-Co kurwa?! Lecimy do Polski?
Zapytałam. Byłam ciekawa.
-Tak Aria lecimy do Polski. Tam mamy podziemną bazę.
Czadowo, tylko co z naszymi rzeczami?
-Gdzie nasze żeczy?
Ktoś przyniósł mu tablet.
-W domach, nie będziesz niczego potrzebowała i właśnie zabezpieczam swoją rezydencję.
Spojrzałam na tablet. Nie było adresu ale było widać jak mury wysuwają się z ziemi i teraz mają z osiem metrów, okna zamykają, drzwi, garaż też a po chwili po terenie rozbiegły się pumy i lwy.
-Czy ty masz w domu dzikie koty?
-Tak ale są niebezpieczne nawet dla mnie i specjalnie wyszkolone aby zabijać ludzi.
Ten mężczyzna nadal mnie zaskakiwał. Spojrzałam na telefon. Pięć połończeń od brata, dziesięć od mamy i dwadzieścia trzy od taty.
Poszliśmy całą paczką do jakiegoś pokoju narad.
-Musimy się zorganizować. Baza zapewne jest pusta, trzeba ją zagospodarować w jedzenie, picie, papier i sprzęt który tam jest ale trzeba go uruchomić i wgrać programy.
Kiwneliśmy głowami.
-Jak się rozdzielamy?
Zapytał James.
Dobre pytanie.
-James ty idziesz po chemię i papier. Taylor jedzenie i picie. Olivier i Oscar ogarnięcie sprzęt.
Spojrzałam na niego.
-A ja?
Zajrzał mi w oczy.
-My idziemy wykonać zlecenia i ogarnąć broń.
Brzmiało dobrze jednak za nim to to musieliśmy jeszcze dolecieć, jeszcze ponad dziesięć godzin.
Wszyscy się rozeszli do swoich zadań a ja siedziałam w miejscu i nie wiedziałam co zrobić. Każdy ma zadanie a ja nie tylko patrzę.
-Chodź skarbie, idziemy do gabinetu.
Rozkazał Aiden. Nie miałam co robič więc poszłam z nim do jego gabinetu.
Kurwa, miał gabinet w samolocie.
W pokoju było biurko, laptop, kanapy i fotele, było po kątach pochowane sporo broni.
Aiden usiadł za biurkiem.
-Chodź no tu.
Poklepał swoje kolano dając mi do zrozumienia żebym tam właśnie usiadła. Wykonałam polecenie, włączył laptop, pokazał mi kilka zleceń.
Zabić, zabić i zabić.
Czasami było zdjęcie albo opis osoby na którą było zamówienie. Czasami życzyli sobie ich części ciała lub sposób morderstwa.
-Tym będziemy się zajmować?
Uśmiechnął się zadziornie.
-Zgadłaś, ale teraz musisz wybrać sobie kostium, białą broń, spluwę i jakieś gadżety które mogą ci się przydać. Oczywiście dostaniesz też swój pojazd.
A jagby tak.
-Mogę motocykl?
Nie byłam pewna czy się zgodzi.
-Ogarniemy najlepszy jaki istnieje.
Stwierdził. Oczy mi prawie wyskoczyły z oczodołów.
-Wystarczy przeciętny.
Wiedziałam że nie posłucha więc podeszłam do szklanej szafki i się rozejrzałam za jakimś nożem.
Bronie były różne, ciężkie, lekkie, grube i chude.
-Nie musisz mieć noży mogą być paznokcie.
Podszedł do mnie paczką tipsów. Spojrzałam na niego podejrzanie.
-Co?co to jest?
Zaciekawił mnie tym. Wziełam do ręki opakowanie i wyciągnęłam zawartość, w zestawie był lakier, dziesięć paznokci i ulotka, to za nią złapałam na początek.
Paznokcie są zrobione z wyjątkowo lekkiego materiału, moją zaostrzone końce do tego stopnia że przebiją każdy materiał. Są niezniszczalne. Nałóż na paznokieć lakier a paznokcie same się dopasują do płytki.
Ps: Uwarzaj są jak pies, nigdy cię nie opuszczą.
-Były robione na zamówienie nikt takich nie ma i mieć nie będzie. Są twoje.
Są moje.
-Dziękuję, są piękne.
Były czarne, wyglądały jak wyszlifowany meteoryt, błyszczały się ślicznie pod światłem.
-Przy mierzysz?
Co jak zrobię komuś bliskiemu krzywdę? Nie, nie mogę tak myśleć.
Kiwnąłam głową. Wyciągnęłam lakier, pomalowałam paznokcie, rozpakowałam tipsy i czekałam.
Wzięłam jednego do ręki a on się zatelepał i wskoczył na swoje miejsce zaraz potem wszystkie przyleciał.
-Ale jak?
Jak to było możliwe?
-Są magnetyczne, lakier ma w sobie magnes tak mocny że z drugiego końca świata do ciebie przylecą.
na moje pytanie. W pudełku było coś jeszcze, zajrzałam tam i ujrzałam dwa przyciski. Zielony i czerwony. Nacisnęłam czerwony a paznokcie odpadły, gdy zielony powróciły na miejsce.
-Czadowe, teraz strój i broń.
-Dokładnie. Chodź.
Wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Weszliśmy do jakiegoś pokoju, było tu pełno ubrań ale mój wzrok padł na czarny skórzany strój. Wziełam go do ręki.
-Mogę ten?
Kiwną głową z uśmiechem. Poszłam się przebrać. Wyglądałam zajebiście, materiał przylegał do skóry podkreślając moje kształty, miał włączone rękawiczki ale moje nowe pasy sprawdziły się robiąc idealne dziury na same paznokcie. Wyszłam zza firanki i zobaczyłam Aidena.
-Wyglądasz czarująco.
Faktycznie, nie mógł oderwać ode mnie wzroku.
-Teraz broń.
Wróciliśmy do jego gabinetu. Wybrałam piękny karabin i dwa małe pistolety na uda. Byłam gotowa jak jeszcze nigdy.
...
Znowu siedzieliśmy w sali spotkań.
-Kiedy wylądujemy psy już tam będą trzeba to zrobić w locie i na maksymalnej prędkości.
Będzie ostro.
-Rozjeżdzamy się odrazy czy pozostajemy w grupie?
-Rozjeżdzamy.
Szybka decyzja. To była właśnie cechą Aidena szybko przetwarzał informacje i układał dobry plan.
-Gdzie mam jechać?
Nie miałam pojęcia gdzie mam szukać tej kryjówki.
-Aria jedzie motocyklem tak jak Kilku z moich ludzi i James. Macie zgubić policję i przyjechać do bazy a aria trzyma się mnie albo dostaje adres.
Dobrze wiedziałam że go nie dościgne.
-Wybieram adres. Jak się skontaktujemy.
Dobrze że umiałam dobrze jeździć motocyklem.
-Wszyscy dostaną słuchawki.
Stwierdził Aiden kiwając do jednego z osub tu. Człowiek wszystkim rozdał słuchawki i telefony.
Najnowszy.
-Za pół godziny zbliżamy się do ziemi.
Wybrzmiało z głośników. Wszyscy wstali i się rozeszli. Spojrzałam na swoje paznokcie, Taylor je wsześniej skomplementowała i miała rację są śliczne ale w tych rękawiczkach wyglądałam jak puma do tego Taylor doczepiła mi do kasku kocie uszka.
-Wyglądasz jak kotek.
Skomentował moje wpatrywanie się w pazury. Jak chciałam mogłabym go w tej chwili zabić siedząc na jego kolanach miałam do niego niezły dostęp ale on ufał mi i wiedział że tego nie zrobię.
-Wiem i jeszcze ten kask.
Westchnęłam a on się zaśmiał.
-Chodźmy musimy przygotować wszystko jeszcze.
Po mimo że wszystko było gotowe i tak musiał sprawdzić czy aby na pewno.
Dostałam swój kask ochraniacze i specjalne buty. Zbliżaliśmy się do gleby, było już nawet słuchać syreny policji która już wiedziała że lecimy dzięki wspaniałemu pomysłowi Oliwiera wysłania im ostrzeżenia. Klapa się obniżyła a wszyscy odpaliliśmy maszyny widząc ile tam psiarni.
Teraz lecimy na całego.
-Wszyscy gotowi?
Usłyszałam w słychawce głos Aidena. Wszyscy wyraziliśmy zgodę a kiedy klapa prawie dotkneła ziemi ruszyliśmy.
Dodałam gazu i ruszyłam z impetem. Zeskoczyłam z klapy i jeszcze więcej gazu. Byłam ramię w ramię z Aidenem a reszta za nami.
-Rozdzielamy się! Teraz!
Krzyk w słuchawce. Zjechałam na leśną drogę a za mną kilka innych motocykli. Słyszałam helikoptery. Byliśmy na żywo zapewne na całym świecie. Ja miałam jedną grupę a Aiden drugą, u mnie były motocykle u niego samochody. Słyszałam za nami syreny.
-Chłopaki szybciej, jak wyjedziemy na drogę jedziemy do miasta i się rozdzielamy po dwie osoby.
Przekazałam informacje mojej grupie. Przyspieszyliśmy dzięki czemu zaraz byliśmy na drodze.
-Aria uważaj w lewo jest policja.
-Chłopaki w prawo.
Skręciliśmy. Widziałam już miasto. Ja jechałam z Jamesem w parzę, zirytował się gdy dowiedział się że to ja prowadzę grupę. Dotarliśmy do miasta i rozjechaliśmy się w swoje strony. Oczywiście za nami było najwięcej policji oprócz za Aidenem.
-Jeszcze trochę.
Powiedział James.
Przed nas wjechał policyjny wóz.

CZYTASZ
impossible
Teen Fictionto opowieść o dziewczynie i złym chłopaku który był cholernie bogaty. jak widać można zakochać się w czymś złym ale on przekraczał tą granicę, był okropny a zarazem idealny. Pamiętam każdą wspólnie spędzoną chwilę. A w każdej było coś wspaniałego...