Zasiadając w kącie Świńskiego Łba, Harry popijał kufel Kremowego Piwa. Nie był jak ten obdartus Dung, by od razu prosić Kozę o Ognistą Whisky. Chłopak miał jeszcze pewne zasady moralne, które zakazywały mu picia w trakcie pracy i zebrań Zakonu.
Jego przyjaciele przybyli w krótkim odstępie czasu, zajmując sąsiednie krzesła i wypytując szeptem, co się stało. Harry powiedział im o fałszywym liście z zadaniem i utożsamiał się z ich markotnymi minami.
Wkrótce przybyła Tonks - mistrzyni kamuflażu - i jej mąż, Remus. Wbrew pozorom i masce opanowania, mężczyzna potrafił być prawdziwą bestią, kiedy się go rozwścieczyło. Chodzą plotki, że rozszarpał komuś gardło samymi pazurami i kłami, ale w takim wypadku nie byłby teraz w Świńskim Łbie. Zakon nie zrzeszał morderców.
Cóż, z wyjątkami. Szalonooki znany był z przechwalania się swoimi osiągnięciami w polowaniu i zabijaniu Śmierciożerców. Samodzielnie wpakował chyba z dwudziestu do Azkabanu.
Choć był straszny, prawdziwy postrach Hogwartu i wszystkich jego absolwentów przybył chwilę później. Był jak kurtyna mroku, która zstępuje z nieba i otacza swoją ponurością wszystkich obecnych. Cały na czarno, z miną wyrażającą wieczną pogardę i zgryzotę marnego życia, Severus Snape zawitał na spotkanie Zakonu.
– Och, czyż to nie nasz...
– ...ulubiony...
– ...uwielbiany...
– ...ukochany...
– ...profesor trucizn?
A bliźniacy Weasley wkroczyli tuż za nim, przyprawiając Mistrza Trucizn o jeszcze większą markotność.
– Weasley i Weasley! Pięć punktów od Gryffindoru za naśmiewanie się z nauczyciela!
– Ale profesorze!
– Przecież nie jesteśmy już...
– ...w Hogwarcie!
– Myślę, że równie dobrze moglibyście być z poziomem waszej niedojrzałości, bachory – warknął Snape, czając się w przeciwnym kącie, co Harry, Hermiona i rodzina rudzielców.
– Och, witaj Kingsleyu – powitał
mężczyznę Dumbledore, z uśmiechem ignorując narzekania Snape'a. Harry nawet nie zauważył wejścia cichego, aczkolwiek zawsze czujnego dyrektora Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji.Powszechnie było wiadome, że Shacklebolt sprzyja Magowi. Działał zarówno po dobrej stronie prawa, jak i był poważany w przestępczym świecie, bo nieraz ukrywał dowody zbrodni Zakonu. Miał pracę podobną do Rona czy Amelii Bones, samej Minister Departamentu Sprawiedliwości. Pomimo że kobieta była mniej przychylnie nastawiona do Dumbledore'a, i tak kryła go przed Knotem, głupcem i niestety premierem całego kraju. Ten facet to był dopiero opryszek - wychwalany na pierwszych stronach gazet, a potajemnie czerpał ogromne zyski z nielegalnego handlu, który odbywał się w przestępczym półświatku.
Wkrótce dołączyli Hestia Jones i Dedalus Diggle, prawniczka i jej sekretarz.
– Widzę, że Zakon jeszcze nie jest w komplecie – zauważył Dumbledore, wstając od stołu i witając przybyłych. Za nim czaił się Aberforth z kwaśną miną, dorównującą tylko wyrazowi twarzy Snape'a.
– Ciszej, durniu – Koza syknął do ucha Magowi. – Moja klientela nie jest tak światła, jak u Fortescue. Nie wiadomo, kto może was podsłuchać.
– Hmm, racja – odparł z wymuszonym uśmiechem dyrektor, wiercąc oczami dziury w plecach oddalającego się brata. Potem odwrócił się do zebranych, a niewzruszony uśmiech powrócił na jego twarz, jakby zawsze tam gościł. – Jak już wspominałem, zebraliśmy się, bo nasz drogi Harry ma ważne wieści do przekazania. Okazało się, że wysłano do niego list z zadaniem, za które zapłata przeszła z konta Zakonu. Czy ktoś o tym coś wie?
CZYTASZ
Obsesja || Tomarry
FanfictionHarry kochał bycie złodziejem. Nigdy nie odmówiłby szansy na łatwy zarobek i kolejną wielką przygodę. Więc kiedy dostaje propozycję ukradnięcia brudnego sekretu szanowanego lekarza, Toma Riddle'a Juniora, nie waha się przed włamaniem do jego domu. T...