Rozdział 28

677 52 28
                                    

*THERON*

Ziemia drżała pod nami, darń niejednokrotnie ulatywała w górę, gdy odrywaliśmy jej pokaźne połacie łapami. Uwielbiałem to uczucie, Mergo również. Powiew wolności muskał naszą sierść, czochrając ją czule, ale jednocześnie z delikatną brutalnością. Mergo wbiegł na wzniesienie, lawirował pomiędzy kolejnymi drzewami z gracją zwinnej baletmistrzyni, a gdy stanął, łapy zanurzając w wilgotnej ściółce, zawył.

Witaj, Mergo. Satyana, jako jedna z nielicznych wilczyc pełniąca regularną straż graniczną, natychmiast odpowiedziała na głos mego druha. Na lewo, aż do rzeki.

Nie dostrzegaliśmy jej jeszcze w zasięgu wzroku, a już odbieraliśmy wibracje płynące spod jej łap. Biegała z gracją, elegancko pokonywała leśne bezdroża oraz przeszkody. Była jedną z tych, które umiały dostać się niemal wszędzie i nie cofały się przed ryzykiem. Kiedyś dziwiłem się nawet, że księżyc nas nie skojarzył, ale dziś rozumiałem, a wręcz nie żałowałem.

Ruszyliśmy gwałtownie. Gnaliśmy, ile tchu w płucach na wyznaczone miejsce. Istniała szansa na pomstę. Biegłem więc, a w głowie miałem cały czas obraz uśmiechniętej Selene, aczkolwiek coraz częściej na jej wyimaginowanej twarzy ujawniał się przestrach. Mergo napiął mięśnie, a warczenie dobyło się z naszej klatki, rezonowało w powietrzu.

Nie działacie sami, Mergo, upomniał Gore. Ojciec również znajdował się w pobliżu, chociaż on posiadał inne zadanie. Uzyskanie spotkania z Liamem Morganem nie należało do prostych zadań, a alfy wrogiej watahy żądającego rozmów z przywódcą innej nie wolno było tknąć. Chyba że Glassdell naprawdę pragnęło wywołać krwawą oraz przesiąkniętą brutalnością wojnę. Pojmijcie ją tylko.

Wiem, co mam robić, warknąłem za pośrednictwem Mergo.

Żeby tylko dotarła żywa, burknął w mej głowie. I zdolna do rozmów, podkreślił.

Mergo nie odrzekł nic kanałem wiążącym nas z innymi wilkami. I bez tego poznałem jego zadowolenie. Bardzo chciał spotkać Bessę, ale nie po to, by pohasać z nią po lesie. Bessa przez działanie, jakiego dopuściła się połączona z nią Cindy, została bezapelacyjnie skazana. Co więcej, Satyana nie zdradziłaby naszej samowolki, przynajmniej nie dobrowolnie. Tylko dlatego rozważałem w głowie plan, który imitował wypadek.

Kolejne metry, drzewa i wzniesienia pozostawialiśmy z tyłu. Do rzeki został niewielki kawałek, chociaż od domu oddaliliśmy się stosunkowo mocno. Nadal jednak przebywaliśmy na naszych granicach.

Mergo?

Satyana?

Mergo natychmiast zatrzymał się w miejscu, zostawił po sobie niewielkie deliny. Łapy zapadły się w ziemi, elementy ściółki skryły je nieznacznie. Poruszyłem nimi, po czym okręciłem się w miejscu. Coś przykuło uwagę Mergo, lecz posiadaliśmy zbyt mało bodźców, by określić, co wzbudziło jego niepokój. Świat pachniał lasem.

On tu jest! Mergo, biegnie na ciebie!

Więcej nie potrzebowałem. Razem z Mergo automatycznie straciliśmy zainteresowanie Cindy i Bessą. Mergo zwrócił się w kierunku, skąd wychwycił mocne, pewne wibrowanie podłoża. Jeszcze nie widzieliśmy skurwiela o brązowej sierści, który hasał sobie u nas jak u siebie. Nie zmieniało to jednak faktu, że pragnęliśmy zasmakować w jego krwi.

Mergo, skup się, polecenie od Gore wybrzmiało w ścianach czaszki. Masz doprowadzić do mnie Bessę.

Mam wolną rękę, odparłem, gdy sierść wilka zjeżyła się na grzbiecie. Wzrok już się nam wyostrzył, węch również. Sam dałeś przyzwolenie, jeśli wtargnie na nasze terytorium.

Klątwa błękitnej pełni | Bracia Shade #1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz