9

711 56 5
                                    

Harry był osobą spontaniczną i naprawdę zaskoczył sam siebie, kiedy zaproponował Riddle'owi układ.

Jeszcze bardziej był zdumiony, gdy mężczyzna się zgodził.

A potem go pocałował.

To było jak znalezienie się w piekle i niebie jednocześnie. Miękkie, pluszowe usta pieściły jego własne, czyniąc istny raj. Lecz zarazem było tak gorąco, że Harry'emu zakręciło się w głowie.

Niemal wtopił się w mężczyznę z błogości, kiedy ten przejechał językiem po jego ustach. Harry wpuścił go, pragnąc więcej, aż wszelkie myśli uciekną z jego głowy.

Stanął na palcach, wyginając się w łuk pod dotykiem dużych dłoni na plecach. Zacisnął pięści na koszuli Riddle'a, a potem z całej siły go odepchnął.

Błysk zaskoczenia na twarzy mężczyzny, który potknął się i zatoczył w tył, upadając na stolik. Filiżanki brzdęknęły, tłukąc się, a Harry już stał nad Riddlem, dysząc i patrząc gniewnie.

– Nie... – sapnął, łapiąc wzrok Riddle'a, w którym dostrzegł tuzin emocji, zdradę i ból... – Nie dotykaj mnie! – wyrwał się do tyłu, unikając wyciągniętej dłoni mężczyzny.

– Harry... – rzekł miękko Riddle, wstając i chwiejąc się, nie mogąc uwierzyć, że został odepchnięty. Lecz potem coś się jakby zmieniło, mężczyzna wyprostował się, a na jego twarzy pojawiła się chłodna maska. Tylko burzowe oczy wyrażały resztki emocji. – Obiecałeś mi – syknął cicho.

– Obiecałem trzy doby ze mną, ale nie... to! – warknął, drżąc z ledwie tłumionej złości i czegoś jeszcze. Strachu.

Riddle zamarł w miejscu, a Harry mógł niemal widzieć chmury, które gęstniały w jego oczach, kiedy się zbliżał z każdym małym krokczkiem.

– Nie waż się...! – krzyknął, a strach wziął górę i kazał mu się cofnąć. Harry się bał.

Riddle przestał się zbliżać. Zastygł w pół kroku. Zlustrował Harry'ego wzrokiem, aż chłopak poczuł się nieswojo.

– Rozumiem – mruknął płaskim tonem Riddle, odwracając się od Harry'ego. Odszedł sztywno, przemierzając szybko salon, aż znalazł się w drzwiach. Nie wypowiedział ani słowa poza: – Do widzenia, Harry.

I wyszedł. Drzwi wejściowe trzasnęły, pogrążając dom w ciszy.

Tak po prostu odszedł w ciemną noc, zostawiając Harry'ego w nikłym świetle lamp z poczuciem winy ciążącym mu na barkach.

Harry zamrugał, rozglądając się półprzytomnie. Spojrzał na potłuczone filiżanki, wyszczerbiony blat stolika i oddychał swobodnie. Riddle odszedł, zostawiając go samego.

Kucnął, zbierając odłamki. Syknął, gdy wbiły mu się w palce, raniąc go, a krew pociekła na białą porcelanę. Harry poczuł łzy zbierające się w kącikach oczu i zamrugał ponownie, tym razem ze złością. Ścisnął odłamki filiżanek, a wściekłość wezbrała w nim, gotując się, aż wstał gwałtownie i z wrzaskiem cisnął porcelanowe szczątki o ścianę. Uderzyły z hukiem, zahaczając o zegar i runęły razem z nim na podłogę. Rama zegara pękła.

Dopiero wtedy Harry opanował się, dysząc ciężko i pozwolił łzom spłynąć po policzkach. Poczuł bezradność. Wszystko zepsuł. Jak mógł się tak głupio zachować?

Ale Riddle też nie jest bez winy – podszepnęła mu racjonalna część umysłu. – Jak on śmiał mnie pocałować...?! Dlaczego on to zrobił?! Dlaczego nie spytał...?!

Posprzątanie salonu i wyciągnięcie kawałków porcelany z dywanu zajęło mu godzinę. Harry krążył chwilę po parterze, stwierdzając, że lepiej położyć się spać, niż zadręczać. Wspiął się na piętro, omijając szerokim łukiem sypialnię Riddle'a i wybrał pomieszczenie najdalej od pokoju mężczyzny. Tam padł na gościnne łóżko, nawet nie przebierając się i próbował zasnąć.

Obsesja || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz