>18<

333 24 37
                                    

Obudziłam się wtulona w Voxa, który był już rozbudzony i przytulał mnie do siebie.

- Obudziłaś się już?

- A nie widać? - powiedziałam zaspanym głosem.

- Widać - powiedział, a następnie wstał i zaczął się ubierać.

- Mam pytanie.

- Tak (y/n)?

- Ogólnie, to widziałam cię już kilka razy beż koszulki ale wtedy o tym nie pomyślałam. Czemu masz niebieski kolor skóry? - zapytałam na co on się tylko zaśmiał.

- Nie wiem. Jesteśmy w piekle. Tutaj wszystko... prawie wszystko jest możliwe - tłumaczył ubierając się w tym samym czasie.

- Racja - powiedziałam i zaczęłam się powoli podnosić.

Udało mi się usiąść, ale gdy tylko wstałam na nogi, te się podemną ugięły i poleciałam znowu na łóżko, a ból w podbrzuszu tylko się pogorszył, na co cicho syknęłam.

- Chyba ktoś będzie potrzebował pomocy - powiedział telewizor, po czym cicho się zaśmiał.

- Z czego się śmiejesz? Może byś mi pomógł skoro już o tym mowa? - spytałam już trochę rozzłoszczona, ponieważ moje próby wstania z łóżka cały czas szły na marne.

- Dobra... czekaj tu, idę po czyste ubrania dla ciebie.

- A gdzie twoim zdaniem mam się niby ruszyć?! - wrzasnęłam za nim ale on tylko zachichotał i wyszedł zamykając drzwi na klucz.

Nie no... zajebiście! Jeszcze mnie tu zamknął zjeb - pomyślałam i wtuliłam się w poduszkę, która nim pachniała.

Chwilę tak poleżałam ale nie mając nic do roboty spróbowałam jeszcze raz wstać.

Przecież to nie tak, że nie będę mogła chodzić przez... cały dzień? - myślałam.

Usiadłam na krawędzi łóżka i wstałam. Niestety zrobiłam to chyba za szybko, bo zamiast wyładować znowu na łóżku, leżałam na podłodze.

- Kurwa - powiedziałam do siebie, ale zanim zdążyłam się podnieść, usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza, a po chwili w progu stał Vox.

- Eee... co ty robisz (y/n)? - zapytał wchodząc i zamykając za sobą drzwi.

- Ja... wącham podłogę - wypaliłam, a telewizor nie wytrzymał i zaczął się śmiać.

- Ciebie to nawet na chwilę nie można zostawić - powiedział i podniósł mnie sadzając na łóżku.

- Daj mi w końcu te ubrania i nie gadaj już tyle.

Złapałam za kupkę czystych rzeczy, które mi przyniósł i zaczęłam się ubierać. Choć w pewnym momencie szło mi to z trudem, dałam redę. Gdy byłam już gotowa miałam zapytać się mojego nowego chłopaka czy pójdziemy na śniadanie ale gdy zobaczyłam jego minę, odłożyłam to na później.

- Vox, wszystko w porządku?

- C-co? Ah, tak. Wszystko dobrze, a czemu pytasz?

- Nie, nic. Wydajesz się poprostu jakiś taki... zmartwiony?

- To nic (y/n). Poprostu coś mi się przypomniało.

- Skoro tak, to idziemy na śniadanie? - zapytałam.

- Wiesz, że będę musiał cię nieść?

- No i? Prędzej czy później i tak wszyscy się dowiedzą, że jesteśmy razem.

- Racja. To chodźmy - powiedział i podniósł mnie tak niespodziewanie, że aż cicho pisnęłam.

Szliśmy korytarzem, a wszyscy wokoło się na nas patrzyli. Na szczęście kuchnia była niedaleko, więc zniknęliśmy im z oczu po przekroczeniu progu pomieszczenia.

Gdy Velvette i Val nas zobaczyli w takiej pozie, to byli tak zaskoczeni, że dziewczyna prawie zaksztusiła się herbatą, a cygaro Valentino o mało nie wpadło mu do gardła.

- Co do chuja? - spytała Vel przerywając tym samym ciszę w kuchni.

- Jesteśmy razem - odpowiedział Vox.

- Jak? Kiedy? - zapytał dalej zszokowany Val.

- Od wczoraj wieczorem.

- Dobra... ale czemu ją nosisz?

- Za dużo pytań Velvette - powiedział mój chłopak i posadził mnie na krześle.

- Ja chyba wiem dlaczego... - zaczął Valentino - z tego co widać, to musieli mieć dość... jakby to ująć, fajną noc.

- Taa... - stwierdził niechętnie telewizor.

- CO?! - krzyknęła Vel.

- To co słyszysz kochana - powiedział Val.

- Dobra... przestańcie. Ej, Vox... jadłeś kiedyś ogórka kiszonego z nutellą? - zapytałam po chwili, na co wszyscy się na mnie popatrzyli jak na idiotkę.

- Dobrze się czujesz (y/n)? - zapytała Vel.

- Tak, a co? Jestem ciekawa poprostu jak to smakuje. Zrobisz mi takie Vox?

- Eee... t-tak. J-jasne.

Jak powiedział, tak zrobił i już po chwili przede mną leżał talerz z trzema ogórkami, a koło niego słoik nutelli. Vox natomiast przyszykował sobie zwykłą kanapkę.

Wzięłam ogórka i zanurzyłam go delikatnie w czekoladzie. Każdy patrzył się na mnie wyczekująco, a kiedy wzięłam gryz, wstrzymali nawet oddechy.

- Fujj... - powiedziałam gdy kawałek wylądował na moim języku.

- Całe szczę...

- A nie! Czekajcie. Jednak to jest dobre - przerwałam Voxowi, któremu mina od razu się zmieniła.

Gdy ja zapadałam się swoją wyśmienitą potrawą, reszta Vees wymieniła między sobą kilka znaczących spojrzeń.

- Vox, mogę cię prosić na chwilkę? - zapytał Val wstając od stołu.

Chłopak nic nie odpowiedział, tylko wstał i poszedł za nim do osobnego pomieszczenia, a ja zostałam razem z Velvette.

- Bierzesz tabletki? - spytała, gdy skończyłam jeść.

- Nie brałam nigdy żadnych tabletek, a o co ci chodzi?

- Chodzi o te... przeciwko ciąży. Już nie pamiętam jak się nazywały.

- Aaa, te. Nie, nie biorę. Przecież grzesznicy nie mogą mieć dzieci no chyba, że pójdą z prośbą o nie do króla piekła.

- Dobra, ale to nie tyczy się... - nie zdążyła skończyć, bo do kuchni weszli mężczyźni.

- (y/n) chodź. Musimy pogadać - powiedział Vox i wziął mnie na ręce.

- Ej! No coś ty? Przecież nie mogę być w ciąży. Sam mówiłeś, że grzesznicy nie mogą mieć dzieci.

- No, może zwykli grzesznicy nie mogą mieć... ale ja to co innego - gdy tylko wypowiedział ostatnie słowa moje samopoczucie od razu się pogorszyło.

- Co znaczy, że ty to coś innego? O co ci chodzi? - nie odpowiedział.

Zaniósł mnie do swojego pokoju i posadził na łóżku siadając następnie koło mnie.

- Pamiętasz Carmillę?

- Tą overlordkę? Tak.

- Właśnie... ona ma dwie córki, a nigdy nie była u Lucyfera z prośbą o dzieci.

- Czekaj... czyli skąd ona ma córki?

- Była z Zestialem. On też jest overlordem.

- Nie...

- Teraz rozumiesz? Ja też jestem overlordem... I w zasadzie zasze chciałem mieć dzieci.

-------------------------------

Jak się podoba?

I jak myślicie? (Y/n) jest w ciąży?

Kc<3

Vox x reader Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz