5. Zatopione smutki

136 9 0
                                    

Grayson

- Następny – wybełkotałem do barmana, który polerował szklanki. Moja obecność musiała działać mu na nerwy. Był poniedziałek, co oznaczało, że nie miał wielu klientów, a ja zaburzałem spokojny rytm jego pracy, co rusz żądając następnego drinka. Z drugiej strony, musiał być przyzwyczajony do tego typu klientów. W końcu ludzie znajdowali w tym miejscu pokrzepienie, gdy tylko spotkało ich coś, co zdecydowanie przerosło ich możliwości.

Całe szczęście, że miałem ze sobą fałszywy dowód, inaczej nie zatopiłbym smutków nawet w alkoholu. Po rozmowie z Casey, udałem się w oddalone od cywilizacji miejsce. Nie myślałem, w którym kierunku jadę, dopóki nie zatrzymałem się na tym pieprzonym parkingu. Przypomniał mi o tym, jak penetrowałem Casey, a jej się to kurewsko podobało.

Przełknąłem końcówkę wstrętnego trunku, by na krótką chwilę przysłonić bolesne wspomnienia. Dzisiaj pozwoliłem sobie na słabość, ale jutro stoczę kolejną walkę. Nasza dwójka nie może ze sobą po prostu skończyć. Byliśmy sobie pisani, do kurwy nędzy. Czy nie tak?

Zostanę nawet w Bostonie, lub wyprowadzę się na drugi koniec świata – gdziekolwiek, byle za nią. Jeżeli przerażała ją myśl o tym, że miałbym studiować i mieszkać na Florydzie, to zamierzałem dowieść, ze stoczę o nas wiele walk. Była kobietą, o której śniłem po nocach, a nie zamierzałem pozwolić, by każda noc zamieniła się w koszmar.

Barman spojrzał się na mnie z politowaniem, zastanawiając się, czy spełnić moje życzenie, czy może przeprowadzić sesje terapeutyczną, bo z pewnością nie opijałem żadnego zwycięstwa. Był mężczyzną na oko trzydziestoletnim i nie krył swojego niezadowolenia moim zachowaniem. Który młody człowiek upijał się w poniedziałkowe popołudnie? Tylko ja.

- Gadaj co jest, inaczej ci nie poleję – odezwał się.

- A kim ty niby jesteś, żebym ci się spowiadał? Pierdolonym terapeutą? – zadrwiłem.

- Zdradziła cię?

- Skąd założenie, że chodzi o kobietę?

- Szanujmy się. Nikt nie przychodzi topić smutki ze względu na niezdany egzamin w szkole.

- Nie chodzę do szkoły – wycedziłem. – Przecież widziałeś mój dowód.

- Myślisz, że tylko ty jeden robisz ten numer z podrobionym dowodem?

Przewróciłem oczami.

- Polewaj mi i nie pierdol więcej głupot.

- Zapewniam cię, że lepiej ci zrobi wygadanie się, niż kolejny drink. Więc zdradziła cię, czy nie?

- Nie jestem typem wylewnego człowieka i przestań pierdolić, że mnie zdradziła. Nigdy by tego nie zrobiła – odezwała się we mnie potrzeba bronienia Casey przed błędnymi zarzutami.

- A jednak jesteś tu przez nią.

- Ustaliliśmy, że to nie przez żadną kobietę tutaj jestem.

- Nic nie ustaliliśmy. Rzuciła cię?

- Tak, kurwa – nie wytrzymałem. Chciałem, by w końcu dał mi kolejną porcję drinka i przestał mnie męczyć pytaniami, od których bolała mnie głowa. – Rzuciła mnie, zadowolony?! Teraz polewaj.

Tak jak obiecał, wypełnił moją szklankę kolejną porcją trunku. Powoli gubiłem rachubę, który to z kolei. Miałem mocną głowę, ale czułem, jak w moim żyłach zamiast krwi, krąży wódka. Poza tym, nieco rozmywała mi się widoczność, więc może powinienem pomyśleć o zaprzestaniu picia. I potrzebowałem wydrzeć na kogoś mordę na kogoś, kto nie był Xavierem, więc może rozmowa z tym palantem nie była najgorszą opcją.

Ruins, baby - cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz