6. Jesteśmy rodzeństwem, Grayson

158 8 0
                                    

Grayson

Wtorek. Głowa mi pękała od ilości alkoholu, który w siebie wlałem poprzedniego wieczora. Mamie nagadałem coś o grypie żołądkowej, a ona nie drążyła tematu, widząc mój stan i otoczenie – czekające na moje wymiociny wiadro przy łóżku i dzban wody.

Im bliżej wieczora, tym było mi lżej. Komórka bez przerwy dzwoniła, wprawiając mnie w stan wkurwienia. Za każdym razem był to Xavier. Nie odbierałem, chociaż patrzyłem na wyświetlacz telefonu, mając nadzieję, że w końcu będzie się do mnie próbowała dodzwonić Casey.

Nic z tych rzeczy. Najwyraźniej nadal miała mnie tam, gdzie słońce nie dochodziło. Dlaczego miałaby się przejmować? Przecież dała mi pierdolonego kosza.

To tylko jeszcze bardziej mnie podkręciło. Miałem już wstać i ją poszukać, a później wygarnąć, co miałem do powiedzenia, ale gdy tylko podniosłem lekko głowę z łóżka, skronie mi niemiłosiernie pulsowały, nie pozwalając zrealizować plan.

Obiecałem sobie, że dokonam tego jutro. W końcu odebrałem telefon od Xaviera, bełkocząc coś o kacu, na co ten odetchnął z ulgą – nie wiem, czy z ulgi, czy zrezygnowania.

***

Środa. Kac gigant minął, więc tym razem zwlokłem się do szkoły. Przedostatni dzień normalnych lekcji. W piątek czekało nas rozdanie dyplomów, a moje życie nadal leżało w rozsypce. Byłem zdeterminowany, by go posklejać z powrotem w całość. Nie do wiary, że niedawno byłem w jebanym niebie, by teraz smażyć się w piekle. Miałem nadzieję, że to jakiś głupi wybryk Casey Hopkins.

Na poważnie wziąłem do serca rozmowę z barmanem. Byłem pewny, że mnie kochała, więc nie mogła tak zwyczajnie dać mi odejść. Musiała mieć jakiś powód, o którym nie wiedziałem, prawda? Odległość nie była żadnym racjonalnym powodem do rozstania. Czekały nas jeszcze długie wakacje, więc dlaczego nie chciała ich wykorzystać, jeżeli zamierzała się ze mną rozstać?

Rozstać. Jeżeli wcześniej nie wiedziałem, czy żywię do jakiegokolwiek słowa nienawiść, to teraz byłem pewny, że było nim „rozstanie". Casey się ze mną nie rozstanie. Nie pozwolę kurwa, na to. Uzupełnialiśmy się, byliśmy dla siebie stworzeni. Rozdzielenie naszej dwójki burzyło harmonię całego świata i zwiastowało zniszczenie. Wkrótce to do niej dotrze, ale ja nie będę na to czekał. Sam jej to uświadomię. Wrócimy do siebie i znów będzie dobrze. 

Wyczekiwałem do ostatniej pierdolonej minuty na parkingu, by wyjaśnić z Casey zaistniałą sytuację, ale ona się nie pojawiła.

Nie pojawiła się na pierwszej lekcji. Siedziałem z nadzieją, że pojawi się na kolejnej.

Nie pojawiła się na drugiej lekcji. Zaciskałem zęby ze zdenerwowania.

Nie pojawiła się na trzeciej lekcji. Wciąż tliła się we mnie nadzieja, ale z każdą sekundą coraz bardziej gasła.

Nie pojawiła się na czwartej lekcji. Nie miałem już złudzeń. Nie zamierzała się pojawić, a ja liczyłem na to, że miała ku temu dobry powód.

Nie pojawiła się na piątej lekcji, więc wyszedłem ze szkoły, nikomu się nie tłumacząc.

***

Czwartek.

Kurwa.

Nadal jej nie było, ale dzisiaj dotrwałem tylko do drugiej godziny lekcyjnej.

Przez cały dzień rozważałem opcję, czy do niej nie przyjechać.

Ostatecznie, resztkami jebanego rozsądku zdecydowałem się poczekać do jutra.

Na następny dzień czekało nas rozdanie dyplomów. Musiała się pojawić. Na pewno się pojawi, a ja z nią porozmawiam.

Ruins, baby - cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz