11

700 45 7
                                    

Po aktywnym spędzeniu popołudnia, Tom w końcu zabrał Harry'ego w obiecane miejsce. Musieli jechać samochodem, a mężczyzna uwielbiał widok młodszego chłopaka, wiercącego się nieswojo na skórzanym, ekskluzywnym fotelu. Domyślał się jednak, że to nie tylko przepych samochodu sprawił, że Harry poczuł się skrępowany, nie mogąc usiedzieć na miejscu.

Po półtorej godzinie znaleźli się w małym miasteczku, z którego już roztaczał się widok na bezkres błękitu. Krzyk mew podekscytował Harry'ego, który wysiadł z auta i zaciągnął się świeżym, morskim powietrzem.

Widok na białe, strome klify zaparł mu dech w piersi. Poczuł ucisk w klatce piersiowej. Nieznane dotąd uczucie wgryzło się w jego serce i zadomowiło prawdopodobnie już na stałe. Harry odwrócił się w stronę Toma i przytulił.

– Dziękuję, że mnie tu zabrałeś – szepnął, nie ufając swojemu głosowi, że nie zdradzi, jak wielką wdzięczność czuł. – Nigdy wcześniej nie widziałem morza. Moje wujostwo... oni... nie lubili mnie. Nienawidzili za to, że moi rodzice byli przestępcami. Nigdzie mnie nie zabierali, zamykając w... – schowku – domu na długie dni, a czasami tygodnie.

Tom spochmurniał, a mściwy blask zabarwił jego oczy ciemnością. Zaraz zniknął, lecz Harry poczuł się zaniepokojony.

– Tom... przestań.

– Co, Harry?

– Przestań myśleć o zemście – rzekł z mocą, ciągnąc Riddle'a za rękę w stronę domków. Weszli pomiędzy nie, spacerując po małej mieścinie. – Masz ten charakterystyczny błysk w oczach, który mówi mi, że coś knujesz.

Tom uniósł kącik ust, a Harry wywrócił oczami. Oczywiście, że nie tak łatwo jest odwieść mordercę od jego naturalnych instynktów.

– Nie myślę o nich i ty też tego nie rób – poradził Harry. – Daj im odejść. Oni są przeszłością – rzekł, dając się poprowadzić ścieżką na klif.

Szli w milczeniu przez kilka minut, obserwując słońce. Schodziło nisko, zataczając nad horyzontem półkole.

– Chciałbym ich nienawidzić – wyznał po pauzie. – Chciałbym móc nie cierpieć Dursleyów tak bardzo, jak oni nie znosili mnie – rzekł Harry, wpatrując się uparcie w odległy punkt w dali, gdzie złota tarcza stykała się z błękitem wody. – Ale nie potrafię. Rozumiem, dlaczego zrobili mi to wszystko... bali się mnie. Byli przerażeni, gdy odwiedzał mnie ktoś z naszego świata. Strach rodzi gniew, a gniew przemoc i koło się zatacza. Dlatego... – urwał, pozwalając sobie na moment odetchnąć głęboko przez usta. – ...wybaczam im.

– Masz zbyt wielkie serce, Harry – stwierdził Riddle z małym uśmiechem, patrząc z oczami pełnymi uwielbienia, lśnienia morza i wschodzących gwiazd.

– Wiem, że powinienem ich nienawidzić, ale nie mogę się nawet zmusić, bo gdy tylko zaczynam się zastanawiać, jak długo żyli w strachu i jak mocno się mnie bali... robi mi się ich zwyczajnie żal – wyznał z głębi serca, nie zdając sobie sprawy, że jego szczerość odzwierciedla łza na policzku.

– Harry – rzekł Tom z naciskiem, ujmując podbródek chłopaka, aż spojrzeli sobie prosto w oczy. – Nie jesteś stworzony do nienawiści. Ja to rozumiem, oni nie. Ale wiem coś jeszcze – dodał po chwili. – Jesteś stworzony do kochania. A ja mogę ci zapewnić tyle miłości, ile tylko potrzebujesz.

Brzmiało to nęcąco. Harry szukał uważnie haczyka, ale go nie znalazł. Nie potrafił określić, gdzie był dołek, do którego miał wpaść. W którym momencie ukaże się kruczek prawny, który ma pokrzyżować wszystkie plany.

Nie znalazł nic. Ani odrobiny fałszu, ani najmniejszego kłamstwa. I to było najbardziej przerażające - że żyjąc wśród członków Zakonu Feniksa tak przyzwyczaił się do ich milczenia i niedopowiedzeń, że prawda okazywała się dla niego wielką niewiadomą i powodem do obaw.

Obsesja || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz