Rozdział 43

623 40 13
                                    

*SELENE*

Siadłam naprzeciw Sarah. Widziałam, że nie wszystko było w porządku. Sądziłam, że jej podenerwowanie wynikało z ostatnich przeżyć. Argon kręcący się non stop wokół niej, zaczepiający oraz jawnie manifestujący więź nie pomagał. Cały dom wiedział, że księżyc wreszcie go skojarzył.

Zamroczony skojarzeniem wariat nie był nam teraz niezbędny. Potrzebowałyśmy chwili sam na sam. Intuicja podpowiadała, że siostra chciała pomówić, ale jej słowa miały być przeznaczone tylko dla mnie. Miałam nadzieję, że przez zamknięte okna nikt nie usłyszy naszej rozmowy prowadzonej na tarasie za domem.

Sarah nie odzywała się. Milczała, niewidzący wzrok wlepiała gdzieś przed sobą. Nogi podwinęła tak, że razem z nimi ułożyła się w fotelu. W dłoniach trzymała szklankę wypełnioną piwem z sokiem. Opuszkiem sunęła po krawędzi, spod jej palca wygrywało cichutkie, melodyjne piszczenie.

– Będziemy musieli przeprowadzić się do Glassdell – zakomunikowałam. Liczyłam, że pozornie luźna rozmowa rozwiąże język siostrze. Spojrzała na mnie. W innych okolicznościach może wyraziłaby zadowolenie, może przestrach, ale teraz zdawała się nienaturalnie opanowana. – Ther zamierza spełnić przeznaczenie, poprowadzi tamtejszą watahę. Może nikt więcej nie będzie cierpiał z powodu marnych sporów.

Być może brzmiałam jak walnięta. Szczęśliwie z nią mogłam rozmawiać otwarcie, skoro wiedziała o wilkołakach. Jedne ją porwały, inne uratowały, zaś Argona miała okazję oglądać w obu postaciach, Tarna znała już z imienia.

– Więc... będziesz wilczą mamą?

– Na to wychodzi – stwierdziłam, gdy opanowałam wybuch śmiechu. Upiła łyk piwa, poszłam w jej ślady i również przytknęłam szklankę do warg, a napój wpłynął do gardła. – Nie wiem, jak sobie poradzę.

– Poradzisz sobie – zapewniła. – Tak jak robisz to do tej pory.

– Wielkie wilki towarzyszą mi od zawsze na zawsze? – spytałam półżartem, półserio.

– Ja...

– Tylko nie przepraszaj, że mi nie wierzyłaś – poprosiłam.

Nie znosiłam współczucia. Wolałam, gdy siostra pobłażliwie ignorowała moje dziwactwa, aniżeli aprobowała je z nutką kondolencyjnej rezerwy. Dosyć otrzymałam od innych miłosiernego protekcjonalizmu.

Westchnęła, głowę spuściła. Chwilę obserwowała piwo w barowej szklance. Zacisnęła zęby, rozpoznawałam ten grymas. Denerwowała się, biła z myślami.

– Sel, ja... Nie za to chcę cię przeprosić.

– A niby za co?

Posłała mi pełne żałości spojrzenie. W brązowych oczach, które teraz przybierały wyjątkowo ciemną barwę, dojrzałam smutek oraz poczucie winy. Miałam nadzieję, że nie wyrzucała sobie wyprowadzenia mnie na polanę do Leo.

Była zastraszona, broniła się. Na jej miejscu być może sama bym się chroniła. W chwilach zagrożenia życia strach przejmował kontrolę, a panika nie sprawdzała się jako dobry doradca.

– To wszystko moja wina.

– Nie mów tak – obruszyłam się.

Usiłowałam przemawiać delikatnie, modulować głosem, by zrozumiała przesłanie. Nie obwiniałam jej i wcale nie zamierzałam tego robić. Lepszej siostry nie mogłam sobie wymarzyć.

– Sądzisz, że jestem ofiarą, ale... nie wiesz wszystkiego – powiedziała.

Głos Sarah dławiły emocje. W oczach lśniły łzy. Wargi jej drżały, dłonie również.

Klątwa błękitnej pełni | Bracia Shade #1 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz