Obudziłam się wtulona w Voxa, który był już rozbudzony i przytulał mnie do siebie.
- Obudziłaś się już?
- A nie widać? - powiedziałam zaspanym głosem.
- Widać - powiedział, a następnie wstał i zaczął się ubierać.
- Mam pytanie.
- Tak (y/n)?
- Ogólnie, to widziałam cię już kilka razy beż koszulki ale wtedy o tym nie pomyślałam. Czemu masz niebieski kolor skóry? - zapytałam na co on się tylko zaśmiał.
- Nie wiem. Jesteśmy w piekle. Tutaj wszystko... prawie wszystko jest możliwe - tłumaczył ubierając się w tym samym czasie.
- Racja - powiedziałam i zaczęłam się powoli podnosić.
Udało mi się usiąść, ale gdy tylko wstałam na nogi, te się podemną ugięły i poleciałam znowu na łóżko, a ból w podbrzuszu tylko się pogorszył, na co cicho syknęłam.
- Chyba ktoś będzie potrzebował pomocy - powiedział telewizor, po czym cicho się zaśmiał.
- Z czego się śmiejesz? Może byś mi pomógł skoro już o tym mowa? - spytałam już trochę rozzłoszczona, ponieważ moje próby wstania z łóżka cały czas szły na marne.
- Dobra... czekaj tu, idę po czyste ubrania dla ciebie.
- A gdzie twoim zdaniem mam się niby ruszyć?! - wrzasnęłam za nim ale on tylko zachichotał i wyszedł zamykając drzwi na klucz.
Nie no... zajebiście! Jeszcze mnie tu zamknął zjeb - pomyślałam i wtuliłam się w poduszkę, która nim pachniała.
Chwilę tak poleżałam ale nie mając nic do roboty spróbowałam jeszcze raz wstać.
Przecież to nie tak, że nie będę mogła chodzić przez... cały dzień? - myślałam.
Usiadłam na krawędzi łóżka i wstałam. Niestety zrobiłam to chyba za szybko, bo zamiast wyładować znowu na łóżku, leżałam na podłodze.
- Kurwa - powiedziałam do siebie, ale zanim zdążyłam się podnieść, usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza, a po chwili w progu stał Vox.
- Eee... co ty robisz (y/n)? - zapytał wchodząc i zamykając za sobą drzwi.
- Ja... wącham podłogę - wypaliłam, a telewizor nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
- Ciebie to nawet na chwilę nie można zostawić - powiedział i podniósł mnie sadzając na łóżku.
- Daj mi w końcu te ubrania i nie gadaj już tyle.
Złapałam za kupkę czystych rzeczy, które mi przyniósł i zaczęłam się ubierać. Choć w pewnym momencie szło mi to z trudem, dałam redę. Gdy byłam już gotowa miałam zapytać się mojego nowego chłopaka czy pójdziemy na śniadanie ale gdy zobaczyłam jego minę, odłożyłam to na później.
- Vox, wszystko w porządku?
- C-co? Ah, tak. Wszystko dobrze, a czemu pytasz?
- Nie, nic. Wydajesz się poprostu jakiś taki... zmartwiony?
- To nic (y/n). Poprostu coś mi się przypomniało.
- Skoro tak, to idziemy na śniadanie? - zapytałam.
- Wiesz, że będę musiał cię nieść?
- No i? Prędzej czy później i tak wszyscy się dowiedzą, że jesteśmy razem.
- Racja. To chodźmy - powiedział i podniósł mnie tak niespodziewanie, że aż cicho pisnęłam.
Szliśmy korytarzem, a wszyscy wokoło się na nas patrzyli. Na szczęście kuchnia była niedaleko, więc zniknęliśmy im z oczu po przekroczeniu progu pomieszczenia.
Gdy Velvette i Val nas zobaczyli w takiej pozie, to byli tak zaskoczeni, że dziewczyna prawie zaksztusiła się herbatą, a cygaro Valentino o mało nie wpadło mu do gardła.
- Co do chuja? - spytała Vel przerywając tym samym ciszę w kuchni.
- Jesteśmy razem - odpowiedział Vox.
- Jak? Kiedy? - zapytał dalej zszokowany Val.
- Od wczoraj wieczorem.
- Dobra... ale czemu ją nosisz?
- Za dużo pytań Velvette - powiedział mój chłopak i posadził mnie na krześle.
- Ja chyba wiem dlaczego... - zaczął Valentino - z tego co widać, to musieli mieć dość... jakby to ująć, fajną noc.
- Taa... - stwierdził niechętnie telewizor.
- CO?! - krzyknęła Vel.
- To co słyszysz kochana - powiedział Val.
- Dobra... przestańcie. Ej, Vox... jadłeś kiedyś ogórka kiszonego z nutellą? - zapytałam po chwili, na co wszyscy się na mnie popatrzyli jak na idiotkę.
- Dobrze się czujesz (y/n)? - zapytała Vel.
- Tak, a co? Jestem ciekawa poprostu jak to smakuje. Zrobisz mi takie Vox?
- Eee... t-tak. J-jasne.
Jak powiedział, tak zrobił i już po chwili przede mną leżał talerz z trzema ogórkami, a koło niego słoik nutelli. Vox natomiast przyszykował sobie zwykłą kanapkę.
Wzięłam ogórka i zanurzyłam go delikatnie w czekoladzie. Każdy patrzył się na mnie wyczekująco, a kiedy wzięłam gryz, wstrzymali nawet oddechy.
- Fujj... - powiedziałam gdy kawałek wylądował na moim języku.
- Całe szczę...
- A nie! Czekajcie. Jednak to jest dobre - przerwałam Voxowi, któremu mina od razu się zmieniła.
Gdy ja zapadałam się swoją wyśmienitą potrawą, reszta Vees wymieniła między sobą kilka znaczących spojrzeń.
- Vox, mogę cię prosić na chwilkę? - zapytał Val wstając od stołu.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko wstał i poszedł za nim do osobnego pomieszczenia, a ja zostałam razem z Velvette.
- Bierzesz tabletki? - spytała, gdy skończyłam jeść.
- Nie brałam nigdy żadnych tabletek, a o co ci chodzi?
- Chodzi o te... przeciwko ciąży. Już nie pamiętam jak się nazywały.
- Aaa, te. Nie, nie biorę. Przecież grzesznicy nie mogą mieć dzieci no chyba, że pójdą z prośbą o nie do króla piekła.
- Dobra, ale to nie tyczy się... - nie zdążyła skończyć, bo do kuchni weszli mężczyźni.
- (y/n) chodź. Musimy pogadać - powiedział Vox i wziął mnie na ręce.
- Ej! No coś ty? Przecież nie mogę być w ciąży. Sam mówiłeś, że grzesznicy nie mogą mieć dzieci.
- No, może zwykli grzesznicy nie mogą mieć... ale ja to co innego - gdy tylko wypowiedział ostatnie słowa moje samopoczucie od razu się pogorszyło.
- Co znaczy, że ty to coś innego? O co ci chodzi? - nie odpowiedział.
Zaniósł mnie do swojego pokoju i posadził na łóżku siadając następnie koło mnie.
- Pamiętasz Carmillę?
- Tą overlordkę? Tak.
- Właśnie... ona ma dwie córki, a nigdy nie była u Lucyfera z prośbą o dzieci.
- Czekaj... czyli skąd ona ma córki?
- Była z Zestialem. On też jest overlordem.
- Nie...
- Teraz rozumiesz? Ja też jestem overlordem... I w zasadzie zasze chciałem mieć dzieci.
-------------------------------
Jak się podoba?
I jak myślicie? (Y/n) jest w ciąży?
Kc<3

CZYTASZ
Vox x reader
RomanceZmarłaś poprzez dźgnięcie nożem przez płatnego zabójcę, którego wynajęła twoja rodzina. Nigdy cię nie kochali i chcieli się ciebie pozbyć. Miałaś 19 lat i przez depresję piłaś dużo alkoholu oraz brałaś używki. Trafiłaś oczywiście do piekła, gdzie zn...