Rozdział 1 (Oddawaj!)

528 31 2
                                    

Mijał luty. Ariana gnała zaśnieżoną ścieżką, gorączkowo szukając w jednokomorowej torbie karty płatniczej, którą musiała zapłacić za przejazd tramwajem. Mijając slalomem przechodniów, których dostrzegała ledwie kątem oka, coraz niżej schylała głowę, aby wypatrzyć zgubę. Ilekroć ta mignęła gdzieś na dnie, zaraz znikała pod resztą podskakujących szpargałów.

Ariana nie chciała przerywać biegu, odpuściła więc sobie chwilowo poszukiwania i zarzuciła torbę na ramię, przez co boleśnie przycisnęła sobie rozpuszczone włosy. Jednocześnie poczuła, że wełniana czapka zsuwa się jej na oczy. Nim zdążyła coś z tym zrobić, zderzyła się z czymś gwałtownie i z impetem grzmotnęła plecami o chodnik.

– Czy ty jesteś ślepa? – dobiegł ją zaraz rozdrażniony męski głos.

Oszołomiona, najpierw nie zareagowała, a potem poprawiła czapkę i odgarnęła pasmo włosów z twarzy. Zobaczyła nad sobą wysokiego bruneta z groźnie zmarszczonymi brwiami.

– Zniszczyłaś mi kwiaty. – Wskazał gniewnym gestem tulipany leżące w śniegu.

– Mógł pan uważać.

– Kpisz sobie? Biegłaś po tamtej stronie chodnika i to ty na mnie wpadłaś. Oddawaj mi trzydzieści dolców.

– Mógł pan uważać – powtórzyła z naciskiem, zniesmaczona jego manierami.

Zawsze ją irytowało, gdy ktoś obcy zwracał się do niej na ty, a obrażanie od samego początku i arogancja tylko pogarszały sytuację. Z takimi osobami ani myślała dyskutować, nie mówiąc o rekompensowaniu czegokolwiek.

Wstała, strząsnęła z siebie śnieg i zaczęła pospiesznie zbierać to, co wysypało się z torby. Na pobliski przystanek wjeżdżał właśnie tramwaj, który miał ją zawieźć do centrum Hudertown.

– Wybieraj – warknął mężczyzna. – Mam dzwonić na policję czy oddasz za kwiaty?

– Nie jesteśmy na ty!

– Typowa baba. Mówisz o jednym, ta pieprzy o drugim.

Arianę zapiekły policzki.

– Pan jest bezczelny!

– Walczę o swoje, blondi.

– Powodzenia – fuknęła z wyższością, po czym ruszyła w stronę tramwaju.

Tamten jednak wyszarpnął jej torbę z ręki i bezceremonialnie zaczął ją przetrząsać, mamrocząc nieprzyjaźnie pod nosem. Ariana doskoczyła do niego, żeby odzyskać swoją własność, przez co wywiązała się nerwowa szarpanina. Przechodzący obok ludzie udawali, że nic nie widzą.

– Oddawaj moją torebkę, bucu! – Szlag trafił ogładę Ariany.

– A ty mi kasę za kwiaty!

– Zapomnij! Pewnie jesteś wyłudzaczem i specjalnie stanąłeś mi na drodze! – wykrzyknęła odkrywczo.

– To ty mnie staranowałaś, ślepa krowo!

Prychnęła i zaparła się mocniej nogami, z całej siły ciągnąc torebkę. Wtedy on niespodziewanie ją puścił, uniósł za to triumfalnie stary rachunek za telefon komórkowy Ariany. Ona zachwiała się niebezpiecznie, zamachała rozpaczliwie rękami, upuszczając torebkę na ziemię, a potem wyrwała mężczyźnie papier z dłoni i pognała przed siebie ile sił w nogach.

Do tramwaju wślizgnęła się tuż przed tym, jak zasunęły się drzwi. Ciężko dysząc, opadła na najbliższe siedzenie i wyjrzała przez okno. Awanturnik zniknął. W parku zostały po nim tylko kwiaty, wdeptywane przez spacerowiczów w śnieg. Przez chwilę zrobiło jej się żal, że nie trafią do rąk jego wybranki.

Tramwaj szarpnął. Ariana spojrzała na elektroniczny zegar obok kabiny motorniczego. Zostało dwadzieścia minut do rozpoczęcia testu praktykanckiego w Kancelarii Prawniczej Foster & Zachmann. Ariana powoli kończyła ostatni rok studiów prawniczych i chciała budować swoje CV pod przyszły zawód.

Uspokojona, usiadła wygodniej, rozpięła płaszcz pod szyją i strzepnęła resztki białych płatków z eleganckich spodni. Przesunęła wzrokiem po innych pasażerach i zatrzymała wzrok na kobiecie, która szukała czegoś w torebce. Arianę ogarnął dziwny niepokój, a kiedy zobaczyła kontrolera biletów, uświadomiła sobie z trwogą, że choć rachunek odzyskała, to... reszta jej rzeczy została w rękach parkowego przyjemniaczka.

8 Friend StreetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz