21. Tęsknie za Tobą

113 7 0
                                    

Casey

Studia nie okazały się takie straszne, jak mi się wydawały. Z dnia na dzień czuję się tutaj coraz bardziej sobą i uświadamiam sobie, że uczelnia niedużo się różni od liceum. Zaprzyjaźniłam się z jedną dziewczyną, imieniem Georginia.

Minęły już dwa tygodnie, od rozpoczęcia nauki a tęsknota za Grayem z dnia na dzień się pogłębia. Naprawdę chciałabym go mieć przy sobie. Słyszenie jego głosu sprawia, że po zakończeniu rozmowy telefonicznej zawsze się rozklejam. To niesprawiedliwe, że musimy znosić tak wielką odległość od siebie. Floyda jednak była marzeniem Graysona, a ja nie mogę zabierać mu marzeń.

Nauki jest od groma, ale chociaż profesorowie są uprzejmi i wydają się skorzy do pomocy – zobaczymy, jak wyjdzie to w praktyce.

Colton dzwonił dużo razy, na tyle dużo, że można by go było zaciągnąć do sądu za nachodzenie, ale w końcu odebrałam. Błagał o spotkanie, więc się zgodziłam. Naprawdę żałuje swojego zachowania i przepraszał mnie za to; mówił, że nie powinniśmy kończyć naszej relacji, bo wiele wspomnień nas łączy i świetnie się ze sobą dogadujemy. Chociaż bolało mnie serce, powiedziałam mu, że nie powinniśmy utrzymywać kontaktu. Oto dlaczego: on jest we mnie zakochany, ja mam chłopaka i nic nie czuje do swojego przyjaciela. Gdzieś między nami będzie istniało przeświadczenie o jego uczuciach do mnie, co zdecydowanie tworzy między nami mur.

***

- Tęsknie za tobą. – Powiedział cicho Grayson.

On na Florydzie. Ja w Bostonie.

Kilometry są do dupy.

- Jeszcze tydzień i się zobaczymy – przypomniałam entuzjastycznie.

- Nie sądziłem, że tak źle będę to znosił.

- Ja też nie czuję się z tym najlepiej.

- Naprawdę nie chcesz przemyśleć Florydy? – zapytał z nadzieją w głosie. Nadzieją, która jeszcze się tliła, chociaż za każdym razem gasiłam jej żar wiadrem zimnej wody, mówiąc:

- Nie. To nie dla mnie, Grayson. Przetrwamy studia i zamieszkamy razem.

- Mówisz, jakbyśmy rozmawiali o okresie miesiąca, a nie trzech pieprzonych lat.

Westchnęłam głośno.

- Casey?

- Ta?

- Nie chciałabyś mnie odwiedzić?

- Niby kiedy? – parsknęłam.

- Za tydzień. Miałem lecieć do ciebie, ale pomyślałem, że fajnie, gdybyś poznała Florydę, zobaczyła moje mieszkanie, coś tam ponarzekała o tym, jaki beznadziejny mam gust i inne takie. Wiem, że to głupi pomysł, ale moglibyśmy spędzić ze sobą naprawdę fajny weekend, mógłbym cię zabrać gdzieś na randkę i poza tym...

Wystrzelał słowa z prędkością karabinu, a ja oczami wyobraźni widziałam, jak spacerujemy po Florydzie na tle zachodzącego słońca, a później całujemy się w jego łóżku, gdzie nikt nie ma prawa nam przeszkodzić. Przypomniałam sobie, jak prawie TO zrobiliśmy i moje policzki zaczęły płonąć. Czułam w sobie wielkie pożądanie do tego faceta, nie wiedziałam, czy za sprawą tęsknoty, czy rosnącego uczucia. Z każdym dniem dowiadywałam się o nim coraz więcej i widziałam różne szczegóły, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Wejście z kimś w związek jest niczym kredyt zaufania – nigdy do końca nie wiemy, kim ten ktoś jest w głębi serca. Jak na razie, Grayson spisywał się idealnie, a ja tygodniami nie czułam smaku jego słonych ust.

- Zgoda. – Ucięłam.

- Naprawdę się zgadzasz?

- Zdaje się, że właśnie to powiedziałam.

- Casey! Boże, gdybyś tu była, uścisnąłbym cię na śmierć, ale jesteś w Bostonie i na twoje szczęście jeszcze trochę pożyjesz. To... nie wiem, ale chyba się popłaczę.

- To dobry pomysł, Grayson. Masz rację, powinnam ponarzekać na twój wybór beznadziejnych kubków w różnokolorowe koła. Kto wybiera tak durny wzór? – zaśmiałam się.

- Ty masz kubek z Myszką Mickey!

- To mój stary kubek do którego mam sentyment! – krzyknęłam żartobliwie w swojej obronie.

- Dobra, uniewinniam cię.

Nastała między nami głucha cisza, podczas której słychać było nasze nierównomierne oddechy.

- Siedem dni, Casey. I wykorzystam każdą pierdoloną sekundę, by się tobą nasycić. Po dwóch dniach ze mną będziesz ledwie żywa. Tak tylko uprzedzam.

- Nie boję się, Grayson – odrzekłam zadziornie.

- Przekonamy się.

Chwilę później się rozłączyliśmy, a ja już nie mogłam się doczekać, aż tydzień dobiegnie końca, bym mogła się z nim zobaczyć. W jaki sposób nadrobimy zabrany nam czas? Nie wiedziałam, z kolei to, co wiedziałam, to to, że dwa dni z Grayem miną niczym pięć minut, a później znów będę musiała czekać dwa miesiące.

Trochę mnie to zasmuciło, ale starałam się opierać na pozytywach – spędzimy ze sobą dwa, długie dni i teraz tylko to się liczyło. '

***

- Porozmawiaj ze mną, Casey – prosiła błagalnie mama, kiedy zajadałam się tostem z dżemem porzeczkowym. Był moim ulubionym i przysięgam, że mogłabym go jeść nawet samego.

Co do rodzicielki, systematycznie prosiła o rozmowę, jednak za każdym razem ją ignorowałam.

Nigdy jej nie odpowiadałam, zdarzało się, że nieraz przypadkiem na nią spojrzałam. Zachowywałam się, jakby była moim powietrzem i niekiedy było mi szkoda, że w taki sposób ją traktuję, ale zaraz później przypominałam sobie, jak ona zachowała się względem mnie i magicznym sposobem, współczucie odchodzi.

Złapała mnie za rękę, gdy podniosłam się z krzesła. Szarpnęłam ją, by wyrwać się z jej uścisku. Matczyna skóra paliła moje ciało, przypominając mi o tym, jakim była potworem. Jak można swojej córce zabronić miłości? Chciała mnie bronić, ale w ten sposób? Nikt o zdrowych zmysłach tak nie działa.

- Zostaw mnie w spokoju.

- Nie możesz wiecznie mnie unikać. Jestem twoją matką! – krzyknęła.

- Matką, która mnie perfidnie okłamała! Jesteś bezczelną matką. Nawet nie wiesz, przez co przechodzę w swojej głowie. Nie zauważasz, że mój nastrój uległ zmianie. Żyjesz w swoim świecie – prychnęłam.

- Wiem, wiem o tym Casey – wycedziła. – Ale chcę się naprawić, zrozum to. Każdy zasługuje na drugą szansę.

- Nie każdy – sprzeciwiłam się.

- Ludzie popełniają błędy, żałują, naprawiają się. Męczy mnie to, że traktujesz mnie tak lekceważąco. Nie możesz mnie znienawidzić do reszty – popatrzyła się na mnie swoim błagalnym wzrokiem, pod którym niemal się ugięłam.

- Trzeba było myśleć o tym wcześniej.

Podążyłam do drzwi wyjściowych. Wyszłam na dwór i zaczęłam cała drżeć, a następnie wybrałam numer do Graysona. Zawsze mi pomagał uporać sobie z problemami – zawsze dawał rady, których potrzebowałam.

Skrzynka pocztowa.

Zadzwoniłam jeszcze raz.

Cisza.

Skończył już zajęcia. Zazwyczaj odbierał. Wybrałam numer po raz trzeci, skończywszy z takim samym skutkiem. W końcu się poddałam, co wywołało we mnie płacz. 

Ruins, baby - cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz