Rozdział 4

488 38 4
                                    

-Mamo! Patrz co mam Dla Alberta! Chłopiec wbiegł do domu o mało  się nie zabijając. Perrie chyba miała gości, bo w salonie słychać było rozmowy. Jak się okazało w domu był też Zayn, a w salonie siedzieli chłopcy z zespołu.

-Cześć. - Przywitałam się.

-O hej. - Odpowiedzieli chórem. Czasami było fajne, ale czasami aż przerażające.

-Jakie cudowne.- przyznała Perrie. Zayn otworzył usta ze zdziwienia.

-O cholera. - Za to dostał kuksańca w bok od swojej żony.

-Przestańcie się tak zachwycać i pokażcie. - troszkę piskliwym głosem powiedział Louis na co się troszkę (troszkę bardzo) uśmiechnęłam. Pewnie nabawił się infekcji gardła przez co jego  głos brzmiał jakby się nawciągał helu.

-Nie śmiej się. - Zagroził mi palcem, co na prawdę wyglądało komicznie. Ciężko było powstrzymać śmiech. Wyobraźcie sobie dwudziestokilkuletniego faceta z zarostem, włosami ułożonymi jakby dopiero co wstał, kolorową apaszką, którą na dziewięćdziesiąt procent dostał właśnie od Perrie oraz głosem niczym w trakcie mutacji. W efekcie na jego zakaz z lekkim uśmiechem uniosłam ręce w geście obronnym i pomaszerowałam rozpakować zakupy.

-Hej.Pomóc ci w czymś? - Do kuchni wszedł Niall.

-Nie, dziękuję. Już wszystko poukładałam. - Uśmiechnęłam się do niego. - Ale dziękuję za chęci. Potrzebujesz czegoś?

-W sumie, to chciałem tylko wodę, ale nie kłopocz się, sam się obsłużę. - Odwzajemnił uśmiech.- W sumie to...mogę cię o coś zapytać?

-Em...pewnie.-Spojrzałam na niego. Rękę trzymał na karku i nerwowo przygryzał dolną wargę. Co dodawało mu uroku.

-B...bo......bo ja się chciałem.....-ewidentnie strasznie się stresował. Jak to możliwe, skoro jeszcze przed chwilą rozmawiał ze mną całkiem normalnie.

-Zapytać? - Postanowiłam mu pomóc.

-Tak.- chwilę poczekał, aż w końcu jakby zebrał się na odwagę. -Melanie, może dałabyś się w końcu zaprosić na kolację? - Spodziewałam się tego pytania. Już raz  próbował mnie zaprosić na randkę, jednak z takim samym skutkiem. Tym razem będzie tak samo. Jestem po prostu zdania, że chłopak jest zbyt blisko z moim szefem i to po części wchodziłoby w moją pracę, a ja nie chcę łączyć życia zawodowego z prywatnym. Nawet dla takiego faceta jakim jest Niall. Bądźmy szczerzy. Stojący przede mną chłopak, jest niemal ideałem. Mnóstwo kobiet chciałoby być na moim miejscu i właśnie tu się pojawia kolejny powód. Widzę jak moi pracodawcy męczą się życiem w show-businessie. Przez to, że jestem opiekunką ich dziecka, mi także się dostało w tabloidach. Oczywiście nigdy nie pokazali mojej prawdziwej twarzy, ze względu na to iż nie jestem osobą publiczną. Biorąc pod uwagę moją sytuację, na prawdę jest to powód dla którego odetchnęłam z ulgą. Wracając do Nialla. Nie ma dla mnie sensu zaczynanie czegoś, co wiem, że by się nie udało. Tym bardziej, że pomimo upływu sporego odcinka czasu, ja nadal trwam przy jednej osobie i trudno jest mi się z nią rozstać. Nawet jeśli jej już tu nie ma.

-Niall, cholerka, na prawdę doceniam, że się starasz i nie poddajesz, ale ja po prostu chyba nie umiem. To nie jest dobry moment...
-Rozumiem, nie było pytania. - Odszedł wyraźnie zasmucony. Co się dziwić, dostał ode mnie drugiego kosza. Tak na prawdę, drugi raz nie dałam mu konkretnego powodu. Na dzień dzisiejszy nie jestem w ogóle pewna, czy jestem w stanie jeszcze kiedyś pozwolić sobie na randki i miłość. 

Wzięłam wszystkie rzeczy, które kupiliśmy z Victorem na  prezent i z nimi udałam się się salonu, gdzie nikt nie mógł oderwać wzroku od plakatu.
-Wiem, że bardzo wam się podoba, ale trzeba to wszystko zapakować.- wyrwałam ich z transu.
-Ile wy wydaliście na ten plakat. Jest fenomenalny. - Powiedział Harry, a ja miałam ochotę mu przywalić za to, że wszedł na ten temat.
-Nie dużo. - Skwitowałam po chwili.
-No właśnie, musimy się rozliczyć - przypomniała sobie Perrie i miała zamiar wstać ze swojego miejsca, kiedy jej przerwałam.
-To, później. Na razie musimy...
-Nie zapłaciliśmy nic. - Wysypał mnie Victor. Tak więc po mnie.
-Jak to nic. To co? Ukradliście ten plakat czy co? 
-Brandon powiedział,  że nie weźmie od Melanie żadnych pieniędzy i że jako zapłatę... - Victor nagle przemówił, ale nie pozwoliłam mu dokończyć, bo przyłożyłam mi rękę do buzi.
-Czemu mu przerwałaś? - Oburzył się Louis.
-No właśnie. I kim jest Brandon?- Perrie z wymalowanym uśmiechem na twarzy próbowała namówić swojego syna, aby coś jeszcze powiedział. Odkąd zaczęłam tu pracować nie mogła się pogodzić z tym, że jestem singielką. Dodam, że próbowała mnie zeswatać z Niallem, co już wiecie jak się skończyło.Pokazałam chłopcu gestem, żeby milczał, a sama ruszyłam się z miejsca.
-Idziemy pakować prezent?
-Tak.
Pobiegłam na górę do pokoju chłopca, gdzie rozłożyliśmy wszystkie materiały.
-Mama z tatą też chcieli się podpisać. - Zakomunikował chłopiec, kiedy wyciągnęłam kartkę urodzinową.
-No to idź. - Powiedziałam dając mu do ręki jeszcze długopis. Chwilę mi to zajęło zanim oprzytomniałam i zbiegłam na dół.
-I wtedy powiedział, że w zamian za plakat pójdzie z nim na kolację. - No to po mnie. Dziewczyna nie odpuści. Znając ją będzie nalegać, żebym się zgodziła na kolację nawet jeśli uda mi się mu zapłacić. 
-Jak mogłaś mi nie powiedzieć!- oburzyła się Perrie, a Zayn zaczął się śmiać, bo on jako jedyny wiedział co się święci.
-Właśnie dlatego. - Wskazałam na nią samą. - A z tobą zdrajco jeszcze się policzę. - Zmrużyłam oczy i wycelowałam wskazującym palcem w brzdąca. Wróciliśmy do pokoju chłopca, żeby dokończyć pakowanie prezentu. Przebrałam chłopca w onesie tygryska, gdyż urodziny Alberta były tematyczne. Jak łatwo się domyślić tematem przewodnim było zoo. 

Kiedy wychodziliśmy z domu, zatrzymała nas jeszcze Perrie, która oczywiście nie odpuściła tematu Brandona. Szanowałam ją jako matkę Victora, moją szefową i artystkę. Jednak jej zawziętość w znalezieniu mi faceta i ogólnie w ułożeniu życia doprowadzałą czasami do szewskiej pasji. 

-Czyli nie masz wyjścia i musisz iść. Bo wiesz, inaczej wyjdzie na to, że go ukradliście ten plakat.

- Nie wydaje mi się. Po prostu dzisiaj do niego pójdę, zapłacę i po sprawie.

- Ale nic ci nie zaszkodzi z nim iść na tą kolację.

-Nigdzie się nie wybieram i to już raczej wiesz.

-Ale dlaczego nie?- Chyba miała już dość mojej wybredności.
-Jest głupi?
-Nie.
-Nie atrakcyjny?
-Nie.
-Jest zbyt napalony?
-Nie.
-Ma dziewczynę?
-Czy jakby miał dziewczynę to by ją zaprosił? - Odpowiedział za mnie Zayn, który do nas dołączył
- Jezu, to nie wiem. Kończą mi się już argumenty. Co jest nie tak? Dlaczego nie chcesz się z  nim umówić. Przecież sama twierdzisz, że jest nie zły.
-Bo wiem, że z tego nic nie będzie.
-Skąd wiesz?- Dziewczyna już chyba traci do mnie siły.
-Perrie odpuść. Po prostu nie widzę w nim nikogo więcej niż sąsiada czy kolegi.
- Jedna randka, kolacja, kawa
-Nie. - Odpowiadam widocznie zmęczona już tym całym przesłuchaniem. 
-Proszę. Zrób to dla mnie. - Powiedziała z nadzieją i podała mi mój telefon.
-Wybacz Perrie, ale definitywnie mówię nie.
-Czemu?
-Bo nie chce mu robić fałszywych nadziei.
-Jedna randka do niczego nie zobowiązuje....
-Ale wiem jak to cholernie boli, jak się w coś angażujesz, a potem nic z tego nie wychodzi.

-Dlatego dzisiaj znowu dałaś kosza Horanowi? - Mój wzrok mówił, iż nie wiedziałam, że wie. - Usłyszałam waszą rozmowę.- Głęboko westchnęła. - Dziewczyno co jest z tobą? Tylu facetów...

-Kochanie odpuść już- Przerwał Zayn, rozumiejąc do czego zmierza jego żona. - To jej życie, pozwól jej iść swoimi ścieżkami. 

-Przepraszam Perrie. Podziwiam twoją cierpliwość do mnie i dziękuję, że próbowałaś i się starałaś, ale ja po prostu nie potrafię. - powiedziałam kiedy wychodziliśmy z chłopcem na przyjęcie urodzinowe.
-No dobra. Ja też przepraszam. Nie powinnam się mieszać, tylko ja nie mogę zrozumieć, jak taka fantastyczna dziewczyna jak ty, jest sama?
-Kiedyś przyjdzie na mnie czas, ale najwyraźniej jeszcze nie teraz. - Uśmiechnęłam się na pożegnanie i wyszłam razem z Victor'em na urodziny do Alberta.

Do następnego rozdziału!!!

Be Happy || n.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz