>3<

362 30 25
                                    

- Oo... Eee. O co chodzi Val? - zapytałam się i zasłoniłam kołdrą.

- O nic skarbie... chciałem tylko porozmawiać ale rozmowa zawsze może zaczekać - powiedział i zaczął się zbliżać.

- W-wiesz... jak to j-jest coś ważnego t-to możemy od razu - zaczęłam się jąkać, a kiedy podszedł do mnie, nachylił się nade mną.

- W tej piżamie w ogóle ci nie do twarzy - powiedział i zagarnął mi kosmyk włosów za ucho, a ja zadrżałam.

- Może i nie d-do twarzy... ale za to wygodnie.

Po moich słowach Valentino złapał mnie za podbródek i skierował moją twarz tak, abym patrzyła na niego. Następnie wziął wdech że swojego cygaro i dmuchnął mi dymem w twarz przez co zrobiłam niezbyt przemyślany ruch. Mianowicie podniosłam rękę i dałam mu z całej siły z liścia w policzek, a na moją siłę uderzenia obrócił lekko głowę.

- Haha... więc tak chcesz się bawić? Suko? - powiedział, a ja kilka sekund potem leżałam na materacu z zablokowanymi rękami nad głową.

- Val proszę zostaw mnie... - zaczęłam go prosić, ale on nic sobie z tego nie robił.

Kiedy myślałam, że to już mój koniec. Nagle drzwi otworzyły się jeszcze raz, ale tym razem stanął w nich nie kto inny jak...

- Vox! Pomóż! - krzyknęłam rozpaczliwie.

- Cicho bądź - szepnął mi do ucha Val i wzmocnił swój uścisk na moich nadgarstkach tak bardzo, że aż prawie krzyknęłam z bólu.

- C-co się tutaj dzieje? - zapytał zdziwiony Vox.

- Nic takiego. Po prostu zostaw nas samych... chyba najlepiej zrobisz - powiedział Val i zaczął sięgać wolną ręka po moją górę od ubrania, a ja zaczęłam się szarpać.

Gdy myślałam, że nie ma dla mnie już naprawdę żadnego ratunku nagle odezwał się Vox.

- Zostaw ją.

- Oh Vox... nie bądź śmieszny. Ona mnie uderzyła. Musi dostać nauczkę - powiedział Val, a telewizor popatrzył się na mnie z jeszcze zdziwieniem niż na początku.

- W takim razie... dostanie ją. Ale ode mnie - powiedział, na co Val mnie puścił.

- Ach tak? W takim razie masz - mówiąc to złapał mnie za ramię i popchnął na Vox'a - ale ostrzegam... jeszcze jeden taki numer z jej strony, to wtedy ja się nią zajmę.

- Jasne... - powiedział telewizor łapiąc mnie, bo pod siłą pchnięcia poleciałabym na podłogę.

Val zaczął kierować się do wyjścia, ale zanim to zrobił dmuchnął mi jeszcze raz w twarz różowym dymem. Próbowałam znowu mu przywalić, ale Vox mocno mnie trzymał na co Valentino tylko się zaśmiał i wyszedł.

- Puść mnie! - krzyknęłam, na co poluzował swój uścisk ale dalej mnie trzymał.

- Hej, spokojnie - próbował uspokoić mnie Vox.

- Jak ja mogę być spokojna?! Mieszkam pod jednym dachem z jakimś jebanym psychopatą!

- Cicho - powiedział i przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej, bo byłam obrócona do niego tyłem. Jedną ręką zakrył mi usta, a drugą objął w talii przez co dostałam natychmiastowych motylków w brzuchu.

Próbowałam mu się wyrwać pomimo tego, że czułam się dobrze gdy mnie tak trzymał. Po minucie wiedziałam, że to nic nie da więc się uspokoiłam i dopiero wtedy mnie puścił.

- Co ty sobie myślisz? Że możesz mnie przytulać od tak?

- To nie był przytulas tylko uspokajanie cię - powiedział niewzruszony.

- Nazywaj se to jak chcesz. Potrzebuję czegoś na uspokojenie...

- Chcesz tabletkę? Poczekaj.

- Nie! - zawołałam za nim - żebyś mi coś tam podał? Nie dziękuję.

- Po pierwsze nie dałbym ci narkotyku czy jak tam to nazywasz, a po pierwsze to jak ty chcesz się uspokoić?

- Moim dawnym sposobem ziemskim... przynieś cytrynę i nóż - powiedziałam, a on popatrzył się na mnie jak na wariatkę ale nic nie mówił tylko poszedł.

Po chwili wrócił. Dał mi cytrynę, ale przy nożu się powstrzymał.

- Co ci? Poisz się że cię dźgnę? Uratowałeś mi dupe więc czemu miałabym to robić? - gdy tylko to powiedziałam, to jego wzrok skierował się w dół.

- M-masz - powiedział i dał mi nóż dalej gapiąc się w jedno miejsce.

- Ty zboku jebany! To nie moja wina, że tylko taka piżama tam była! - prawie że wykrzyczałam i wskazałam na niego końcem noża.

- Ej, ej, ej... spokojnie - powiedział i odsunął lekko nóż.

- Mam na ciebie oko - wycedziłam przez zaciśnięte żeby i zabrałam się do krojenia cytryny.

- I ty to będziesz jeść?

- Nie... wcale, wiesz? Będę z tym spać.

- Na serio?

- Nie no debil kurwa... tak będę to jeść!

- Nie jestem pewien, ale to chyba zły pomysł... - powiedział, a ja wzięłam jeden cienki plasterek do buzi.

- O kurwa...

- Mówi...

- Jaka dobra - powiedziałam, a on patrzył na mnie tak, jakby zobaczył coś pojebanego.

- Eee... okej? Ja będę już iść - powiedział i podszedł aby zabrać mi nóż, ale ja go powstrzymałam.

- Ej! Nie zabieraj mi go.

- A po co ci? Jak ci go nie zabiorę to oka nie zmrużę, bo się będę o własne życie bał.

- Ty już nie żyjesz. A ja potrzebuję go do obrony przed tym psychopatycznym kolesiem.

- Racja... ale i tak oddaj - powiedział I zaczął podchodzić do mnie.

- Nie - odpowiedziałam i powoli się cofałam.

Nagle zderzyłam się plecami ze ścianą. Nie wiedząc co dalej robić dałam nóż za plecy, aby nie mógł go wziąść. Myślałam, że sobie odpuści, ale on zrobił ruch którego się nie spodziewałam. Złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.

- Puszczaj.

- Nie trzymam cię mocno. Sama możesz mi się wyrwać ale z jakiegoś powodu tego nie robisz - powiedział, a jego ton głosu się zmienił co mi się nie podobało.

- Z takiego powodu, że gdybym ci się wyrwała to nie mogłabym zrobić tego...

Po chwili moje kolano wylądowało na jego kroczu, a on mnie puścił i kucnął na podłodze zwijając się z bólu.

- Ty...

- Ja - odpowiedziałam i minęłam go siadając na łóżku.

Po około minucie wstał ale był nadal trochę skulony. Zaczął iść w stronę drzwi przez które wyszedł i nawet je zamknął, zostawiając mi moją nową broń na psychopatów. Z czego byłam dumna. Położyłam się i próbowałam zasnąć, co mi się udało po dopiero jakiejś godzinie.

Vox x reader Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz