Ostatni :( Dziękuje Wam za tą przygodę, to dla mnie niesamowite że czytacie to, co piszę i wczuwacie się w historię całym sercem. Do następnego!
Casey
- Sądziłem, że większe mieszkanie rozwiąże problem, ale cholera. Masz tyle tych rzeczy, że zacznę chyba robić z nich stosy – zaśmiał się Grayson.
Stała się rzecz niebywała. Przeprowadziłam się. To była szybka decyzja, która wiązała się również z porzuceniem uczelni w Bostonie. Na szczęście tutaj, w Gainesville, zdołałam znaleźć ten sam kierunek, więc wszystkie oceny mi się przepisały. W dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego nie zdecydowałam się na ten ruch wcześniej. Tutaj, na Florydzie, czuję się bardziej w domu, niż w swoim domu. Może chodzi o to, że jest on tam, gdzie serce Graysona.
Nie chciałam już dłużej trzymać się z daleka od niego. Ta sprawa wyniknęła z mojej inicjatywy – Payne porzucił nakłanianie mnie do tego już dawno. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i nie żałuję. Przeprowadzka pozwoliła mi zostawić przeszłość w tyle i niejako odciąć się od tego, co uwierało mi na duszy.
- A mogłeś grać w CS'a i wpieprzać chipsy, a nie wchodzić w związek – wzruszyłam ramionami, pociągając pędzlem po płótnie. Jeszcze chwilę i skończę dzieło, nad którym pracowałam ostatni miesiąc.
- Cholera, da się to jakoś cofnąć? – zapytał, siedząc na wysokim taborecie. Miał na sobie białą koszulkę na ramiączkach i wyglądał b o s k o. Gdybym chociaż mogła mu zrobić zdjęcie, które później bym przeniosła na papier...
Zbyt dużo ich już mam – zdjęć w sensie. Mam materiału z tym facetem na jakiś kolejny rok.
- Zapomnij. To nie żaden koncert życzeń.
- Jesteś okropna
- Jaką dziewczynę sobie wybrałeś, z taką się męcz.
Słońce wpadało do pomieszczenia, oświetlając sztalugę, na której właśnie malowałam portret. Jego portret.
To on namówił mnie do tego, bym wróciła do swojej pasji. Zarzekałam się, bo byłam przekonana, że to mi przypomni o czasach, kiedy wszystko było inne. Czasach, kiedy nie zostałam zniszczona przez Ashera.
Jakże się myliłam – malowanie sprawiło, że spadł mi z serca ogromny ciężar. To właśnie uwolniło mnie od przeszłości, a nie tak, jak myślałam poprzednio – mnie do niej przywiążę.
Odnajduję siebie w pociągnięciach pędzla. To nie są tylko portrety – to przede wszystkim terapia, hobby, odkrywanie swojej duszy. Jak to możliwe, że Grayson zna lepiej, co dla mnie dobre, niż ja sama?
- Mogę już zobaczyć? Obiecałaś, że dzisiaj skończysz.
- Jeszcze chwila – obiecałam.
Pociągnęłam cienkim pędzlem, by dorysować gdzieniegdzie pojedyncze włosy. W malarstwie liczył się każdy drobny gest, bo to drobiazgi stanowiły całość i sprawiały, że efekt zapierał dech w piersiach.
Bałam się, że wyszłam z wprawy, ale moje obawy były błędne. Uwielbiałam się uczyć nowych technik, paprać się w kolorowych farbkach i łączyć ze sztuką. To niesamowite uczucie i nie zrozumie tego nikt, kto nie umie wejść w świat twórczości.
Co do mamy – pogodziłam się z nią. Jestem na dobrej drodze, by mieć z nią naprawdę dobrą relację, ale to jeszcze chwile potrwa. Nadal uczęszczam na terapię, tylko do innej lekarki, sprawa jasna, z jakiego powodu. Zresztą, Grayson też wybrał się na kilka sesji, by przegadać ze specjalistą sprawę śmierci Victora. Nie sądziłam, że jego śmierć tak go załamie. Zdradził mi swoje ostatnie z nim spotkanie. Nie kryłam swojego zaskoczenia. To, co powiedział, miało sens i zrobiło mi się żal, że poświęcił całe swoje życie dla gniewu.
- Okay – westchnęłam niemal tak, jakbym właśnie skończyła maraton. - Zamknij oczy, a ja odwrócę sztalugę.
- Już – oznajmił, wykonując powierzone zadanie.
- Trzy, dwa... jeden – oświadczyłam.
Obserwowałam, jak otwiera powieki, a następnie usta. Na jego twarzy malowała się konsternacja wymieszana z podziwem. Nie mówił nic, więc w końcu sama zapytałam:
- I jak? – ściszyłam głos, nie wiedząc, czy spodziewać się oklasków, czy może wręcz przeciwnie.
- To... Cholera. To ja? – uniósł brwi.
- Tak Grayson, to ty – parsknęłam śmiechem.
- Nie ma szans, że jestem tak przystojny.
- Dość, że przystojny, to jeszcze inteligentny – schlebiałam mu.
- Casey. TO JEST ŚWIETNE – wstał z taboretu i podszedł do mnie. Ujął moją twarz w swoje dłonie. Sygnet na jego palcu sprawił, że na policzku zrobiło mi się przyjemnie zimno. Śmiesznie łączyło się to uczucie z tym, że w środku mnie rozlewało się gorąco, związane z tym, że był tak blisko. I w dodatku mówił do mnie tym tonem głosu.
Kochałam go tak mocno, że łzy cisnęły mi się do oczów. Był dla mnie ratunkiem, przyjacielem, kochankiem. Był m ó j.
- Nie przestawaj. Na Boga, nigdy nie przestawaj malować. Już teraz rozumiesz? – wbił spojrzenie w moje oczy.
Potaknęłam głową.
Zamilkliśmy, wpatrując się w siebie.
Zastanawiałam się, czy równie często myśli o mnie tyle, co ja o nim, ale gdy wbił się w moje usta, nie miałam już wątpliwości. Oddałam pożądliwy pocałunek, zamykając oczy. Podniósł mnie z podłogi, a ja oplotłam jego talię nogami. Czułam przy sobie twardy, umięśniony tors. Zaprowadził nas do sypialni, gdzie rzucił na łóżko. Błyskawicznie zaczęliśmy się pozbywać z siebie kolejnych części ubioru. Obsypywał mnie pocałunkami po całym ciele, a ja czułam wzrastające we mnie napięcie.
Jeszcze nigdy, życie nie wydawało się prostsze.
Z nim, mogłabym iść na koniec świata.
Z nim, nawet nieskończoność nie byłaby wystarczająca.
KONIEC
Z podziękowaniami dla stałych czytelników, szczególnie dla:
Dziękuję, że wspieracie moją twórczość. Wasze gwiazdki dają motywację!
CZYTASZ
Ruins, baby - cz. 2
Teen FictionKontynuacja 'Infinity,baby'• Casey nie wiedziała, że związała się z przyrodnim bratem. Ta informacja jest dla niej druzgocąca, ale nie sprawia, że przestaje go pragnąć. Z kolei Grayson walczy o dziewczynę i nie pozwala jej odejść, co znacznie utrud...