Rozdział 11

1 0 0
                                    

-Mamo, jeszcze nie czas na takie pytania.
Powiedziałam.
-Dobrze, dobrze, chodźmy do salonu, zrobię coś do picia. Kawy czy herbaty Aidenie.
Zapytała mojego partnera.
-Herbate poproszę.
Odpowiedział. Skierowaliśmy się w stronę salonu. Mama powędrowała do kuchni i chwilę potem przyniosła wszystkim herbaty. Obiełam swoją rękoma aby się trochę rozgrzać, mimo wszystko na dworze było zimno a to dziwne bo jest wiosna.
-A więc jakie masz intencje wobec mojej córki.
Znowu on.
-Tato.
Powiedziałam przeciągając samogłoski.
-Kocham ją, przed wszystkim jej nie ochronie, lecz próbować będę zawsze. Jeśli poniesie porażkę to zawsze po wspólnej walce. Idziemy przez życie razem. Chodź nie zawsze może zdawać sobie sprawę. To nie był nasz wybór, los pchnął nas w swe ramiona. Zamierzam jej się oświadczyć a jeśli powie tak to ożenić się z nią, mieć dzieci i rozpuszczać pana księżniczkę bardziej niż pan.
To najsłodsze słowa jakie od niego usłyszałam, lecz mój ojciec oburzył się na początku a potem przyznał.
-Jeśli tak się stanie to masz moje błogosławieństwo.
Z moich oczu wpłynęły łzy i podbiegłam do taty się przytulić.
-Dziękuję.
Powiedziałam.
-To on mnie przekonał.
Teraz rzuciłam się na Aidena i pocałowałam. Ojciec się skrzywił.
-Ale jeszcze nie przywykłem do tego widoku.
Zeszłam z niego i usiadłam a zaraz przyleciałam przytulić się z mamą.
-Ale mam kilka zasad, za każdym razem kiedy chcesz jej dotknąć musisz się spytać czy tego chcę, śpicie osobno i zero zaliczania ma pozostać dziewicą.
Aiden nie drgną gdy kiwnął głową za to ja wybuchłam śmiechem.
-Trochę za puźno tato.
Wymskneło mi się. Ojciec zrobił wielkie oczy, patrzył to na mnie to na Aidena.
-Jak to za puźno?!
Spytał. Ariel jak siedział spokojnie to teraz się wydarł.
-Gratulacje!
Ojciec strzelił go przez głowę.
-Nie słucha pan córki.
Skomentował mój partner i się uśmiechnął zadziornie na potwierdzenie moich słów.
-Mam dość.
Mój ojciec wstał i wyszedł z pokoju wchodząc do swojego gabinetu.
-Idziemy na góre.
Powiedziałam i chwyciłam Aidena za rękę. Pociągnęłam go w stronę schodów.
-Wołajcie jakbyście coś chcieli.
-Dobrze!
Krzyknęłam i wbiegłam po schodach. Naszła mnie chęć na Aidena. Otworzyłam drzwi od swojego pokoju, weszliśmy i zatrzasnęłam drzwi.
-Teraz jesteś tylko mój
Dopchnełam go do ściany swoim ciałem i stanęłam na palcach aby dotknąć jego ust swoimi. Smakował cytryną i cukrem. Moje ręce rozpinały jego pasek a on zebrał moje włosy. Potem zabrałam się za rozporek i powoli opadała. w dół żeby być na równi z jego biodrami. Wbił się w moją buzię z impetem. Poczułam w gardle jego penisa.
-Szerzej.
Rozkazał a ja bez zastanowienia wykonałam polecenie.
...
Obudziłam się na Aidenie. Budzik nie dał mi spać ale muszę iść do szkoły. Wstałam i poszłam się przebrać. Po pięciu minutach usłyszałam pukanie.
-Proszę!
Krzyknełam. Drzwi się otworzyły a ja zobaczyłam gołego Aidena.
-Widziałaś moje gacie?
Zachichotałam głośno.
-Sprawdź w salonie a jak nie będzie dam ci moje.
-Nie chce tych stringów.
Przeszedł do salonu.
-Jak chcesz. Ubieraj się jedziemy do szkoły.
Wrucił do mnie z bokserkami w ręku.
-Dobrze mamusiu.
I poszedł się ubierać.
Wyszłam z łazienki ubrana a Aiden siedział na łóżku wpatrzony w telefon.
-Co tam masz?
Usuadłam koło niego a on pokazał mi filmik na insta. Było na nim jak byliśmy na wyścigu i obroniłam go przed Ethanem. Przewiną na kolejny film, tym razem jak zabijam w maku i dostaje kulkę a mój towarzysz dusi tego co do mnie strzelił.
-Teraz ty też jesteś mordercą i cały świat to już wie.
Czy to oznaczało że..?
-To oznacza że uciekamy?
Parskną.
-Ja nigdy nie uciekam czyli ty też nie.
Czyli jedziemy do szkoły.
-Ale?
-Nie możemy dać się złapać.
Wstaliśmy i zeszliśmy na dół. Spotkaliśmy Ariela.
-Jedziecie do szkoły?
-Podwieźć cię? Aria może jechać u mnie na kolanach.
Co?
-To czym ty przyjechałeś?
Wyszliśmy na zewnątrz gdzie stało Bugatti.
-Tym.
Nie zdziwię się jak zaraz zemdleje.
-Jade z wami. A wogule to Aria pokaż tatuaż.
Zrobiłam o co prosił. Gwizdnął z uznaniem.
-Ty będziesz miał jej imię bo jesteś rodziną.
-Dosyć gadania, spóźnimy się.
Stwierdziłam patrząc na zegarek na nadgarstku ukochanego.
Wsiedliśmy do auta, Aiden ustawił mnie na sobie tak żeby i mi i jemu było wygodnie. Ruszyliśmy. Jechaliśmy w milczeniu. Dojechaliśmy do naszego celu a tam czekały tłumy na nasz przyjazd. Aiden zaparkował na jednym z miejsc tyłem do krawężnika a przodem do grupy ludzi. Najpierw wysiadłam ja, potem Ariel i Aiden. Szybko przywarłam do jego boku, obją mnie w talii i pocałował.
-Idziemy bo nie zdążymy.
Ariel zamknij się. Przerwałam, Aiden klepną Ariela w bark.
-Trzymaj się młody.
Zachichotałam i odeszliśmy. Puściłam mu całusa. Zadzwonił dzwonek.
No i rozpoczyna się piekło.
Podeszłam do szafki po książki.
-Aria Evans proszona do gabinetu detektora.
Wybrzmiało z głośników.
Coś mi tu śmierdzi.
Schowałam plecak do szafki i wziełam telefon. Przeszłam korytarzem do detektora. Coś mi migneło w oknie z pokoju dyra. Cofnełam się by sprawdzić co to. Zobaczyłam policję, zobaczyli mnie.
-O nie!
Zaczełam uciekać w stronę wyjścia.
Co jak już złapali Aidena.
Wyciągnąłam telefon, wybrałam numer i zadzwoniłam. Jak zwykle odebrał od razu.
-Aiden! Gdzie jesteś?!
Uciekaj z tamtąd.
-Pod szkołą jeszcze.
O kurwa.
-Stać policja!
Nie. Nie. Nie.
-Odpalaj silnik, już. Psy mnie gonią po szkole!
Wysapałam i się rozłączyłam.
Dobiegłam do drzwi i przez nie wybiegłam. Auto zaryczało a ja momentalnie byłam w środku.
Aiden ruszył z piskiem opon i rozległy się strzały.
-To pułapka.
Jak on był taki spokojny?!
-No co ty nie powiesz?
Teraz już trzeba uciekać. Co ja gadam? My nie uciekamy.
Wyjełam pistolet i otworzyłam okno postrzelahąc jednoge z psiarni.
No to już se mogę pomażyć o prawie.
Uciekliśmy szybko jadąc prawie pięcet na godzinę.
-Jedziemy do mnie.
Stwierdził. To był dobry pomysł szczególnie że to była twierdza.
Znowu usłyszałam syreny.
-Nie, jedziemy gdzie kolwiek byle zgubić naszych kolegów.
Powiedziałam szybko. Wyciągnał telefon.
-Odpalać silniki, spotykamy się za dziesięć minut.
Zaczą wydzwaniać do jakiś ludzi.
-Wszyscy do samolotu!
Krzykną.
Moment, samolotu? Czy my gdzieś lecimy?
Rozłączył się. Chwilę jechaliśmy aż do lotniska, samolot lądował a za nami było więcej sportowych aut.
Jednak nie wylądował.
Jechał i otwarzył nam wjazd do środka.
O kurwa. O kurwa.
Wjechaliśmy z lekkim podskokiem.
Gdy wszyscy wjechali, zamkną się samolot i wzbił w powietrze. Wysiedliśmy z auta, zobaczyłam ekipę Aidena i kilka innych osób. Przytuliłam się z Taylor.
Samolot był ogromny zmieściło się siedem aut.
-Gdzie my do cholery lecimy?
Zapytałam trochę się uspokajając.
-Do głównej bazy w Polsce.

impossibleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz