Rozdział 4

5 0 0
                                        

Siedzieliśmy rozwaleni na kanapie z colą w rękach. Była jedenasta to jeszcze nie czas na alkohol, nawet dla niego.
-Co robimy?
-Ty mi powiedz.
Co? Ja? To on mnie tu zabrał.
-Czemu ja?
-Widzę jak na mnie patrzysz.
-Czyli jak?
Namyślił się i odpowiedział.
-Jakbyś chciała wlać mi do gardła tą colę i wypić z niego jak z szklanki.
Dziwnę to właśnie chciałam zrobić z jego gardłem.
Odwruciałam wzrok i spuściłam głowe jak na potwierdzenie że tak właśnie chce zrobić. Kiwnął głową.
-Ja też chce zrobić to z twoim gardłem.
-To zrób.
Spojrzałam na niego ukradkiem. Wziął swoją puszkę w jedną rękę a drugą chwycił mój podbródek, jego ręka zjechała mi na szję, potem na ramię. Pociągną mnie na tyle mocno że wylądował pomiędzy moimi nogami. Poprawił się na kanapie dzięki czemu był ze mną na równi.
Czy on właśnie planuje zrobić ze mną to co ja chciałam zrobić z nim?
Chciałam się odezwać ale mi to umiemożliwił wlewając do gardła swój napój.
-Nie połykaj bo się zadławisz.
Przysuną swoje wargi do moich a ja połowę napoju przekazałam mu.
Z gardła do gardła.
Połkneliśmy napój.
-Podobało się?
Odwróciłam wzrok.
-Tak.
Spodobała mu się ta odpowiedź. Chwycił pewnie mój podbródek i kazał na siebie spojrzeć. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce a ja utonęłam w jego oczach.
Wtedy znowu nasze usta się zetkneły. Nawet nie zauważyłam kiedy jego język wślizgnął się do mojej buzi.
To niebo?
Nie to nie było niebo to było czyste piekło.
Jego usta zjechały, po brodzie aż na szyję. Zacisnął usta i jedną ręką na mojej szyi. Byłam pewna że zrobi mi malinkę.
-Nie rób mi malinek.
Odsunełam się od niego.
-Czemu?
-Bo wtedy mój tata się dowie że mam potencjalnego chłopaka i wogule wszyscy będą to wiedzieć.
-Oto chodzi, jak bym mógł napisał bym ci na czole że jesteś moja.
-Jeśli ja jestem twoją to ty mój.
-Cały twój, możesz że mną robić co ci się żywnie podoba.
-Skoro tak.
Moje usta przywarły do jego. Chciałam zmiejszyć nasz dystans więc przylgnełam do niego jak pijawka.
Jego ręce leżały swobodnie na mojej talii gdy zaczeły się zsuwać moje zaczeły gładzić jego włosy i szyję jednak szybko zjechały na tors. Wtedy dopiero zauważyłam jaki był umięśniony. Moje ręce zastygły na moment lecz mogłam sobie pozwolić na ten ruch. Zjechałam niżej, na krocze.
Spodobało mu się to bo ścisnął moje pośladki.
A wtedy huk.
Odwruciliśmy głowy w stronę drzwi.
Zamarłam.
O w dupę.
Do pokoju właśnie wparowała jednostka elitarna.
Wojsko. W co ja się wpakowałam?
Tedy Aiden wstał że mną na jękach powoli mnie puścił i schował za swoimi plecami.
W jego pasku od spodni pod koszulą którą podwiną żebym zobaczyła broń umiałam się nią posługiwać a więc wyciagnełam broń.
Była odbezpieczoną.
Załadowałam i wychyliłam się by strzelić w pierwszego wojskowego.
Strzał. Strzał. Strzał.
Zabiłam niespodziewanie trzech mężczyzn.
Aiden szybko z pod stołu wyciągnął karabin.
Czy tu wszędzie są bronie?
Wojskowi też zaczęli strzelać ale nie do mnie.
Strzelali do Aidena a on nie był im dłużny.
W końcu zostało ich dwóch.
Jeden był Aidena i jeden mój.
Podeszłam do wojskowego i ściągnełam mu kask nie miał oporu.
Biedaczek myślał że ocalę mu życie.
-Uciekaj.
Powiedziałam gdy zabrałam mu karabin.
Odwrucił się i puścil się pędem po schodach a wtedy strzał.
Zabiłam go strzałem w głowę.
Aiden też sobie poradził.
-No no fajna scenka.
Pochwalił moją grę aktorską.
-Dzięki. Zdajesz sobie sprawę że na zewnątrz jest pewnie ich więcej?
-Nie wiedzą o innym wyjściu.
Uśmiechnełam się.
-A ten cmentarz.
Spojrzałam na wojsko rozstrzelane przez seryjnego mordercę i siedemnastolatke.
-Ethan ogarnie ten syf, a my musimy się zwijać.
Kiwnełam głową i ruszyliśmy schodami w dół.
Po drodze wyją telefon i włączył kamery.
Nikogo nie było.
Przełanczał kamery po kolei. Teraz już wiedziałam że ten klub ma oczy i uszy wszędzie.
-Nikogo nie ma.
-Widzę, ale czemu puścili mały oddział tylko sam nie otaczając budynku?
-Nie wiem.
Wzruszyłam ramionami.
Z kąd miałam to wiedzieć?
Aiden przewiną film z kamery na kilka minut w stecz. Ujrzeliśmy jak czarny, bez jerestracji wan podjeżdża pod klub i wyskakuje oddział i jakiś facet. Podaje im plik pieniędzy i wchodzi z powrotem do auta które zaraz odjeżdża.
-Ktoś ich wynają.
Szepną.
-Kto odwarzyłby się na ciebie zapolować?
-Nie mam pojęcia, ale to ktoś z mojego grona.
Z jego grona?
-Nie rozumiem.
-Jak drzwi są zamknięte trzeba znać kod który znam ja i moja rodzina.
-Twoja rodzina?
-Moi przyjaciele, poznałaś ich.
Teraz połączyłam kropki.
-Aha.
Co się stało z jego rodzicami?
-Musimy z tąd wyjść, nie jesteśmy już tu bezpieczni.
-Dobrze.
I ruszyliśmy biegiem do auta.
Wsiadłam do niego jak do swojego, ale męszczyźnie to nie przeszkadzało. Ruszył.
-Gdzie jedziemy?
To było ważne bo nie miałam pewności czy mnie nie wywiezie z miasta.
-Do mojego domu.
-A tam przypadkiem twoji znajomi nie wiedzą jak się dostać?
Milczał chwilę i jagby myślał.
-Nie było tam nikogo oprócz mnie.
Moment, czyli będę pierwsza?!
-Wiesz jak nie chcesz tego zmieniać to ja mogę wrzucić do domu. Mój dom to twierdza.
-Nie aż taka jak mój, a poza tym może to zabrzmieć dziwnie ale ufam ci na tyle by móc pokazać ci gdzie mieszkam. Mam nadzieję że nie jesteś gliną.
Parsknełam.
-Ja? Proszę cię.
-Pistoletem posługujesz się wyśmienicie i bić też obstawiam że umiesz.
-Umiem, ale to nie czyni mnie policjantem. Poza tym idę na prawo.
-Jak trafię przed sąd to będę wiedział gdzie szukać prawnika.
Wybuchneliśmy śmiechem jak najlepsi przyjaciele.
Śmiałam się do bulu więc on znów przemówił.
-Mieszkam w lesie, tak w zasadzie to mój las ale kit z tym. W każdym razie nie bój się że cię gdzieś wywoże.
Uśmiechnął się co odwzajemniłam.
-Nie boję.
Po tych słowach wyjechaliśmy z miasta.
Mieszkałam w los Angeles przy plaży, także klub był bardziej w przedmieściach też koło plaży.
Teraz jednak był sam las.
Spojrzałam na godzinę. Dochodziła dwunasta.
-Kiedy będziemy?
Uśmiechnął się słodko.
-Widzę że nie możesz się doczekać.
-Troszkę.
-Za pietnaście minut.
-To dosyć daleko mieszkasz od miasta.
-Tak, ale w tym miejscu nie ma plaży bo są drzewa aż do wody i wszystko zarośnięte a u mnie jest plaża i tak też jest moja, nie ma tam turystów.
Ile on musi mnieć kasy?
Wtedy mnie oświeciło.
Czekaj, no tak to jest przestępca mógł to poprostu ukraść.
-Mega.
Nawet ja nie mam prywatnej plaży a moi rodzice są w cholerę bogaci.
-Prawda jest taka że samemu to tam jest nudno dlatego mam klub.
-To ma sens, a dlaczego tam nikogo nie zabierasz?
Jednak wszystkie kropki nie zostały jeszcze połączone.
-Bo każdy musi mnieć jakiś sekret.
Czemu akurat ja miałam dowiedzieć się jak wygląda ten sekret?
-Czemu zabierasz mnie tam a nie swoich znajomych.
-Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Możliwe że jest tak dlatego bo kiedyś to będzie twoje i mój mózg prubuje jak najszybciej to zrealizować.
Co? Moje? Ale jak?
-Jak to moje?
-Normalnie, jak ludzie się pobierają to majątek jest wspólny.
On chce się ochajtać ze mną?! Wow!
-Czyli nie moje a wspólne.
-Dokładnie tak.
Chyba zemdleje.
-Czej ty chcesz się ze mną ożenić?
Jak powie "tak" to serio zemdleje.
-Jeśli ty też tego chcesz.
O kurwa mać. Nie za szybko takie pytania, to dopiero drugie nasze spotkanie.
-Chciałabym... Nie za szybko na takie rzeczy?
-Szybko ale wiedzieć warto.
Miał rację. Powiedziałam prawdę jednak nie wiem czy z nim normalne małżeństwo jest możliwe.
-Prawda.
Dalej jechaliśmy w ciszy w trakcie rozmowy droga zaczeła zjeżdzać w stronę od morza co potwierdzało to co zaraz zobaczyłam.
Po kolejnych pięciu minutach jazdy ujrzałam bramę.
Odkąd Aiden powiedział mi o tym że ma prywatną plażę zaczął się wysoki mór.
Wjechaliśmy w bramę którą otwożył pilotem. Za mórem było ślicznie, jechaliśmy drogą z kostki. Drzewa były tu takie śliczne i nieskazitelne.
Gdy spojrzałam w przednią szybę ujrzałam ogromną rezydencje.
Wow. Tego się nie można było spodziewać.
Widać było że to ogromny budynek.
Wjechaliśmy do podziemnego garażu także na pilot.
Gdy rozbłysły w nim światła omało co nie dostałam zawału. Garaż był napewno większy niż powierzchnia domu. Znajdowało się w nim mnóstwo sportowych aut. Wjechaliśmy na puste miejsce.
-Ile ty masz tych aut?!
Zaśmiał się.
-Tak wiem trochę ich dużo, dokładnie jest tu sto trzydzieści sześć aut i mnóstwo wolnego miejsca.
-Robi wrażenie. Nawet nie pytam z kąd je masz.
-Kupiłem.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
-No dobra niektóre ukradłem, ale większość z nich wygrałem.
-Król nielegalnych wyścigów?
Uśmiechnął się łobuzersko. To był mój ulubiony uśmiech w jego wykonaniu.
-Zgadza się, Ethan też się ściga i prubuje mi doruwnać.
Nie lubiłam Ethana, dziwnie na mnie patrzył.
Wyszliśmy z auta. Przeszliśmy spory kawałek i weszliśmy po schodach. Otwożył przedemną drzwi.
Jego dom był przepiękny, nowocześnie urządzony.
Prześliśmy koło drzwi frontowych.
-To mój dom.
-Piękny.
-Tam jest salon.
Wskazał na przejście z korytarza do salonu.
Milczałam.
-Tam jadalnia i kuchnia.
Chodziliśmy po domu i zwiedzaliśmy, był większy niż się wydawało bo jak już wszystko obejrzałam sprawdziłam godzinę. Była czternasta.
Japierdole.
Zmęczyłam się tym łażeniem po tej ogromnej willi.
-Chcesz coś zjesć lub napić się?
-Kawa?
Kiwnął głową i chwycił mnie za rękę prowadząc do kuchni.
-Powinnaś coś zjeść.
Nie czułam zbyt dużego głodu.
-Może. Nie jadłam śniadania.
Doszliśmy do kuchni.
-Jak to nie jadłaś śniadania?
-No normalnie.
-Zrobię obiad.
Pan domu?
Może jednak się z nim ożenię. Umiem gotować i to nieziemsko ale to fajne kiedy mężczyzna też to umie.
Zrobiło mi się trochę wstyd że musi mnie karmić jak dziecko.
-Nie musisz.
-Muszę.
Podwinął jeszcze bardziej rękawy koszuli przez co zauważyłam więcej tatuaży na jego rękach ciekawe ile było ich na jego zakrytej częsci ciała.

impossibleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz