Zimno, jakie poczuł, zmroziło nawet gorąc bólu, który odczuwał ze złamanego nosa i zranionego boku. Krew ciekła mu wolną strużką, spływając na ocieniony trawnik, lecz Harry nie dbał o to. Obserwował pilnie, jak dwójka ratowników wbiega z noszami przez tylne drzwiczki do pokoju ze sprzętem.
Wsunął telefon z powrotem do marynarki i czekał, a były to najgorsze minuty w jego życiu. Po tym, jak prędko ogłuszył Malfoya, nie mógł zostać. Chciał... tak bardzo pragnął uklęknąć przy Tomie, powiedzieć, jak bardzo jest mu przykro i przeprasza... że nie miało tak być... tak się nie miało stać! Tom nie miał zostać ranny! Nikt nie miał! To wszystko przez plan Harry'ego... przez jego głupi pomysł, by jednak ukraść naszyjnik...
Ale nie mógł.
Ścisnął w jednej dłoni rubin, a w drugiej komórkę i czekał, mając nadzieję na najlepsze. Uciekł, bo nie mógł tam zostać, na gali. Wiedział, że jeśli zostanie złapany, posądzą go o kradzież, wszczęcie bójki i w najgorszym razie - o morderstwo.
Dlatego ukrył się za równo przyciętymi krzewami, patrząc na rozgrywającą się przed nim scenę. Na wezwane pogotowie, na spanikowanych gości i krzyczącą Narcyzę Malfoy.
Na ciało, które ratownicy wywieźli na noszach, a potem przykryli białym płótnem.
Harry poczuł, jak jego świat się rozsypuje na małe kawałeczki. Łzy spływały mu swobodnie po twarzy jak krew, którą przelał. Jak życie, które tak łatwo odebrał.
Miał wyeliminować Voldemorta.
Lecz nie zająć jego miejsce.
Czy mógł to zrobić, nie stając się mordercą? Jakim kosztem...?
Poczuł się, jakby te trzy dni, które spędził z Tomem, poszły na marne. Jakby były iluzją, ułudą i marą. Jakby nagle wszystko przestało mieć sens. Krzyki zrozpaczonej Narcyzy, wrzask wściekłości Lucjusza, który właśnie się obudził. Wibracje telefonu, kiedy spanikowana Tonks wydzwaniała pięć razy.
Harry spojrzał na wyświetlacz, na masę nieodebranych wiadomości. Na tuzin połączeń, nie tylko od Tonks, ale też od całego Zakonu. Pytania, skargi, żale, ale też gratulacje od Moody'ego za tak perfekcyjne zabójstwo Śmierciożercy.
Harry'emu zrobiło się niedobrze. Obrócił się w stronę krzaków i zwymiotował, a wtórne dreszcze wstrząsały jego ciałem. Spojrzał martwym wzrokiem bez zrozumienia na scenę rozgrywającą się przed nim. Na karetkę odjeżdżającą z ciałem, na zrujnowaną licytację, na Malfoyów gotujących się z miliona emocji.
Potem spuścił wzrok na zakrwawione dłonie. Ubrudzoną koszulę. Brzęczący telefon. I skrzący się naszyjnik. Schował go do kieszeni, a komórkę całkowicie wyłączył.
Potem znów się pochylił, zginając ostro w pół, gdy go zemdliło. Wypluł żółć, krztusząc się wypitym wcześniej szampanem. Niemal czuł widmowy dotyk palców na swoim karku, lekko pieszczących go po włosach.
Wstał na chwiejnych nogach. Odszedł niezaczepiany w stronę swojego samochodu i wrócił do domu. Jak przez mgłę pamiętał jazdę, błysk sygnalizacji, klaksony zirytowanych kierowców.
Potem ukołysało go ciepło koca i ciche słowa. Szczypanie w boku, wilgoć na twarzy. Zatkany nos. I czerwień, która spływała wraz z wodą do odpływu, barwiąc ją na brudną miedź.
– Tak musiało być, Harry – brzmiał głos Hermiony, cichy i odległy. Dotyk szorstkiego ręcznika, miękkie skarpetki. – Dobrze postąpiłeś.
– Udało ci się dokonać czegoś niemożliwego, kolego – dorzucił Ron, klepiąc go po ramieniu. Harry poczuł w dłoni śliskie zimno, tabletki w ustach i niezidentyfikowany smak wody. – Możesz być z siebie cholernie dumny.
CZYTASZ
Obsesja || Tomarry
FanfictionHarry kochał bycie złodziejem. Nigdy nie odmówiłby szansy na łatwy zarobek i kolejną wielką przygodę. Więc kiedy dostaje propozycję ukradnięcia brudnego sekretu szanowanego lekarza, Toma Riddle'a Juniora, nie waha się przed włamaniem do jego domu. T...