Rozdział 17

3.2K 133 22
                                    

Równo rok temu (04.07.2023r.) wstawiłam na wattpada prolog Immunitetu. Nie sądziłam wtedy, że aż tyle osób zechce przeczyta tę książkę. Chociaż wiem, że rozdziały nie są idealne (pierwsze już są w trakcie poprawki) chciałam podziękować, że mimo to nadal śledzicie losy Lary. Jestem wdzięczna każdej osobie, która zaangażowała się w akcję na tyle by zostawić gwiazdkę lub komentarz. To dzięki Wam Immunitet jest nadal publikowany. Dajecie mi motywację do dalszego pisania, choć jestem świadoma tego, że rozdziały są rzadko wstawiane. Mam nadzieję, że dalsze wydarzenia Was nie rozczarują i nadal będziecie czytać kolejne rozdziały.

Miłego czytania,

I do następnego 💋

***

Wykładzina ciągnąca się przez cały korytarz tłumiła moje kroki. Jedną ręką podtrzymywałam się ściany, a drugą obejmowałam w pasie, bardzo powoli, posuwając się do przodu. Ból, który czułam był nie do zniesienia. Zatrzymałam się na chwilę i wzięłam drżący oddech, a wtedy płuca zapłonęły mi żywym ogniem. Musiałam przygryźć wargę, by powstrzymać jęk. Zamrugałam parokrotnie, by odgonić łzy, a potem zacisnąwszy zęby, ruszyłam dalej.

Ulga, która na mnie spłynęły, gdy nareszcie dotarłam do celu była obezwładniająca.

Uniosłam rękę i zapukałam do masywnych drzwi. Nie musiałam długo czekać. Prawie natychmiast otworzyły się one, a w wejściu stanęła Liliana.Gdy tylko jej wzrok spoczął na mnie, radosny wyraz twarzy zastąpiło przerażenie.

Nie dziwiło mnie to.

Twarz miałam całą posiniaczoną, lewy łuk brwiowy rozcięty, a białe włosy zlepione krwią.

- C-co się stało?- spytała rozemocjonowana.

- Nic takiego- mruknęłam lekceważąco, przechodząc obok niej.

- Nic takiego?!

- Po prostu...odezwałam się, gdy nie powinnam- wyjaśniłam, siadając na łóżku.

Oddech momentalnie uleciał mi z płuc, a z ust wydobył się jęk.

- Czy... Czy możesz podać mi apteczkę? Chyba mam złamane żebro- uniosłam rękę, by pokazać jej miejsce, w którym ona leży, a wtedy kolejna fala niewiarygodnego bólu przeszła przez całe moje ciało.- Albo dwa żebra- poprawiałam, krzywiąc się.

Dziewczyna przyglądała mi się przez chwilę, a później podeszła we wskazane przez mnie miejsce. Nie wypowiedziała nawet słowa, ale nie musiała.

Cisza nigdy nie była bardziej wymowna.

Nadal nic nie mówiąc , podeszła do mnie i pomogła pozbyć się bluzy. Dopiero ujrzenie mojej zasinionej skóry zmusiło ją do przerwania milczenia.

- Rosa...

- Przestań- przerwałam jej, wiedząc co chce powiedzieć.

Ona jednak kontynuowała.

- Nie. To ty przestań... To musi się skończyć. Nie możemy tak żyć.

- Nie mamy innego wyjścia.

- Właśnie, że mamy. Wyjedźmy. Ty, ja i Caleb. On też nikogo nie ma i jest nieszczęśliwy. Ale to może się zmienić...

- Lily...

-... na początku pewnie będzie ciężko, ale, sobie poradzimy. Mamy jakieś oszczędności, znajdziemy pracę...

- Liliano- powtórzyłam bardziej stanowczo. Dziewczyna zamilkła, spoglądając na mnie.- Nie bądź naiwna. To się nigdy nie wydarzy. Nie pozwolą nam wyjechać.

ImmunitetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz