Rozdział 2.

628 36 4
                                    

-Victor! Spuźnimy się! - Krzyknęłam do chłopca, który był jeszcze w swoim pokoju.

-Już! - Powiedział idąc po schodach.

-Za dwadzieścia minut musimy być na miejscu, a my jeszcze nie wyszliśmy.

-Zdążymy.- uśmiechnął się.

-Nie wiem jakim sposobem.

-Będziemy bardzo szybko biedz.

-Jesteś pewien, że dasz radę tyle przebiedz?

-Tak! A jak nie, to mnie weźmiesz na ręce.

-No pewnie. Jakżeby inaczej. - Zaśmiałam się na jego uwagę. Victor to kochane dziecko, ale czasami bardzo leniwe. Gotowi wyszliśmy z budynku. Na szczęście na ulicy było dosyć spokojnie i dotarcie na miejsce nie zajęło nam dużo czasu.

-Melnie! - Usłyszałam jak tylko przekroczyłam próg klubu.

-Tak wiem, przepraszam.- Uśmiechnęłam się do Emmy. Jest to niska szatynka z burzą krótkich loków. Jest tutaj trenerką personalną, ale i przede wszystkim szefową. Atmosfera jest tu luźna, chociażby dlatego wszyscy mówią sobie po imieniu, bez względu na stanowisko czy wiek. Oczywiście mam tu na myśli pracowników. 

Klub fitness, to miejsce, gdzie spędzam weekendy. Czasami zabieram tu Victora,kiedy jego rodziców w tym czasie nie ma. Podczas gdy ja prowadzę zajęcia,  siedzi ze mną na sali i tańczy, bawi się piłkami, grzechotkami, albo maluje. Klientkom, ani Emmie na szczęście to nie przeszkadza. 

Błyskawicznie się przebrałam w mój strój i pobiegłam na zajęcia.Victor natomiast postanowił malować.

-Witam na zajęciach, przepraszam za małe opóźnienie.- zaczęłam wchodząc do sali. Było tam znacznie więcej osób niż normalnie.

-Zaczniemy od małej rozgrzewki. - Puściłam muzykę i zaczęłam trening ZUMBY od rozgrzewki.


-Na twoje zajęcia zapisuje się coraz więcej osób. - zatrzymała mnie w przerwie Emma.

-Właśnie dzisiaj zauważyłam. Szczerze mówiąc, to trochę ciasno dzisiaj było. Nie wiem czy nie trzeba będzie robić list z zapisami na zajęcia, bo inaczej będziemy ściśnięci jak sardynki w puszce.

-Faktycznie. Brakuje nam miejsc, a dużo osób chce chodzić właśnie na twoje zajęcia. 

-Nie dam rady przychodzić częściej.- Powiedziałam zgodnie z prawdą. Od poniedziałku do piątku zajmuję się chłopcem, no i jeszcze niekiedy we weekendy. Nie mam możliwości, żeby wziąć jeszcze więcej zajęć. 

-Tak, tak. Wiem, dlatego najpierw przeniesiemy twoje zajęcia na największą salę. 

-A jej przypadkiem nie zajmuje Mathew? - Jest on trenerem jogi, na jego zajęcia też przychodzi sporo osób, głównie dziewczyny, ale co się dziwić. Jakby nie było mój kolega jest bardzo przystojny, a przy tym jeszcze wysportowany.

-Mat już tu nie pracuje.

-Jak to?

-Tydzień  temu złożył wypowiedzenie.- zakończyła rozmowę. Nie wypytywałam dalej.  Poszłam na kolejne zajęcia. Tym razem uczestniczył w nich też Victor. Po zajęciach na stepach był tak padnięty, że usnął na matach do jogi. W czasie małej przerwy zdecydowaliśmy się iść na lody.

-Jakie jest twoje marzenie?- zapytał chłopiec, kiedy czekaliśmy w kawiarni na nasze zamówienie

- Może podróż do Chin. - Odparłam po chwili zastanowienia.- A jakie jest twoje?

-Chciałbym mieć rodzeństwo.

-No ładnie, a ile tego rodzeństwa byś chciał mieć?

-Czwórkę!

-O, no ja nie wiem, czy byś wytrzymał. Musiałbyś świecić przykładem, pomagać we wszystkim rodzicom i rodzeństwu.

-To proste.

-Tak?

-Tak.

-To w takim razie musisz powiedzieć o tym rodzicom, a przede wszystkim zacząć pracować nad sobą. Zacznij może od posprzątania swojego pokoju....

-Nie! Wszystko tylko nie to!

-Powiedzmy, że ci pomogę. 

- A może...ty posprzątasz mój pokój, a ja w tym czasie się pobawię.- Wspominałam,  że jest bardzo przebiegły? 

-O nie, nie mój drogi. Tak dobrze to nie ma. - Zrezygnowany opadł na oparcie krzesła i założył sobie ręce na klatce piersiowej. Dodał do tego jeszcze naburmuszoną minę, co miało oznaczać, że nie jest zadowolony z mojej postawy. Jednak szczerze mówiąc wyglądało to bardzo komicznie.

-A ty masz rodzeństwo? - Zapytał, kiedy przestał się już obrażać.

-Mam. - Powiedziałam po chwili ciszy.- Mam brata.

-I co on robi? - Drążył temat

-Nie wiem. - Trochę głupio się przyznać. Nawet przed pięcioletnim dzieckiem.

-Dlaczego?- nie dawał za wygraną.

-Bo...bo...bo dawno  się nie widzieliśmy.

-Chciałabyś go zobaczyć?

-Pewnie, że tak- skłamałam.

Nie chciałabym zobaczyć ani jego, ani rodziców. Nasze drogi się rozeszły dawno temu. Czy żałuję? Trochę tak. Jest mi przykro ze względu jak potoczyła się nasza historia. Jednak, gdybym stanęła drugi raz w tej sytuacji, wybrałabym tak samo. Mogę stwierdzić, że przyczynili się do największej katastrofy mojego życia i po części mojej depresji. Jako rodzice..co ja mówię oni nie przypominali rodziców. Cały czas dyktowali mi co mam robić. Wyglądało to tak, jakby wraz z moimi narodzinami stworzyli mi scenariusz na życie, Mówiąc szczerze, po prostu byłam ich kukiełką, aż w końcu podjęłam najmądrzejszą decyzję w moim życiu. 

\

POZDRAWIAM X

Be Happy || n.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz