po prostu nie stawiła się na zebranie?

- Lecimy po Kai'a - wypalił nagle Cole wyciągając mnie z zamyślenia.

- Tak! - dodała razem reszta.

- Uratujmy naszego przyjaciela. - skończył ze zdeterminowaniem nindroid, a ja z nagłego przypływu endorfin po prostu go objąłem.

- Muszę zrobić coś jeszcze. - pożegnałem się z ekipą, która ruszyła przygotować Perłę oraz bagaże i poszedłem do pokoju Wildfire, a raczej do stajni jej smoka.

Stanąłem przed bramką i nasłuchiwałem. Cisza i spokój - czyli pierwszy dziwny znak. Zazwyczaj jest tutaj pobojowosko, a teraz wszystko było na swoim miejscu. Zapukałem i szybko wślizgnąłem się do środka. Pierwsze kroki stawiałem dosyć cicho, ale chwilę później zauważyłem, że dziewczyna nie śpi. Podszedłem powoli i delikatnie dotknąłem jej barku.

- Hej, nie było cię na spotkaniu. - zacząłem cicho.

Nie otrzymałem odpowiedzi. Wybuchowa Wildfire, którą wszyscy znali została zakopana gdzieś pod powłoką tęsknoty za przyjacielem. Tylko z Kai'em tak naprawdę najlepiej się dogadywała. Musi być jej teraz ciężko.

- Wiemy jak odbić Kai'a. - wypaliłem głośniej, a ta się do mnie odwróciła. Zgaszona iskra w jej oku nagle znów się pojawiła. Wstała szybko i spojrzała się na mnie.

- Mówisz, że da się go jakoś uratować?

- Tak jest, przynajmniej mam takie przeczucie. - wyznałem prawdę.

- Oby twoje przeczucie było trafne, bo ja chcę odzyskać mistrza ognia. - wypaliła.

- Myślałem, że ty uważałaś się za mistrzynię. - zaśmiałem się, a tamta się lekko zarumieniła.

- To kiedy ruszamy!?

- Jak najszybciej.

- Co ci się stało z twarzą? - spytała wprost.

Spojrzałem w lekko rozbite lustro na ścianie i rzeczywiście byłem strasznie blady. Trudno mi rozgryźć czy to przez wizję, czy jeszcze po bitwie, ale z drugiej strony i tak nie czułem się najlepiej.

- Muszę się tylko dobrze nawodnić. - odpowiedziałem po chwili. Nie była to do końca prawda.

Pokazałem Wildfire gestem aby wyszła ze mną. Podeszliśmy do Perły. Ekipa szybko się uwinęła z pakowaniem, bo jak weszliśmy na statek - wszystko było gotowe. Pożegnaliśmy się jeszcze z Panem Frohickim i wylecieliśmy z klasztoru. Kierowałem statek tam, gdzie podpowiadały mi wizje. Wierzyłem, że to ten właściwy kierunek.

Wszystko poszłoby nam jak po maśle gdyby na drodze nie pojawiły się cztery wielkie mechy. Zane jednak miał rację. Administracja nie da tak łatwo za wygraną.

Oto kolejny rozdział! Ninja już ruszają w podróż, ale co dalej? Czy intuicja Lloyda nie zawiedzie? Co jak natrafią na nowe niespodziewane przeszkody? Zapraszam na następną kontynuację.
Miłego czytania.
~ Lidka

Come back || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz