Grayson
Nie chciałem odchodzić. Czułem się niemal tak samo, jak wtedy, kiedy oznajmiła mi, że to koniec.
Tym razem to nie był koniec, ale nic nie mogłem poradzić na swój niemalże płaczliwy nastrój.
Z głośników wybrzmiewał irytujący, kobiecy głos, nakazujący podejść do sali odpraw pasażerom samolotu, który miał ich przenieść na Florydę. Jednym z nich, rzecz jasna, byłem ja. W tej chwili, kurewsko tego żałowałem. Wpatrywałem się w smutne oczy Casey, starając się zapamiętać każdy rys jej twarzy, nim odległość zabierze mi ten widok.
Wyglądała pięknie, jak zawsze. Spędziliśmy ze sobą długie wakacje, ale nawet miesiące nie były nas w stanie przygotować na to, co działo się w naszych wnętrzach. Wcześniej staraliśmy się odpędzać nadchodzącą rozłąkę i nie rozmawialiśmy o mojej wyprowadzce, ale już nie mogliśmy dłużej uciekać przed tym faktem.
Wszyscy wokół pędzili, co rusz trącając nasze złączone w objęciach ciała.
- Powinieneś iść – powiedziała Cassy. Problem był w tym, że nie chciałem nigdzie iść bez niej.
Nie mówiłem jednak nic, bo nie mogłem się załamywać. Odchrząknąłem więc i mruknąłem burkliwie:
- Ta.
Ostatni raz pogładziłem ją po plecach, złapałem za ramiona i cofając się o krok, pocałowałem ostatni raz w usta. Smakowały słodko, niczym truskawki zatopione w cukrze.
- Nie zauważysz, kiedy miną te dwa miesiące – podniosłem ją na duchu, chociaż sam nie wierzyłem własnych słowom. Ustaliliśmy, że będę zjeżdżał co osiem tygodni, bo częstsze wizyty tylko by mnie rozstrajały. Dwa miesiące brzmiały jednak desperacko długo.
To są pierdolone, D-W-A miesiące.
Bez jej dotyku.
Bez jej głosu na żywo.
Bez wpatrywania się w jej urzekające tęczówki.
Bez jej śmiechu, który docierał do głębin mojej duszy.
Dwa miesiące bez Casey w całej postaci.
Starałem się być optymistyczny, ale odległość oznaczała, że między nami zbuduje się pewien mur, niezdolny do przeskoczenia. Nie da się w końcu być blisko siebie, kiedy dzieli was tyle kilometrów. Nie da się utrzymywać tą samą intymność rozmowami przez telefon, co rzeczywistym kontaktem.
Marzenia były ważne. Przyszłość była ważna. Miłość nie powinna oznaczać rezygnacji z drugiego człowieka, ale cholernie bolało, gdy musiało się to robić dla własnego dobra. Tak trudno wtedy sobie przetłumaczyć, że jest to potrzebne, gdy serce woła o obiekt westchnień.
Casey w końcu się ode mnie oderwała, a ja zmuszony, zacząłem się oddalać. Paliły mnie oczy, gdy podążałem do sali odpraw. Rozczulałem się jak jakiś szczeniak.
Ludzie żyją w związkach na odległość, prawda? Nam też się uda, tylko musimy dojść do pewnego porozumienia. Kiedy w końcu wyrobimy sobie wspólną rutynę związku, będzie nam lżej. Teraz jest okropnie, bo musimy przeskoczyć z codziennego kontaktu do wielomilowej odległości.
Będzie dobrze.
Wierzę w to.
***
Boston był urokliwym miastem, ale to, co ukazało się moim oczom, gdy samolot przelatywał nad Florydą, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Widziałem zdjęcia na internecie czy w gazetach, ale nie mogło się to równać z widokiem, który się mi prezentował. Wszędzie rozlewała się turkusowa woda, która obiecywała młodzieńczą przygodę.
Oczami wyobraźni widziałem, jak zajadam się grejpfrutami, weekendami opalam na egzotycznych plażach a wieczorami przechadzam się po uroczych ulicach. To tylko była głupia wizja, bo tego miasto Gainesville, gdzie mieścił się Uniwersytet Florydzki, nie posiada. Na krótki moment zapomniałem chociaż o rozłące z Casey.
Gdy samolot wylądował, pozbierałem swoje rzeczy i wyszedłem. Gnieździło się we mnie dużo emocji: zmęczenie, tęsknota, przerażenie jak i podekscytowanie. Taksówka zabrała mnie pod wskazany adres budynku, w którym miałem spędzić najbliższe lata. Myślałem już o szukaniu pracy, ale stwierdziłem, że powinienem najpierw się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Czekało mnie kupno nowych sprzętów do mieszkania, które w zasadzie widziałem tylko na ogłoszeniu. Umówiłem się z facetem, od którego brałem wynajem, że zadzwonię, kiedy będę się zbliżał.
Teraz stałem przed nim, delikatnie sapiąc, po wytaszczeniu walizki na trzecie piętro. Zadzwoniłem dzwonkiem, a następnie moim oczom ukazał się umięśniony, łysy facet z brodą, którego rękaw pokryty był tatuażami.
Rozwarłem usta, ale nim cokolwiek z nich zdążyło wyjść, on mnie wyprzedził.
- Siema mordo, wchodź do środka.
- Jasne – odchrząknąłem.
- Mason – podał mi rękę, przedstawiając się. Uścisnąłem ją, wypowiadając swoje imię.
- Tak jak się umawialiśmy, mieszkanie jest do twojej dyspozycji od dnia dzisiejszego, po podpisaniu umowy. Rozejrzyj się. Znajdujemy się w centrum, więc dostęp do wszystkim sklepów, aptek i innych takich będziesz miał pod dostatkiem. Zresztą, tu wszystkiego jest pod dostatkiem. Niedaleko jest niezła siłka, na którą chodzę. Jakbyś chciał korzystać, mogę podać ci adres, jak ktoś przychodzi z polecenia to ma zniżkę, a dodatkowo jestem dobrym kumplem właściciela, więc będziesz miał wejściówki prawie że za darmo. Widzę, że ty też lubisz w sport. Skąd jesteś? Zdaje się, że nie pytałem – wychylił twarz przez okno, po czym zaciągnął się papierosem. Wystrzelał słowa z prędkością karabinu maszynowego i po tylu godzinach jazdy, nie wiedziałem o czym on pierdoli.
- Z Bostonu.
- O kurwa, kawał drogi – wypuścił dym. – Co ty tu będziesz studiował? W Bostonie nie mają uczelni?
- Przyjęli mnie na Uniwersytet Florydzki.
- O kurwa – powtórzył. – To nieźle. – potaknął głową w uznaniu. – Sportowiec?
- Koszykarz – odparłem.
Gwizdnął w odpowiedzi, a ja zacząłem rozglądać się po wnętrzu. Kuchnia połączona była z salonem – nie przeszkadzało mi to. W mieszkaniu mieściła się również łazienka i sypialnia z małżeńskim, dużym łóżkiem. Musiałem odpędzić, od siebie widok nagiej Cassy w nim. Warto dodać, że miałem też ogromny balkon, co było na plus.
Chwilę później podpisaliśmy umowę, a Brodaty Łysy więcej nie atakował mnie swoją paplaniną. Kiedy wyszedł, uśmiechnąłem się pod nosem i opadłem na kanapę przed telewizorem. Nie czułem nóg, a głowa mi pękała, jednak mimo wszystko, byłem szczęśliwy, że udało mi się tutaj dotrzeć. Z tego powodu nie chcę częstych wizyt w Bostonie, chociaż rozłąka boli. Za niedługo dojdzie mi praca w weekendy, więc tym bardziej mój grafik się rozszerzy.
Długo dyskutowaliśmy z Casey o tym, żeby przeprowadziła się ze mną. Nigdy nie chciała nawet rozważać tej kwestii. Wybrała już studia i nie chciała zmieniać swojej decyzji. Nie lubi zmian, a przeprowadzka do innego stanu wywróciłaby jej świat do góry nogami. Długo zmieniała swoje zdanie co do swojego wyboru – ostatecznie postawiła na Marketing.
Wybrałem numer do niej numer. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Boże, to były najdłuższe cztery godziny w całym moim życiu. Bałam się, że twój samolot się rozbije, a ja będę musiała to wszystko przeżywać i...
- Przestań – uciąłem, śmiejąc się. – Musisz przestać sobie wyobrażać, że się rozbiję, bo tak się składa, że będziesz musiała to znosić co dwa miesiące. Nie chcę twojego zawału serca.
Wciąż wydawało mi się, jakby była obok i nie docierało do mnie, że jest tyle drogi ode mnie. Rozmawialiśmy ze sobą przez kolejną godzinę, później zadzwoniłem do mamy, ale z nią rozmowa trwała dużo krócej.
Zamówiłem sobie pizzę, ponieważ nie miałem jeszcze nic w lodówce, umyłem się i pooglądałem telewizję, aż w końcu pokonał mnie sen.
CZYTASZ
Ruins, baby - cz. 2
Teen FictionKontynuacja 'Infinity,baby'• Casey nie wiedziała, że związała się z przyrodnim bratem. Ta informacja jest dla niej druzgocąca, ale nie sprawia, że przestaje go pragnąć. Z kolei Grayson walczy o dziewczynę i nie pozwala jej odejść, co znacznie utrud...