Leżałam na czymś miękkim. Bardzo bolała mnie głowa, przez co nie mogłam się prawie w ogóle ruszać. Otworzyłam tylko oczy i jedno było pewne. Nie byłam u siebie. Rozejrzałam się i zobaczyłam szklankę z wodą na szafce koło łóżka na którym się w tej chwili znajdowałam. Ledwo przeciągałam się do niej, a następnie wzięłam wielkiego łyka. Po chwili czułam się lepiej, ale niestety na krótko. Zobaczyłam, że cały pokój był na niebiesko.
- Widzę, że nasz diabełek się już obudził - usłyszałam głos, który dochodził od strony drzwi.
- Tak. Boli mnie głowa... strasznie - powiedziałam, kiedy uświadomiłam sobie że owy głos należy do Vox'a.
- Wytrzymasz. A jak tak bardzo chcesz, to w kuchni mamy jakieś tabletki. Są w górnej szafce po prawo od lodówki.
- Dobra... a kto mnie przebierał? - zapytałam, gdy zobaczyłam, że jestem w piżamce.
- Velvette - powiedział - chociaż nie pogniewałbym się, gdyby to zadanie przydzieliła mi - szepnął.
- Co?
- Nic. Idź po te tabletki.
Wstałam z łóżka łapiąc się za głowę, która zaczęła pulsować. Powoli szłam w stronę wyjścia gdy zobaczyłam, że Vox ma ramię owinięte bandażem.
- Co ci się stało? - spytałam wskazując palcem na kończynę.
- To... nic. Nic takiego - powiedział.
- To przeze mnie? Przepraszam, że narobiłam tyle kłopo...
- To nie przez ciebie (y/n) i nie przepraszaj, bo nie ma kurwa za co - powiedział łapiąc mnie za ramiona.
- T-to ja już pójdę po te tabletki - powiedziałam, a Vox mnie puścił.
Weszłam do kuchni i skierowałam się w stronę lodówki. Otworzyłam górna szafkę, co nie było dla mnie trudne, bo miałam jakoś 170 cm wzrostu, a szafka była odrobinę wyżej, więc wystarczyło stanąć na palcach. Zaczęłam grzebać ręką w poszukiwaniu jakiś opakowań, gdy nagle coś na mnie zleciało, przez co cicho pisnęłam i odskoczyłam. Okazało się, że to tylko jakieś tabletki. Po chwili wyleciało też z szafki puste opakowanie po witaminie C na co się zdziwiłam.
Po chuja im witamina C w piekle? - pomyślałam i nie zastanawiając się długo nad tym, że te tabletki mogą należeć do innego opakowania (bo tak było) włożyłam je do pudełka po witaminach i odłożyłam na miejsce.- Znalazłaś? - zapytał Vox, który nie wiadomo jak pojawił się za mną.
- Nie.
- Przesuń się - powiedział i podszedł do szafki, a po chwili wyciągnął tabletki przeciwbólowe.
Wzięłam jedną i popiłam wodą, która sobie wcześniej naszykowałam. Od razu mi się poprawiło, a ból głowy przeszedł. Nagle Vox sięgnął do szafki i zaczął czegoś szukać.
- Gdzie ja je... o! Mam - powiedział i wyjął witaminę C, na co patrzyłam oniemiała.
- Od kiedy w piekle bierze się witaminy?
- Była to se kupiłem - powiedział Vox i wziął jedną.
Nic nie mówiłam, tylko poszłam do góry tym razem jednak do swojego pokoju. Weszłam do pomieszczenia i pierwsze co poczułam, to uderzenie w policzek. Nie wiedziałam co się dzieje. Nagle ktoś złapał mnie za ramiona i skierował w swoją stronę.
- V-val? O co chodzi?
- I ty się jeszcze kurwa pytasz?! Jak mogłaś - powiedział i znowu mnie uderzył.
- Pytam się, bo nie wiem.
- Vox przez ciebie ma ranę, bo musiał cię kurwa ratować - krzyczał.
Nie płakałam, bo byłam do tego przyzwyczajona aż za dobrze. W domu codziennie ktoś mnie bił i wyzywał. Na początku oczywiście płakałam w swoim pokoju ale potem było mi wszystko obojętne.
- Ale ja się nie prosiłam o ratunek - powiedziałam i mu oddałam, co było złym pomysłem.
- Po jakiego chuja Vox cię tu sprowadził? Sprawiasz tylko same kłopoty.
- Ty też - powiedziałam i poczułam kolejne uderzenie, tym razem o wiele mocniejsze przez co rozciął mi się policzek.
- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz mnie wkurwisz, to wyjebie cię z tąd i nie będę wcale zważać na Vox'a.
- Wypierdalaj - powiedziałam.
- Gdzie mam wypierdalać?
- Co tu się dzieje? - usłyszałam za sobą głos telewizorka.
- Rozmawiamy - mówiąc to puścił mnie.
- Właśnie widzę. Idź Val... sam się nią zajmę - powiedział Vox, a Val od niechcenia wyszedł z pokoju zostawiając nas samych.
- Nie musiałeś mi pomagać - powiedziałam odwracając się do niego.
- Wiem ale... krwawisz...
Na jego słowa odruchowo sięgnęłam ręką do rozciętego policzka i przejechałam po nim palcem. Rzeczywiście. To nie było małe draśnięcie, lecz większą rana z której lała się krew.
- Spoko. Nic mi nie będzie - mówiąc to poszłam do łazienki.
Wzięłam ręcznik i przyłożyłam do policzka, wpierw jednak mocząc go z zimnej wodzie. Wróciłam do pokoju z recznikiem przy wtarzy, ale telewizora już nie było.
Po dziesięciu minutach krew przestała cieknąć, a ja nakleiłam sobie specjalny plaster. Przebrałam się z piżamy w pierwsze lepsze ubrania, które do siebie pasowały i zeszłam na dół. Skierowałam się do salonu, a gdy tylko do niego weszłam Velvette się na mnie rzuciła.
- (y/n)!! Nie uwierzysz co się stało. Mamy beke z Vox'a, bo zamiast swoich witamin chyba wziął tabletki Val'a na erekcję. Haha, nie mogę z niego - zaczęła nawijać, a ja dopiero po chwili się zorientowałam co zaszło.
Te tabletki, które mi wtedy wypadły, to musiały być z innego opakowania - pomyślałam i stałam przed Vel nie mogąc nawet się ruszyć.
- Gdzie on teraz jest?
- W toalecie i robi... sama wiesz co. Wogule to ciekawe dla kogo je wziął. Widziałaś go przez ten cały czas?
- On... był u mnie. Val mnie zaczął bić, a on mnie obronił. I przez to mam to - powiedziałam i wskazałam palcem na zraniony policzek.
- Czekaj, czekaj, czekaj. Po kolei. Mówisz, że Vox był u ciebie i cię obronił przed Valentino?
- T-tak. Wszystko okej?
- Wiesz (y/n)... on nikogo nie broni przed tym zjebem od tak. Musi mieć do tego powód. Ile razy cię już tak obronił?
- Z dwa...
- Dwa?! Coś mi się wydaje, że nasz telewizorek się zakochał - powoedziala Vel z jeszcze większym uśmiechem na twarzy niż dotychczas.
- On? We mnie? Weź... ty się słyszysz? Czy on się w kimś zakochał odkąd trafił do piekła?
- No nie... ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Prawda?
- Taa. Ale raczej nie we mnie - powiedziałam i zaczęłam iść w kierunku sofy, na którą się po chwili walnęłam.
Po niecałej minucie Vox wyszedł z łazienki z widocznym niezadowoleniem na twarzy.
- Hej! Voxiuś chcesz witaminkę? - zawołała do niego Velvette, na co ja się tylko zaśmiałam.
- W dupe se je wsadź - powiedział Vox I skierował się do swojego biura.
- Ej. Vel. Bo ja chyba przez przypadek przełożyłam te tabletki - szepnęłam do dziewczyny.
- Co jest kurwa... serio?! Haha. Dzięki tobie nie jest tutaj nudno - gdy tylko to powiedziała, wybuchnęłyśmy śmiechem.
~skip time~
Było późne popołudnie, a ja siedziałam z Velvette i pomagałam jej wybierać stroje nawet sama nie wiem na co. Zostałam tylko poinstruowana jak mają mniej więcej wyglądać. Robiłyśmy to już z godzinę, a mi się to zaczynało powoli nudzić. Myślałam, żeby powiedzieć dziewczynie, że idę do pokoju czy coś, ale wtedy usłyszałyśmy krzyk Vox'a.
- Ten pierdolony demon powrócił. Siedem lat! Siedem lat jebanego spokoju, a teraz znowu!
CZYTASZ
Vox x reader
RomanceZmarłaś poprzez dźgnięcie nożem przez płatnego zabójcę, którego wynajęła twoja rodzina. Nigdy cię nie kochali i chcieli się ciebie pozbyć. Miałaś 19 lat i przez depresję piłaś dużo alkoholu oraz brałaś używki. Trafiłaś oczywiście do piekła, gdzie zn...