15. Miłość, która unosi nad ziemią

125 8 2
                                    

Casey 

Wpatrywałam się w białe snopy światła, padające na podłogę mojego pokoju. Próbowałam poukładać w myślach to, co działo się na przestrzeni ostatnich miesięcy.

Colton do mnie ciągle wypisywał i nie miałam pojęcia czy dlatego, że chciał utrzymać naszą przyjaźń, czy może była to forma flirtu i niewinny podchód. Starałam się odpisywać już wtedy, kiedy było to konieczne, ponieważ nie chciałam dawać mu złudzeń. Wiedział, że kochałam się w Graysonie, pomimo okoliczności w jakich się obydwoje znaleźliśmy.

Brakowało mi przyjaciół. Chociaż się widywaliśmy poza szkołą, to już nie byliśmy tą samą paczką, co w szkole. Życie nie zdawało się tak beztroskie jak wcześniej, a poza tym, mój najlepszy przyjaciel się we mnie bujał, co nieco rozwalało nasz krąg. Tamte chwile nie wrócą – w końcu wszystko zamieni się w wspomnienia. Uświadomienie sobie tego sprawiło, że kołatało mnie w sercu. Nie wiedziałam, jak miałabym sobie poradzić na nowym uniwersytecie z całkiem nowymi osobami, nowymi salami, nowymi profesorami, w skrócie – z wszystkim NOWYM. To mnie przytłaczało. Bolała mnie głowa, ilekroć sobie przypomniałam o tym, co mnie czekało. Wakacje już nie jawiły się jako błogi wypoczynek, kiedy zżerał mnie stres.

Telefon na biurku zawibrował, więc poderwałam się z łóżka na którym dotąd leżałam. Spodziewałam się zobaczyć imię Coltona na wyświetlaczu, ale to nie on.

Musimy się spotkać. Teraz. – Głosiła wiadomość Graysona.

Wiedziałam, że chodziło o te pieprzone wyniki DNA. Minęły już ponad dwa tygodnie od naszej ostatniej rozmowy, a on obiecał się odezwać. Nie chciałam, aby ta bomba uderzyła we mnie ponownie.

Nie miałam siły, by zmierzyć się z Graysonem. Był moim bratem. Posiadaliśmy geny Victora.

Narodził we mnie nadzieję, że to wszystko było snem, ale w głębi duszy wiedziałam, jaka była prawda, a podważanie jej tylko działało na naszą niekorzyść.

Gray: Jeżeli nie odpowiesz w przeciągu pół minuty, będę zmuszony podjechać pod twój dom.

Pobiegłam do łazienki i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam paskudnie – tłuste włosy, zaróżowiałe od temperatury policzki i szorstka cera spowodowana pomijaniem porannej rutyny self-care.

Cassy: Za godzinę w Boston Common.

Gray: Wybij sobie z głowy. Mogę czekać co najwyżej dziesięć minut.

Westchnęłam.

Cassy: W takim razie za dwadzieścia minut.

Gray: Mam rozumieć, że moje dziesięć to twoje dwadzieścia?

Uśmiechnęłam się do ekranu.

Cassy: I nie mieszkam w domu, tylko kamiennicy.

Gray: Więc podjadę pod twój dom, który jest kamienicą, madam.

W ciągu tak krótkiego czasu nie było mowy o umyciu włosów. Przebrałam się z piżamy w jeansy i bluzkę na ramiączkach. Tak, przesiadywałam całe dnie w piżamie. Skoro spędzałam czas na łóżku, to czemu miałabym ubierać coś przyzwoitego? Tylko ludzie narzucają sobie jakieś chore wymagania, których trzeba przestrzegać, na przykład to, by piżamy używać tylko w porze nocnej. Włosy upięłam w splątany kok. Nieco je przegrzebałam, by nieumyte włosy nie rzucały się aż tak bardzo w twarz. Gdyby ktoś rzucił na nie frytki, usmażyły by się w trybie natychmiastowym. Prezentowałam się obskurnie, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałam czasu, by temu zaradzić.

Ruins, baby - cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz