24. Wyrok

112 7 3
                                    

Grayson

Siedziałem na fotelu, obserwując śpiącą Casey. Po nieprzespanej nocy wyglądałem jak trup, a czułem się jeszcze gorzej. Świadomość, że po dwóch miesiącach nie widzenia się, była tak blisko, a ja nie mogłem jej dotknąć, była nie do wytrzymania. Każda kolejna minuta bez jej cholernego dotyku była torturą.

Powieki dziewczyny drgnęły, by ociężale się podnieść. Oczywiste, że pierwszym, co zobaczyła, byłem ja, siedzący i przyglądający się jej niczym ostatni wariat.

- Grayson! – krzyknęła i natychmiast zasłoniła kocem swoje półnagie ciało. Ubrana była w krótki top i spodenki do spania. Mnie ten widok niesamowicie pociągał, ale nic nie mogłem z nim zrobić.

Zastanawiałem się, czy dzisiaj uda mi się przegadać jej do rozumu. Musiałem. Nie było innej opcji. Nie mogliśmy tak po prostu zakończyć relacji z powodu durnej Sophie, która zdecydowała pocałować mnie po pijaku. Casey musiała mi uwierzyć, musiała zrozumieć, że byłem niewinny. Nie chciałem tego, kurewsko tego nie chciałem. Odepchnąłem ją przecież natychmiast, gdy dotarło do mojej świadomości, co się dzieje. Gdyby nie ten durny telefon na środku korytarza, wszystko byłoby po staremu.

- Dzisiaj wylatuję – oznajmiła, gdy wpatrzony w podłogę nie odpowiedziałem. Mój wzrok był ślepy, myślenie opóźnione, a serce rozdarte na milion kawałeczków.

- Nie wylatujesz – sprzeciwiłem się. – Zostajesz u mnie.

- Zapomnij – prychnęła. – Co dla mnie przygotowałeś? Pokaz lizania się z innymi laskami?

Zadrżałem na to pytanie.

- Nie całuję się z innymi laskami – wycedziłem. – Przynajmniej nie z własnej woli.

- Ah, tak. Zmusiła cię. Już mi ciebie szkoda – przedrzeźniała się.

- Musisz zrozumieć, że to był jeden głupi błąd. Nie mam żadnej innej. Wiem, że inni faceci tak robią, ale na Boga, nie ja. Kurwa, Casey szaleję za tobą. Jak miałbym szukać kogoś innego?

- Masz rację. Ty nie szukasz. Ty już znalazłeś, a to różnica.

Podniosła się z kanapy i teraz już nie przeszkadzał jej fakt, że odsłaniała swoje ciało. Odwróciła się do mnie tyłem i zaczęła podążać w stronę łazienki. Obserwowałem, jak kształtny tyłek nieziemsko prezentował się w za ciasnych, przylegających szortach. Ten widok był tak hipnotyzujący, że niemal zapomniałem, że prowadziliśmy sprzeczkę.

Przytrzymałem drzwi do łazienki w chwili, gdy się zamykały. Oparłem się o framugę, mówiąc władczo:

- Nie wypuszczę cię z tego mieszkania.

- Nie potrzebuję twojego zezwolenia.

- Nie masz zezwolenia, żeby się mi sprzeciwiać.

- Zabawny jesteś – zaśmiała się.

Usiłowała zamknąć drzwi, ale nie radziła sobie z moją siłą. W końcu odpuściła i zaczęła opłukiwać twarz wodą. Gdy skończyła, osuszyła ją ręcznikiem, a ja temu wszystkiemu przyglądałem się z wyostrzoną uwagą.

Poprawiła włosy i chciała już wyjść, ale jej to uniemożliwiłem.

- Chcę wyjść. Wypuść mnie – syknęła.

- Nie ma, kurwa, mowy.

- Wy-puść m-n-i-e – przeliterowała, jakbym miał się przestraszyć tonu tego słodkiego głosu.

Staliśmy blisko siebie, na tyle blisko, że czułem jej oddech na swoim nagim torsie. Łaskotało mnie to i więcej nie wytrzymałem. Złapałem ją za kark i przyciągnąłem do swoich ust. Była zaskoczona, ale nie opierała się. Potrzebowała mnie tak samo, jak ja jej.

Ruins, baby - cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz