*Selene*
Uwierzyć nie mogłam, że w obecności Therona i Leonarda barbecue zorganizowane przez rodziców przebiegało względnie spokojnie. Atmosfera mogłaby być odrobinę lżejsza, lecz mimo mej skromnej sugestii skierowanej do Morgana nie opuścił on naszej rodzinnej imprezy. Theron z kolei nie zamierzał mnie zostawić i pilnował wzrokiem nawet, kiedy szłam do toalety.
– Więcej naprawdę nie zmieszczę – zawyrokowałam, gdy tata nałożył mi na talerz kolejny hamburger zdjęty dopiero z rusztu.
– Chociaż spróbuj – poprosił. – Tego doprawiłem inaczej.
– To samo mówiłeś o dwóch poprzednich, tato – wytknęłam, mimo wszystko chichocząc. Nikt nie umiał mnie rozbawić tak jak on. – Oba były pyszne, ale smakowały w zasadzie identycznie.
Ojciec uśmiechnął się. Odniosłam wrażenie, że zbagatelizował moją opinię wyrażoną, gdy wracał na swoje standardowe dziś stanowisko. Przy grillu czuł się jak niepokonany mistrz. Czasem odnosiłam wrażenie, że realizował tam swe niespełnione marzenia z dzieciństwa, które być może porzucił gdzieś po drodze w dorosłość. Sukcesy wszak brały się wyłącznie z poświęceń.
– Ja bym tam nie odmówił – rzucił Leo, a jego ciemniejące spojrzenie zdawało się mnie świdrować. – Jeden hamburger więcej ci już nie zaszkodzi, kote...
– Wyświadcz światu przysługę i...
– Umiesz gotować, Theronie? – matka zwróciła się do siedzącego obok mnie mężczyzny, nim dokończył wątek, czym zapobiegła nadchodzącemu starciu.
Nie mieliśmy okazji rozmówić się w cztery oczy, gdyż szybko pochłonęło nas garden party. Sarah chyba jako jedyna osoba w tym towarzystwie, która twardo nosiła głowę na karku, uratowała sytuację. Natychmiast zaangażowała do zabawy gościa przybywającego z lekkim spóźnieniem oraz szybko zorganizowała dla niego dodatkowe nakrycie, a także wciągnęła w dyskusję, którą prowadziła nieco wcześniej z Andrew.
Jej towarzysz chętnie udzielał odpowiedzi na pytania, ale jeśli miałam być szczera, dostrzegałam, z jaką niechęcią obserwował Therona. Sam nie inicjował kontaktu z nim. Mimo że przyszedł na rodzinną imprezę jako osoba towarzysząca Sarah, co rusz spoglądał na mnie, lustrując tęsknym spojrzeniem. Czasem, gdy nasze oczy spotykały się w pół drogi, widziałam cień rozczarowania, lecz i tak było to lepsze niż zachowanie mojego byłego.
– Na pewno nie tak dobrze jak pan Adam – przychlebił się, odpowiedzią odnosząc się do umiejętności mego ojca. – Pani mąż to Michał Anioł sztuki kulinarnej, a jego papryczkowe kiełbaski są arcydziełem na miarę Piety.
Mama zaśmiała się i przesłoniła usta. Prosta kobieta udająca dystyngowaną damę ani trochę nie peszyła Therona. Jednak jego nie wprawiały w zażenowanie też zawistne spojrzenia siedzących z nami chłopaków, zwłaszcza Leonarda.
Siedzący obok mnie brunet celująco odpowiedział na kolejne pytanie, jedno z wielu w przedmałżeńskim wywiadzie mojej matki. Zdążyła go już wziąć na spytki, choć prosiłam, by dała mu spokój. W przeciągu skromnej imprezy sprawnie wyciągnęła od niego informacje dotyczące zawodowego zajęcia, rodzinnych korzeni, aspiracji na przyszłość oraz podstawy, czyli stosunku względem założenia rodziny i posiadania dzieci.
– Miło z twojej strony, że tak sądzisz – zawyrokowała.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Felicjo.
– Gdzieś ty trzymała wcześniej przed nami to cudo, Sel?
Zachowanie mamy stanowczo odbiegało od normy, aczkolwiek nie ono martwiło mnie najbardziej. Momentami zastanawiałam się, czy to dobrze, że Theron przypadł jej tak bardzo do gustu, czy wręcz przeciwnie. Jak na złość poprawnie odpowiadał na wszelkie pytania, podczas gdy mnie dręczyło nieodparte przeświadczenie, że mówił wyłącznie szczerze. Jakoś nie byłam przekonana do dużej rodziny, pomijając kwestię tego, że nasz związek nadal pozostawał nieuregulowany.
![](https://img.wattpad.com/cover/368286040-288-k845331.jpg)
CZYTASZ
Klątwa błękitnej pełni | Bracia Shade #1 [ZAKOŃCZONE]
WerewolfSelene jest domatorką w pełnym znaczeniu tego słowa. Niechętnie wyściubia nos z domu, nie posiada grona znajomych, a nawet pracę wykonuje zdalnie. I wszystko szłoby jak z płatka, gdyby nie starsza siostra, która przymusza ją do udziału w domówce zor...