5.1

126 4 1
                                    

-Saya!
Złapałem go za rękę, wisiał na dole. Podniósł głowę, jego oczy były czerwone.
-Pomocy! Ugh... - jego ręka chciała się wyślizgnąć - Saya, chwyć się!
Dałem mu drugą rękę.
-Nie ratuj mnie! Jestem zwykłym śmieciem, który dawał dupy! Puść mnie!
-Nie! - chciałem go wciągnąć, ale on się opierał.
-O wszystkim się dowiedziałeś! Czego ode mnie chcesz?! Nie będzie już jak dawniej...
-Porozmawiajmy, proszę. Tylko wejdź!
-Nie czuję sensu...
-Do cholery, Saya! Jesteś mi potrzebny! - moje łzy samoistnie spadały.
Przestał się opierać i wreszcie wciągłem go.
Stał na podłodze. Spojrzał na mnie, a ja uciekałem wzrokiem.
Delikatnie wytarł mi łzy.
-Proszę, tylko nie mów nikomu, że płakałem...
Pokiwał tylko głową. Szczerze to prawie wygadałbym, że go kocham. Sam nie jestem pewny. Tych uczuć.
-Nigdy nie rób takiej akcji. Musisz żyć! Rozumiesz? Będę cię wspierać, pamiętaj.
Przytulił mnie i zaczął płakać. Zaskoczyło mnie to. Jednak go przytuliłem.
-Już, już shhh...
-Przepraszam. Za wszystko. - łkał mówiąc to.

Potem zaniosłem go do łóżka, lekarze się nim zajęli. Potem przyszedł psycholog, który chciał porozmawiać. Saya zgodził się na to. Byłem troszkę spokojny. Potem przyszła policja przesłuchując mnie i jego. Jednak nie mogliśmy pomóc, bo byli w maskach.
Widziałem ile go kosztuje przypominanie tego incydentu. Po przytuleniu dał mi się dotknąć. Nikomu innemu, tylko mnie. Chyba przytulenie wiele tu zadziałało. Masowałem go po ramieniu, aby czuł moje wsparcie.

Po przesłuchaniu było już ciemno. Musiałem iść, bo obchód się skończył.
-Będę jutro.
-Za kilka dni mnie wypiszą.
-Rozumiem. Będę cię odebrać.
-Dzięki. Choć nie chcę abyś szedł...
-Wiem. Jednak nic nie poradzisz. Jednak...
-Hm?
Zdjąłem naszyjnik z metalowym piórkiem.

-Masz, załóż go, a gdy na niego spojrzysz to pamiętaj o mnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Masz, załóż go, a gdy na niego spojrzysz to pamiętaj o mnie.
-Przecież to... Twoja ulubiona rzecz. Nie mogę...
-Zaopiekuj się nim, a ja przyjdę po niego.
Delikatnie się uśmiechnął, chyba pierwszy raz od tego zdarzenia.
-Idę. - przytuliłem go na pożegnanie.

Wiem, że to za wcześnie, ale Luna nie dawała mi spokoju. Chciała iść na podwójną randkę. Gdy powiedziałem to Sayi, nie był specjalnie zadowolony, ale zgodził się.
A i ten naszyjnik dalej go nosi, nie odbierałem go, bo widziałem jak mu się podoba. Taki talizman miłości? Chyba bredzę.

Umówiliśmy się do jednej z kawiarni. Specjalnie się wystroiłem, nie dla Luny. Zastanawiałem się w co ubierze się chłopak.
Psycholog mi mówił, że takie wyjście może pomóc w psychice chłopaka. W sensie kontakt z ludźmi.
Stałem przed miejscem, byłem trochę wcześniej. Zawsze tak miałem, nie lubię się spóźniać.
Było bardzo słonecznie, ale ja czekałem ubrany w białą koszulę i granatowe spodnie.
Z oddali widziałem jakaś sylwetkę. Rozpoznałem, że idzie Saya, bo miał rękę w gipsie.
Ubrany był w bardziej cukierkowe kolory. T-shirt w paski, biało - żółte i jeansy błękitne plus zwisający łańcuch z boku. Lubił takie świecidełka.
-Hej.
-Cześć.
I padła ta niezręczna cisza. Pozostało czekać teraz na Panie.
-Noah, ja...
Nagle przerwała nam Luna.
-Hej chłopaki.
-Hej... - byłem zły, bo możliwe to było ważne.
-Coś chciałeś powiedzieć?
-Aa... Niee. To nie ważne.
Wiedziałem, że tak będzie. Luna była ubrana w letnią sukienkę, ale ja nie zwracałem na to uwagi.
Potem jedna dziewczyna wołała Sayę.
-Witam. Może mnie przedstawisz?
-Noah, Clove. Clove, Noah. Luna, Clove. Clove, Luna.
Widziałem jak to robił od niechcenia. Dziewczyna była bardzo miła i ładna. Jak ich widziałem to pasowaliby do siebie.

Weszliśmy do środka, na szczęście była klima i mogłem się zrelaksować.
Zamówiliśmy zimne napoje.
Dziewczyny gadały ze sobą, a ja nie wiedziałem co robić.
Potem po ciastkach poszedłem zapłacić. Następnie poszliśmy na karaoke. Kupiliśmy po piwie, żeby było śmiesznie. Ja nie spuszczałem wzroku od chłopaka. Czasem gadał z tą dziewczyną, unikał wzroku ode mnie.
Siedzieliśmy prawie obok siebie.
Dziewczyny świetnie się bawiły, były pijane. Ja wypiłem jedno piwo, więc nie byłem aż tak pijany. Za to Saya... Cóż, zawsze miał słabą głowę do alkoholu.

-To my idziemy do toalety.
Poszły chichocząc sobie.
Saya już praktycznie się wyłączył.
-Saya? Ziemia do Sayi.
-Jestem przecież. Do cholery.
-Jesteś na mnie zły?
-Tak! Ick! - odpaliła mu się czkawka.
-Czemu?
Ale podczas alkoholu jest zbyt prawdomówny.
-Zabrałeś mnie na jakąś durną randkę! A to ja...
-O co ci chodzi?
-Jak to o co? Ick! Olewasz mnie!
No ciekawe kto tu kogo olewa...
Chciałem poruszyć temat jak zarabia. Jednak nie chciałem mu tego przypominać.
-Powiem Ci coś. Ick! Jesteś tak ślepy... Próbowałem różnych sposobów, abyś mnie zauważył. Ick! Ale nie... Jesteś do cholery ślepy!
Zaczął się do mnie przysuwać.
-Co muszę zrobić, abyś mnie zauważył? Ale nie... Ty wolisz dziewczyny... - zaczął płakać i bić pięśćmi moją klatę.
-Uspokój się.
Złapałem go, gdy spadał. Ale tak mnie pociągnął, że wylądowaliśmy na podłodze.
Moja twarz była na wprost jego. Zaczął się śmiać, dał mi buziaka w usta. Serce mi waliło. Nagle drzwi się otworzyły. Wróciliśmy na miejsce.

Odprowadziliśmy dziewczyny do ich mieszkań, musiałem trzymać Sayę za biodro, aby gdzieś nie poleciał.
Wracaliśmy do siebie. Nie wiedziałem zupełnie co się ze mnie działo. Jednak bardzo byłem ostrożny. Po tej traumnie nie chciałem być tym, którego się boi.

-O! Monopolowy!
-O, nie nie nie. Tobie już wystarczy.
-Szooo? Nieeee.
-Idziemy.
Strasznie się wiercił. Ja nie puszczałem go. Mijaliśmy stare tory.
-Chyba będę rzygał...
-O nie. Czekaj. Dawaj tu.
Za krzakami zaczął wymiotywać. Rozglądałem się czy nikogo nie ma.
-Skończyłem...
Dałem mu chusteczki.
-Po co ty tyle piłeś?
-Żeby zapomnieć.
-Co?
-Zapomnieć o tym... Nie ważne.
Już prawie mógł się wygadać.
-A co miał znaczyć ten buziak?
-Ej, wy!
Przerwano naszą rozmowę, stali jacyś dresiarze.
-Nie tolerujemy gejów na naszym terenie!
-A kto powiedział, że my jesteśmy...
Nagle jeden chciał pałką walnąć Sayę. Złapałem go i zasłoniłem swoim ciałem. Niestety oberwałem. Upadłem i dotknąłem czoła, krew...
-Spadamy!
Leżałem na ziemi, widziałem jak zbiry uciekali. Potem spojrzałem na Sayę. Krzyczał moje imię i płakał. Ledwo słyszałem go i zamknąłem oczy.

Będziesz Mój [Yaoi] One Shots [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz