5

564 44 6
                                    

Wspinając się po kręconych schodach, których strzegły przerażające gargulce, Harry zastanawiał się, co powiedzieć.

"Riddle to jednak morderca"? A może "zbyt się pospieszyłem z jego oceną. Nie jest taki niewinny, jak myślałem"?

Nie, zdecydowanie nie niewinny – skrzywił się Harry, sapiąc z lekkiej zadyszki, gdy dotarł na szczyt schodów. – Zresztą, wiedziałem, że z Riddlem coś jest nie tak, gdy tylko zobaczyłem zdjęcia. Dlaczego już wtedy nie poinformowałem Zakonu o sytuacji?

Teraz wyrzuty sumienia nie miały sensu. Za chwilę miał wkroczyć do gabinetu Maga i opowiedzieć mu w szczegółach, co zobaczył. Zapukał i wszedł pewnym krokiem, nie dając po sobie poznać ani odrobiny zmieszania.

Dyrektor nie zmienił się wiele, odkąd Harry skończył rok temu Hogwart. Wciąż siwy, z długą brodą splecioną w warkoczyki. Ubrany w ekscentryczną, purpurową marynarkę w gwiazdki i cylinder z szerokim rondem.

Wyglądał jak z bajki. Ale tej dla starszych dzieci.

– Harry, mój chłopcze! Co sprowadza cię dzisiaj do mojego zamku? – zapytał z małym uśmiechem, wsuwając do ust cytrynowego dropsa.

Ach, tak... czy Harry wspominał, że Mag posiadał cały cholerny zamek? Bycie największą szychą w przestępczym świecie nieźle się opłacało.

– Dyrektorze – przywitał się skąpo Harry, siadając (a wręcz zapadając się) w fotelu. Skrzek kazał mu spojrzeć na egzotyczną papugę w kolorach czerwieni, która skutecznie imitowała mistyczne feniksy, na punkcie których Dumbledore miał fioła.

– Może cytrynowego dropsa? – zaproponował starzec, a Harry powstrzymał skrzywienie.

– Nie, dziękuję.

– Szkoda. Nie wiesz, co tracisz – zachichotał Dumbledore, aż zatrzęsły mu się srebrne warkoczyki na brodzie. Harry obserwował to z cichym niesmakiem, doskonale wiedząc, że omija go porcja ecstasy*.

I co to świadczyło o nim samym, że decydował się pracować dla zawodowego narkomana?

– Przyszedłem w sprawie ostatniego zadania – przeszedł do sedna sprawy.

– Ach, tak, jestem bardzo rad, że poszło bez niespodziewanych przeszkód – rzekł Mag, składając dłonie w piramidkę. – Choć następnym razem postaraj się nie być tak wrogo nastawionym do Mundungusa. Też się stara.

– Ten drań?! – wrzasnął Harry z niedowierzaniem, nagle zaślepiony czystą złością. W jednej chwili przestał myśleć racjonalnie na wspomnienie Mundungusa. – Okradał dom Syriusza! Przez niego musiałem użerać się z Ropuchą i ledwo uszliśmy cało z napadu! Ron został ranny! Przez jeden durny Medalion, który zabrał Fletcher!

– To nie był powód, by zaraz po tym ukraść cały dom i pozbawić Zakon kwatery – odparł na spokojnie Dumbledore, patrząc karcąco błękitnym wzrokiem znad okularów połówek. Harry odwrócił wzrok, wzdrygając się na widok wyłupiastych, przekrwionych oczu Maga.

– Świński Łeb działa równie dobrze – żachnął się Harry, wzruszając ramionami. – Zresztą, dlaczego my o tym rozmawiamy? Czy przyszły jakieś wieści odnośnie Pucharu?

– Niestety, mam powody sądzić, że Voldemort nie ufa już swoim poplecznikom, od kiedy Malfoyowie utracili jego Pamiętnik – rzekł smutno Dumbledore. – Myślę, że skrytka Bellatrix Lestrange nie będzie zawierała niczego przydatnego.

– Więc szukamy dalej w ciemno – westchnął Harry.

Voldemort był znienawidzony przez część społeczeństwa przestępców nie tylko dlatego, że dopuszczał się - a raczej jego Śmierciożercy dopuszczali się - najbardziej odrażających czynów. Ale także z powodu kradzieży, której dokonał. Bardzo skandalicznej i do tej pory zagadkowej. Bowiem przywłaszczył sobie cztery drogocenne pamiątki założycieli Hogwartu i od tamtej pory Zakon stara się je odnaleźć. To było właśnie powodem pierwszego rozłamu wśród populacji półświatka. Pierwotny podział na popleczników Voldemorta oraz obrońców dziedzictwa Hogwartu.

Obsesja || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz