Mijało mroźne, ale słoneczne południe. Ariana wracała z uczelni do domu. Przemierzając deptak pod swoim blokiem, zagapiła się na błękitne niebo i nie zauważyła, że za nią szedł sąsiad, z którym często miała na pieńku. Przed drzwiami do klatki schodowej złapał ją znienacka za łokieć i mocno odepchnął od wejścia. Ariana się zachwiała i wpadła na rosnący żywopłot. Ostra gałązka ugodziła ją w policzek. Syknęła z bólu.
– Zwariowałeś?!
– Moją matkę budzisz takim bieganiem!
– Po śniegu? – zapytała z politowaniem, patrząc na niego jak na głupka.
Prychnął głośno, a później wszedł do bloku i zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Z anielskim spokojem, jakiego się po sobie nie spodziewała, odczekała chwilę, żeby niezrównoważony sąsiad zdążył zejść jej z drogi. Wyjęła z torebki klucze i weszła do środka. Gramoląc się po schodach, gładziła dłonią policzek, jakby to miało sprawić, że zadrapanie się zagoi.
W mieszkaniu czekała już na nią Claire. Stojąc na środku przedpokoju z otwartym laptopem w rękach, pokazywała zdjęcie łysiejącego bruneta, pozującego bez koszuli przy srebrnej beemce. Przyćmiewał nieco auto swoim przesadnie bujnym owłosieniem na odkrytym torsie.
– Patrz, kogo znalazłam na portalu randkowym! – zawołała rozemocjonowana.
– Kto to?
– George, ten z lodowiska. Napisał tu, że odziedziczył dworek po prababci i szuka bratniej duszy, z którą mógłby w nim zamieszkać. Urocze, prawda?
Ariana wywróciła oczami, zupełnie nie wierząc we wspomniany spadek, i zdjęła płaszcz, żeby powiesić go na wieszaku.
– A wspomniał coś o wygranej w loterii? – zapytała z sarkazmem.
– Kpij sobie, kpij. Mam nosa do facetów.
– W realu zdobywasz, kogo zechcesz. Po co przeglądasz portal?
– No dobra, mój nos czasami zawodzi i wtedy trafiam albo na dupków, albo zajętych – wyznała z żalem Claire. – Dzisiaj przysiadłam się do pewnego przystojniaka, jeszcze nie zdążyłam wypchnąć cycków, a przyleciała jego laska i wyzwała mnie od zdzir.
– Ja bym ci od razu wydrapała oczy – zażartowała Ariana, zakładając kapcie, po czym ruszyła do salonu i dodała: – Zawsze wyglądasz zbyt seksownie.
– No, widzisz. Na takim portalu od razu widać, kogo można podrywać.
Ariana usiadła na fotelu, przyciągnęła stolik ze swoim laptopem i dostrzegła natrętne spojrzenie przyjaciółki.
– Co ty masz z twarzą? – spytała Claire, mrużąc oczy.
– Syn Walker napadł mnie przed kamienicą i zaliczyłam bliskie spotkanie z naturą.
– Co?! – Claire wstrzymała oddech z oburzenia. – Dlaczego nie wzywasz policji? Taka okazja do odwetu!
– Nie mam czasu na pierdoły. To tylko zadrapanie.
– Co ty taka dobra się zrobiłaś? Impertynenta z parku chciałaś ukamienować, a synowi Walker ma to ujść na sucho? – Claire położyła laptop na fotelu i ruszyła hardo do wyjścia. – Idę skopać mu jaja.
– Daj spokój – rzuciła zmieszana Ariana; w odpowiedzi usłyszała trzask zamykanych drzwi.
Westchnęła i wstała, żeby iść do kuchni, bo nabrała ochoty na herbatę. Kiedy wstawiła wodę, zauważyła stos kopert piętrzący się na stole. Na rogu jednej z nich spostrzegła wydrukowane czerwono-żółte logo popularnego parabanku. Kilka miesięcy wcześniej zaciągnęła w nim malutką pożyczkę, żeby wspomóc rodziców w budowie garażu. Wszystko już spłaciła, ale widząc swoje dane pod folią z adresem, zaniepokoiła się, że ciążą na niej jakieś niespodziewane zaległości.
Rozdarła zatem kopertę, wyjęła pismo i rozprostowała je. Przesunęła oczami po wielkim, ozdobnym nagłówku i zmiękły jej nogi. Zaparła się rękoma o stół, patrząc z niedowierzaniem na treść korespondencji. Z odrętwienia wyrwał ją gwizd czajnika. Podskoczyła jak oparzona i z piskiem pobiegła szukać Claire.
CZYTASZ
8 Friend Street
ChickLitAriana czeka, aż jej narzeczony wróci z zagranicy, by mogli wziąć ślub. W międzyczasie mieszka pod jednym dachem z nieznośnym, przystojnym studentem dziennikarstwa i ukrywa to przed swoimi bliskimi. Zapomniała jednak, że od nienawiści do miłości je...