Rozdział 11 (O, Rhondo!)

164 15 0
                                    

Wieczorem tego samego dnia Ariana odwiedziła swój dom rodziny, który leżał w urokliwym miasteczku otoczonym czystymi jeziorami. Zasiadła do kolacji z rodzicami, ucieszonymi jej wizytą.

– Wciąż nie mogę uwierzyć w twoją wygraną. – Barbara przytuliła córkę jedną ręką.

– Ja też – odparła Ariana z nutą goryczy w głosie, bo niechciany domownik, o którym nie zamierzała nikomu nawet wspomnieć, zabrał jej całą przyjemność z nagrody.

Wzięła z ozdobnego talerzyka dwa plasterki cytryny, jakby jej było za słodko w życiu. Jeden wrzuciła do swojej szklanki z herbatą, drugi – do kubka siostry, która spóźniała się na posiłek.

– Że też nam się kończy urlop – kwęknął Zander. – Tak to byśmy pojechali, obejrzeli, pomogli.

Ariana potaknęła głową, z udawanym żalem wypisanym na twarzy. Rodzice często snuli plany wyjazdowe, ale nich z nich nie wynikało. Oboje cierpieli na chorobę lokomocyjną i ich dolegliwości nie łagodziły żadne środki, a ponadto długie podróże męczyły ich psychicznie.

Poopowiadała, co nowego na studiach, napomknęła oględnie o rozmowie, jaką odbyła w Kancelarii Prawniczej Foster & Zachmann, a potem już miała przekazać pozdrowienia od Claire, gdy Barbara wystrzeliła:

– A co było w tej paczce, którą zamówiłaś?

Ariana zmarszczyła czoło w namyśle, nie rozumiejąc pytania matki. Barbara pomyślała, że ta nie pamiętała o przesyłce, i wyjaśniła:

– No, dzwonił kurier. Powiedział, że podałaś mój numer do weryfikacji, i kazał podać twój adres, żeby mógł ci dostarczyć jakąś paczkę.

Ariana napięła się jak struna i zrobiła taką minę, jakby już zapomniała o zdarzeniu i teraz pomyślała o nim pierwszy raz od dawna.

– Ach, kurier. – Uśmiechnęła się krzywo, próbując naprędce wymyślić wiarygodne kłamstwo. To oczywiste, że paczka była kryptonimem torebki. – Kupiłam książkę przez Internet.

Napchała do buzi jedzenia, żeby nie musieć nic więcej mówić. Zataiła przed rodzicami parkową sprzeczkę oraz to, jaki pechowy obrót sprawy przybrało wygranie domu. Liczyła, że rozprawi się z Carsonem na tyle szybko, że nie warto martwić rodziców.

Zander przerwał krojenie kiełbasy, popatrzył to na żonę, to na córkę, to znowu na żonę i zaproponował z entuzjazmem:

– Babs, może w sobotę ktoś mnie zastąpi w pracy i skoczymy do Ariany przynajmniej na kawę?

Ariana się zakrztusiła i zaczęła kaszleć. Nie przestawała przez dobre pół minuty, ledwie słysząc rodziców i czując klepanie po plecach. Wtem coś ją mocno ścisnęło w klatce piersiowej i zobaczyła, że kawałek skórki od chleba ląduje w szklance z herbatą.

– O mój Boże – westchnęła z ulgą Barbara.

– To nie Bóg – sapnęła Rhonda i usiadła przy stole. – Puszczałam wam tyle filmów z udzielania pierwszej pomocy, a wy o wszystkim zapomnieliście. Miałam nadzieję, że po uśpieniu marudnego czterolatka przeżyję resztę wieczoru w spokoju.

– Jedz już, bo wszystko zaraz wystygnie. – Matka podsunęła jej talerz z ugotowaną kiełbasą.

– Wolę coś lżejszego. – Sięgnęła po półmisek z grecką sałatką.

„Jasne, nie przejmujcie się, że właśnie prawie umarłam", pomyślała Ariana, lecz zaraz poczuła ulgę, że przez moment nikt nie skupiał na niej uwagi. Wstała od stołu i podeszła do kredensu, żeby wyjąć czystą szklankę. Napiła się wody, bo nieprzyjemnie drapało ją w gardle. Ku jej uciesze rodzice nie wrócili już do rozmowy o wygranym domu i zaczęli dyskutować na temat ostatniego odcinka popularnego publicystycznego talk-show. Zniknął sens wspominania o Carsonie. Warto było się zadławić.

Po kolacji zwiedziła piwnicę, w której rodzice chomikowali stare, ale wciąż sprawne sprzęty domowe. Wypatrzyła kuchenkę i lodówkę, które przydałyby się jej w nowym domu. Postanowiła również zabrać ze sobą łóżko oraz parę półek.

Później pokazała rodzinie zdjęcia podglądowe różnych sukien ślubnych, zaproszeń, bukietów i dekoracji. Zaczerpnęła opinii na ich temat, wysłuchała rad na temat muzyki weselnej i menu, a także podyskutowała o tym, jak usadzić gości przy stolikach. Omawianie ślubnych spraw zmęczyło ją tak bardzo, że spokojnie przespała całą noc.

Następnego dnia wybrane rzeczy z piwnicy wylądowały w służbowej furgonetce Lucasa, męża Rhondy. Ariana pożegnała się z wylewnymi rodzicami, siostrzeńcem i szwagrem, a potem weszła do samochodu. Za kierownicą siedziała już Rhonda, która jako jedyna miała nazajutrz wolne.

– Prowadź ostrożnie. Roztopy są – ostrzegł Zander.

– A ty, Ariano, odwiedzaj nas częściej – nakazała wzniośle matka i uścisnęła córkę jeszcze raz, zanim trzasnęły drzwi.

Rozległ się chroboczący ryk silnika i siostry ruszyły w drogę. Ariana przez chwilę popatrzyła w szybę, a potem wyciągnęła komórkę, żeby poprzeglądać portale plotkarskie. Siedziała w milczeniu, bo Rhonda czuła się niepewnie za kierownicą i potrzebowała największego skupienia.

Rozbrzmiało piknięcie. Nowa wiadomość od Claire, z linkiem do oferty sprzedaży ładnej komody. I w Arianę jakby grom z jasnego nieba strzelił. Drgnęła i posłała siostrze przestraszone spojrzenie. Uświadomiła sobie bowiem, że musi ją u siebie przenocować.

8 Friend StreetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz