Nagle przestałem tak jakby czuć. Byłem chyba w jakimś lesie. Nie identyfikowałem tego miejsca. Było jakieś obce i dziwne. Rozejrzałem się uważnie i ruszyłem przed siebie.
Coś jakby kazało mi tam iść, więc po prostu się "posłuchałem". Przez bardzo długi czas po prostu mijałem drzewa z fioletowo-różowymi liśćmi. Czasem słyszałem cichy i stłumiony śpiew ptaków. Ale wyjątkowo rzadko. Ruch w ogóle mnie nie męczył. Tak jakbym nie był ciałem, a chyba duszą. W każdym razie tak to sobie tłumaczyłem, bo nic lepszego nie mogłem wymyślić.
Po chwili natrafiłem na ogromną przepaść. Mam już z nimi pewne doświadczenia, więc po prostu wskoczyłem. Po dwóch sekundach krótkiego lotu wylądowałem na ziemi robiąc przewrót w przód przez bark. Naturalnie żeby nie uszkodzić sobie głowy, chodź i tak nadal wydawało mi się, że nie jestem tutaj ciałem.
Przede mną pojawiła się masywna fioletowa brama z symbolami w kolorach białym i czerwonym. Symbole te przypominały jakieś koło, a w środku były tylko jakieś dziwne znaki. Nie rozszyfrowałem ich.
Coś znów mi podpowiadało aby wejść do środka. Ale jak? Podszedłem bliżej bramy i chciałem ją pchnąć. W tym samym momencie moja dłoń po prostu przez nią przeszła. Czyli chyba jednak byłem tylko swoją duszą. Odetchnąłem trochę z ulgą. Bez problemu przedostałem się na drugą stronę. Moim oczom okazało się coś w rodzaju jakiegoś miasta zwieńczonego w środku olbrzymią świątynią. Naokoło nie było nikogo oprócz jednej osoby szukającej czegoś w małej, drewnianej studni. Zgrabnie ją ominąłem i skierowałem się w stronę świątyni.
Żeby tam dojść musiałem jeszcze przejść przez pokaźny czerwony most pod którym znajdowała się jakaś jaskinia. Przynajmniej to wywnioskowałem. Całe to małe miasteczko wyglądało jak coś w rodzaju ustawki. Nie mieszkało tutaj jakoś dużo ludzi, a wszystko wyglądało jakby dopiero było szykowane na przybycie kogoś. Tylko kogo?
Koniec końców dotarłem do drzwi światyni. Budynek był biały z granatowymi dachami w azjatyckim stylu. W dodatku na najwyższym piętrze była złota głowa smoka. Zgrabnie przez nie przeniknąłem. Środek był naprawdę imponujący. Wręcz podobny do pałacu Chena. Ale nie mąciłem sobie tym na razie głowy. Na samym środku pomieszczenia znajdowały się schody które prowadziły na piętro otoczone balkonem, gdzie znajdowały się kolejne schody o podobnym zastosowaniu.
Zidentyfikowałem gdzieś z 4 takie kondygnacje. Postanowiłem więc udać się na górę. Szybko pokonywałem kolejne stopnie. W pomieszczeniu było bardzo cicho, co tylko wyostrzało moje zmysły. Kiedy dotarłem na górę, ujrzałem olbrzymią ilość drzwi. Wszystkie wyglądały praktycznie identycznie i były pomalowane na kolor bliski złotemu. Nie zastanawiając się przeniknąłem przez pierwsze drzwi. Środek mnie szczerze zaskoczył. Były tam cztery łóżka. Każde miało inny kolor. Jedno było limonkowe, drugie - szare, trzecie - fioletowe, a czwarte błękitne. Przy każdym łóżku były jakieś obrazy i szafki nocne. Na pościeli leżały jakieś stroje i bandany. Jedyne co wydawało się wyjątkowo dziwne, to brak możliwości otworzenia okna. Było zaplombowane. Nie powinno tak być. Wyszedłem więc z pomieszczenia i ruszyłem do następnego. Wyglądało praktycznie identycznie, tylko kolory trochę się różniły. Przeszedłem tak każdy pokój aż w końcu trafiłem do jednego.
Przeniknąłem przez przedostatnie drzwi i dosłownie mnie zamurowało. Było tam osiemm łóżek. Kolejno w kolorach: zielony, czerwony, niebieski, ciemnoniebieski, czarny, różowy, bordowy i biały. Normalnie nie byłbym jakiś przestraszony czy coś. Gdyby na dwóch z tych łóżek nie leżeli Zane i Jay. Byli nieprzytomni, przykryci kocami i lekko poobijani. Okej mistrz błyskawic był. Na nindroidzie można było dostrzec jedynie lekkie zadrapania i wgniecenia metalu. Innymi słowy już wiedziałem gdzie byłem i nie podobało mi się to. W ogóle mi się to nie podobało.
Już miałem zacząć uciekać. Odwóciłem się. Chciałem dostać się do ekipy i o wszystkim im opowiedzieć. Ruszyć na ratunek przyjaciołom. Ale wtedy drzwi się otworzyły, a przez nie wszedł wojownik wilczej maski. Nie ten którego znaliśmy. Ten był fioletowy. Miał czerwone oczy i krwiste pazury. Byłem pewny, że nie był on wzmocniony przez Gong Rozbijania, bo inaczej pewnie wyglądałby jeszcze groźniej. Z jednej strony nie byłem tutaj ciałem więc nic nie mogłoby się stać. Prawda?
Stanąłem więc jak wryty. Wojownik przeszedł przeze mnie. Poczułem niesamowity ból. Jakbym zaczął wracać do rzeczywistości. Widziałem mroczki pod oczami. Świat zaczął się kręcić i rozmazywać.
Nagle trafiłem do jakiejś pustki. Przede mną stał ten sam wojownik w wilczej masce. Przypomniała mi się wizja kiedy ostatnio walczyłem z podobnym, ale tym którego już kiedyś widziałem. Za nic nie chciałem ponownie przechodzić tego piekła. Ale najwyraźniej świat miał inne plany. Antagonista ruszył na mnie z impetem otwierając pazury. Nie zamierzałem jeszcze bardziej tracić sił. Więc po prostu się odsunąłem. W mojej głowie pojawił się spokój. "Nie będę z tobą walczyć, a i tak cię pokonam" - te słowa wybrzmiały w moim umyśle. Znałem je aż za dobrze. Towarzyszyła im nostalgia, smutek, żal... Ale również radość i euforia. Wszystkie emocje jakby wrzucone do miksera i wymieszane na największych obrotach. Ja jednak zachowałem harmonię i połączenie z otoczeniem. Zgrabnie omijałem ciosy przeciwnika sam w ogóle ich nie wykonując. Po jakiś dwudziestu minutach wojownik stanął w miejscu i jakby rozpłynął się w powietrzu. Tak po prostu.
W tym samym momencie podłoga pode mną zaczęła się zapadać i kruszyć. Usłyszałem dźwięk szkła. Tym samym zacząłem spadać w przepaść. Czułem jak wnętrzności w brzuchu robią mi fikołki. Nagle uderzyłem w podłogę. Podobnie jak przed spotkaniem ze Smokami Źródła. Doskonale poczułem upadek i pieczenie z nim związane. W okół mnie nie było jednak smoków, a za to pojawiły się wydarzenia z mojego życia. Mały Lloyd kradnący cukierki, Pożeracz Światów, złoty ninja walczący z Mrocznym Władcą... Aż doszedł do wspomnienia bitwy z Kryształowym Władcą. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę wiele przeszedł. Jednak wizja się na tym nie skończyła. Ona biegła dalej, coraz bardziej przyspieszając. Widział swoje samotne życie po fuzji, a potem naukę nowych rekrutów. Obrazy jeszcze bardziej przyspieszały dezorientując mój umysł. Wyspałem jeszcze ratunek Kai'a, a następne wizje leciały tak szybko, że nie mogłem tego zidentyfikować. To byka chyba przyszłość.
Nie zmiania to jednak mojego celu. Teraz liczy się Zane i Jay. Nie ma nic w tej sprawie do gadania.
Właśnie wtedy się obudziłem. Gwałtownie podniosłem się widząc mroczki pod oczami i zaraz opadłem na ziemię. Nagle zauważyłem, że naokoło mnie zebrała się cała ekipa.
- Mamy problem... - wyduchałem ciężko oddychając - I nowe wyzwanie...
Czy chciałem je podjąć? Tak. Czy miałem dość? Też tak. Ale dla przyjaciół zrobię wszystko. Zawsze.
Przynajmniej tak sobie wmawiałem.
I tym właśnie sposobem płynnie przechodzimy do końca i do następnej książki.
Dzisiaj krótko, ale serdecznie zapraszam jeszcze na epilog.
Do zobaczenia kochani.
Trzymajcie się!
~ Wasza Lidka <3P.S. Jeśli macie jakieś przemyślenia czy pomysły o co chodzi z turniejem to zachęcam do podzielenia się <3

CZYTASZ
Come back || Ninjago
Hayran KurguKiedy Kai trafia do wymiaru Zakazanej Piątki, a Lloyda zaczyna dreczyć pewna nowa wizja, ninja decydują się uratować przyjaciela. Ale czy podołają temu zadaniu? Czy Kai wytrzyma w tym wymiarze tak długo, a ninja zdążą na czas? Zapraszam na opowieść...