1

181 12 26
                                    

To był 3 października, student z wymiany z Australii do Koreii, Lee Felix stał właśnie przed bramą swojego nowego uniwersytetu, właśnie zaczął się pierwszy dzień jego studiów. Dziś odbywało się powitanie nowych uczniów.

Jesień pięknie przyozdabiała niektóre z drzew, których liście przybierały piękny żołtawy, a nawet pomarańczowy kolor. Trawę pokrywała poranna rosa, która często utrzymywała się nawet do godziny jedenastej.

Dla Felixa nie był to jednak zjawiskowy wygląd. Stał tak przed budynkiem z grymasem niezadowolenia, z lekko poplamionymi nogawkami jego markowych, białych jeansów od lekkiego błota.

Miał przy sobie dwie walizki, powiedziano mu, że będzie mieszkać w akademiku co przyprawiało go o bóle głowy z niesmaku.

Gdy tylko lamborghini huracan sterrato, które podwiozło go pod budynek odjechało ten wydał z siebie dźwięk niezadowolenia.

-Jak ja mam tu niby żyć...- mruknął do siebie oburzony.

Wszedł do środka I rozglądał się po korytarzu. Miał czekać na kogoś, kto go oprowadzi, nienawidził marnować czasu dlatego to go irytowało.

-Jak mam się tu uczyć, skoro nawet nie zadbają o mój cenny czas?- kontynuował narzekanie.

-Cześć!- usłyszał nagle po swojej prawej stronie.- To ty jesteś Felix?

Odwrócił swoją głowę i popatrzył na nieznajomego.
Miał ciemne długie włosy związane w luźnego małego kitka, przez co parę kosmyków opadało mu na twarz.
Na szyi wisiał srebrny wisiorek i para białych słuchawek.
Zarzucona szara zapinana bluza zwisała na nim o wiele za duża, a ciemne spodnie sięgały aż do ziemi.
Z pod nogawek wystawały czubki czerwonych trampków.

Uśmiechał się lekko ale w przyjazny sposób, patrząc na Felixa brązowymi oczami. Był też od niego znacznie wyższy.

Lee zmierzył go lekko wzrokiem, po czym sięgnął dłonią do swojej jeansowej kurtki i wyciągnął z jej kieszeni małą białą karteczkę.

Spojrzał raz to na biały kawałek papieru raz to na mężczyzne. Potem jego wzrok powoli opadł na jego trampki, które potraktował dość surowym i pogardzającym wręcz spojrzeniem.

-Hwang... Hyun...jin?- zapytał czytając karteczkę z dość łamanym koreańskim akcentem.

-Tak to ja.- potwierdził i wystawił ku niemu swoją rękę.

Niższy spojrzał na jego dłoń po czym odwrócił się do niego plecami i zaczął zmierzać wzdłuż korytarza.

-Jest tu jakakolwiek łazienka?

Hwang był nieco zaskoczony jego reakcją ale próbował wmówić sobie, że to napewno przez stres związany z podróżą. Schował więc dłoń do kieszeni bluzy I odpowiedział.

-Najbliższa jest po lewej stronie korytarza. To jedyne drzwi tam. Po prawej mieszczą się pokoje.- instruował.

-Są przynajmniej w dobrym stanie? I nie mów mi, że są świetne, tylko przyznaj ile już chorób tu panowało... założe się ile ci zapłacili byś chwalił to miejsce.- zaczął z kpiną w głosie blondyn.

Hyunjin zamrugał kilka razy na jego słowa. Nie spodziewał się po nowym takiego zachowania, i trochę go to zirytowało ale starał się zachować spokój.

-Nikt się tu nie rozchorował przez korzystanie z łazienek i nikt mi nic nie zapłacił. Zgłosiłem się jako twój przewodnik z własnej woli.- mówił normalnym tonem.

-O proszę praca wolontariacka... jezusie...- skomentował pod nosem młodszy. -Który to mój pokój?

-Chciałeś powiedzieć nasz pokój.- odparł nieco sztywniej brunet czując jak zaciska szczękę.- Tutaj są pokoje dwu osobowe. Jesteśmy współlokatorami.

The differences between us | HyunlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz