Rozdział 20

248 24 3
                                    

Wesele minęło dosyć szybko i przyjemnie. Niestety już następnego ranka musieliśmy wracać. Kiedy żegnaliśmy się z rodziną Nialla, zostałam zaproszona na częstsze odwiedziny wraz z chłopakiem. 

Co do samego wesela.  Natknęłam się na Josha jeszcze kilka razy. Chciał rozmawiać, ale ja nie chciałam. Za każdym razem sukcesywnie go wymijałam. Doszło do spotkania między mną, Niallem, a nim. Chłopak niczego nieświadomy przedstawił nas sobie. W ten oto sposób dowiedziałam się, że brunet gra w zespole na perkusji.  Nie uszło uwadze blondyna iż nasze tatuaże łączą się w jeden. Wiedziałam, że nie jest  to odpowiedni moment na tę rozmowę, a Josh chyba zrozumiał o co chodzi, bo tylko dopowiedział, że jest to czysty zbieg okoliczności.

-Dziękuję ci, że zechciałaś spędzić ze mną i z moją rodziną czas. - Uśmiechnął się szeroko.

-Wiesz ... - Przeciągnęłam. - Mówiąc szczerze, to raczej nie miałam zbyt wielkiego wyboru. Mimo to nie żałuję, że poznałam twoją rodzinę. Jest wspaniała. - Moje słowa sprawiły, że jego uśmiech się poszerzył.

-Jejku. Jak mi się nie chce iść na te wywiady. - Oparł swoją głowę w zagłębieniu mojej szyi i westchnął.

-Cóż, nic nie trwa wiecznie. 

-Niestety. - Westchnął. - Hej. Nie opowiedziałaś mi o swoich tatuażach. - Wypomniał.

-Z tego co wiem, to umówiliśmy się na poniedziałek, więc prawdopodobnie wtedy się wszystkiego dowiesz. - Delikatnie uniosłam kąciki ust. Nie było mnie stać na szczery uśmiech, ponieważ wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie należeć do przyjemnych. Niall po moim zdaniu wziął głęboki oddech i mocno mnie przytulił. - Udusisz mnie. - Zaśmiałam się, ale on nie odwzajemnił tego ruchu.

-Jest dużo fanek na lotnisku. Na pewno jesteś zmęczona, a ja nie chcę, żebyś czekała. Bas zawiezie cię do domu.

-Okay. Widzimy się w poniedziałek?

-Tak. - Złożył krótki pocałunek na moich ustach i udał się w nieznanym mi kierunku. Miałam wrażenie, że coś się wydarzyło. Miałam tylko nadzieję, że nikt mu nie powiedział o mnie. W ogóle, mam nadzieję, że nikt w okół mnie nie "węszył|" ani nic w tym stylu. Podszedł do mnie postawny  mężczyzna. Jak mniemam Bas, który się do mnie delikatnie uśmiechnął. Jakby na zachętę.

-Wasze zdjęcia z weekendu obiegły już świat. - Powiedział przed wejściem na wielką halę. Zaczęłam głęboko oddychać. Założyłam kaptur na głowę i wraz z Basem oraz dwoma innymi ochroniarzami udaliśmy się w stronę wyjścia lotniska.

-Jesteś szmatą!

-Czego ty oczekujesz?!

-Lecisz tylko na jego pieniądze!

-Barbie!

-On zasługuje na kogoś lepszego!

-Nie jesteś jego warta!

-Spieprzaj, bo i tak wam nie wyjdzie!

-Czego ty w ogóle w nim szukasz?!

-Dziwka!

-Ile bierzesz za noc?!

Te i inne komentarze na mój temat słyszałam, gdy przepychaliśmy się przez tłum w stronę wyjścia. Przed budynkiem stało grafitowe Maserati Ghibli. Mężczyzna gestem nakazał bym wsiadła, a on spakował moją torbę do bagażnika. Panowała przyjemna cisza. Cieszyłam się, że nie nawiązywał do sytuacji z lotniska. Po prostu w przyjemnej ciszy pokonaliśmy drogę z lotniska pod mój blok. 

-Dziękuję. - Posłałam w kierunku mężczyzny uśmiech.

-Do usług. - Odwzajemnił gest. 

Kiedy weszłam do mieszkania włączyłąm sekretarkę na którą ktoś się nagrał.

Be Happy || n.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz