27. Próbując zapomnieć

103 6 2
                                    

Casey

- Casey... Wiem, że to wszystko dzieje się zbyt szybko, ale czy... Czy myślisz, że moglibyśmy spróbować? Właściwie to nie. Źle sformułowałem to pytanie. Czy chcesz spróbować? No wiesz... Ty i ja. Razem?

Znajdowaliśmy się w parku. Po raz kolejny. To było nasze ulubione miejsce do spotkań i nikomu nie przeszkadzało, że prowadziliśmy tutaj tak ważne rozmowy dotyczące naszej dwójki.

Colton jeszcze nigdy nie wyglądał na tak skrępowanego, ale wyglądał w tym wydaniu uroczo. Trzymał mnie za dłonie, byliśmy zwróceni twarzą ku sobie. Ostatnio, kiedy go pocałowałam, szybko zakończyłam spotkanie i nie wracaliśmy do sprawy... do teraz. Nie wiedziałam, czego od życia chciałam. Myślami nadal tkwiłam przy Graysonie, ale to była już przeszłość. Dzwonił, pisał, ale im bardziej przypisywałabym temu jakiekolwiek znaczenie, tym bardziej przeszłość trzymałaby mnie w swoich sidłach. Musiałam ruszyć naprzód, a Colton...

Colton był przystojny, uroczy, miły i nigdy by mnie nie zdradził. Dogadywaliśmy się od zawsze, a podobno najlepsze związki rodzą się z przyjaźni. Dlaczego więc nie spróbować?

- Właściwie to... Nie chciałabym, abyśmy nadawali temu jakieś łatki. Możemy próbować być parą, nie dając temu żadnej otoczki? – zapytałam z nadzieją w głosie.
- Nie wiem, czy się dobrze rozumiemy. Chcesz, żebyśmy byli niezobowiązującą parą?

Dzisiaj był ubrany w szerokie jeansy i biały podkoszulek z nadrukiem, a mnie kręcił przyjaciel w tym wydaniu. Nie sprawiało to jednak, że czułam motyle w brzuchu. Myślę, że za dużo od siebie oczekiwałam. Poza tym, z przyjacielem znałam się już jakiś czas. Motylki chyba byłyby zbędne w kwestii, kiedy znaliśmy się dłuższy czas.

- Parą na próbę? – uściśliłam nieśmiało. To głupie, że wymagałam od niego takich rzeczy, ale po ostatnim związku zbyt bardzo się zraziłam, bym miała teraz brać wszystko na poważnie.

W gruncie rzeczy „związek na próbę" oznaczał, że mogę odejść, jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli. Brzmiało durnie, co nie?

- Nie będę ukrywał, że brzmi kiepsko, ale powinno mi to wystarczyć... Na razie. – Uśmiechnął się, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. – Czy teraz mogę cię pocałować, skoro jesteśmy parą?

Z racji, że chciałam wybić sobie Graysona z głowy, odpowiedziałam pewnie:

- Tak. Jasne, że tak.

Pozwoliłam, by wargi przyjaciela delikatnie zwilżyły moje. Następnie wbił się w usta tak mocno, że niemal poleciałam do tyłu. Na szczęście jego szybki refleks kazał złapać mnie za plecy. Pogłębił pocałunek, ledwo łapiąc przy tym oddech.

Zamknęłam oczy, a w myślach wciąż pojawiała się postać Payne'a.

Poddałam się chwili intymności, próbując wyciągnąć z niej wszystko, co dobre, ale miałam wrażenie, że coś mi umykało, jakbym nie do końca mogła czerpać z niej to, co czerpałam z Graysonem. To uczucie kuło w środku, wierciło dziurę. Colton przyciągnął mnie do swojego torsu, a ja objęłam dłońmi jego szyję, po drodze drapiąc dwudniowy zarost.

Wiedziałam, że sprawiałam mu nieokreśloną radość. Chciał tego, marzył o tym. Ciężko mi sobie wyobrazić, że ktoś może być we mnie zakochany. WE MNIE. To normalne, że fantazjuję o kimś innym, ale myśl o tym, że ktoś ma na punkcie mnie świra, jest absurdalna.

Nie mogę sobie wyobrazić, że Colton budzi się i zasypia z myślą o mnie, że śni na jawię o tym, jak się całujemy i robimy masę innych rzeczy, które robią ze sobą chłopak i dziewczyna.

Gdy odsunęliśmy się od siebie, dotarło do mnie, że nie czułam.

Nie czułam nic. 

Ruins, baby - cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz