*SELENE*
Tego było zbyt wiele. Kolejne dni wypełnione ciszą i pustką. Coraz mniej podważałam całą tę sprawę z więzią, a bardziej deklaracje czynione przez Argona oraz jego ojca. Theron wciąż nie wrócił, nikt go też nie znalazł. Tylko ja siedziałam jak głupia w domu Shade'ów i dawałam sobą manipulować.
Zeszłam na kolację, bo nie miałam sił sprzeczać się z Valerią, ale działałam jak robot. Mechanicznie pokonałam stopnie, w milczeniu siedziałam przy stole, a wszelkie reakcje wykonywałam bardziej z rozsądku niż z wewnętrznej potrzeby.
Dzisiaj odwiedziła nas Diana z Dariusem. Termin porodu zbliżał się nieuchronnie, brzuch jej rósł niczym balon pogodowy. Argon żartował z siostry, Darius starał się umyć ręce od konsekwencji wywołanych nietuzinkowym poczuciem humoru szwagra, a Valeria co rusz uspokajała ich, łajając z klasyczną dla matki łagodnością. Gedeon milczał, gdy śmiechy rozbrzmiewały w jadalni, a zabierał głos podczas poruszania poważniejszych tematów.
Sama nie odzywałam się za wiele. Grzecznościowo, ale krótko odpowiadałam na zaczepki Argona, z uprzejmości nie ignorowałam Diany ani Valerii, a z poczucia obowiązku zdobywałam się na więcej niż pomruk w interakcji z głową rodziny. Valeria rozsądnie nie zaczepiała mnie zanadto. Owszem, zachęciła do skosztowania tego czy tamtego dania, bo jadłam również jak robot. Do mojego żołądka wpadało tyle, co kot napłakał, a jednocześnie była to dawka pozwalająca zachować przytomność.
Kolację przebolałam, a kiedy pan Shade uznał posiłek za zakończony, skupiłam się na obowiązkach. Valeria niby nie zezwalała kręcić się innym po kuchni, ale posiadałam specjalne przywileje. Pomogłam jej nie tylko posprzątać ze stołu, w zasadzie wyręczyłam ją w tym, a później ręcznie zmyłam naczynia. Zmywarka nie ułatwiłaby mi zaszycia się z dala od innych czy odwrócenia uwagi.
Na myśl o projektach i całej mojej renomie łzy kręciły się w oczach. Niby mogłam działać, aczkolwiek całe to zamieszanie nie sprzyjało twórczości. Z ogromnym trudem wykonałam aktywne zlecenia, ale nie przyjmowałam nowych. W wymienianych mailach bądź podczas telefonicznych rozmów grzecznie zbywałam potencjalnych klientów. Kompletnie nie miałam do tego głowy, a zdawałam sobie sprawę, że cała moja ciężka praca włożona w zbudowanie marki przepadnie bezpowrotnie.
Mimo później pory nadal tkwiłam w kuchni. Z uporem maniaczki sprzątałam. Kiedy do środka weszła Diana, kończyłam wycierać talerze. Później zamierzałam pochować je do szafek, których rozkład opanowałam na pamięć. Umiałam wskazać, gdzie należało co odłożyć nawet wybudzona w środku nocy.
– Nic się nie stanie, jeśli zostawisz je do wyschnięcia – zagadnęła.
– Lubię kończyć to, co zaczęłam – odparłam zwięźle.
– Nie da się przeoczyć. – Nic nie odpowiedziałam. Uznałam krótki komunikat jako subiektywną ocenę, poza tym mało obchodziła mnie czyjakolwiek opinia. – Szkoda, że nie dołączyłaś do nas.
Oparła się pośladkami o blat szafek. Ręce splotła na zaokrąglonym brzuchu i wbiła we mnie zmartwione spojrzenie. Nie rozumiałam, czemu martwiła się mną. Nie ja zaginęłam.
– Może następnym razem – skłamałam.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że faktycznie miałabym dotrzymać słowa. W sumie niczego nie obiecałam, więc nie byłam zobligowana. Posłałam dziewczynie blady uśmiech i odwróciłam wzrok. Z powrotem skupiłam uwagę na talerzach.
– Wiem, że ci trudno – zaczęła. Mrowienie przemknęło po skórze. Szykował się kolejny bezsensowny wywód. Nic nie wiedziała, mogła się tylko domyślać i zakładać, że przy dobrych wiatrach jest w stanie wyobrazić sobie, co działo się wewnątrz mnie. – Ale uważam, że powinnaś się trochę odprężyć. Theron na pewno nie chciałby...
CZYTASZ
Klątwa błękitnej pełni | Bracia Shade #1 [ZAKOŃCZONE]
Kurt AdamSelene jest domatorką w pełnym znaczeniu tego słowa. Niechętnie wyściubia nos z domu, nie posiada grona znajomych, a nawet pracę wykonuje zdalnie. I wszystko szłoby jak z płatka, gdyby nie starsza siostra, która przymusza ją do udziału w domówce zor...