*SELENE*
Ależ ja byłam głupia. Dałam się zrobić jak dziecko i w dodatku wyprowadziłam w pole Argona, który miał sprawować nade mną pieczę. Przez moje nieodpowiedzialne zachowanie prawie zginęłam pożarta przez Leo. Gdyby Tarn nie pojawił się w ostatnim momencie, byłoby już po mnie.
Tymczasem patrzyłam, jak Tarn i wilk Leo mierzyli się ze sobą w zażartej walce. Zębiska poszły w ruch. Znów byłam świadkiem starcia olbrzymich wilczurów, lecz teraz zdawałam sobie sprawę z rzeczywistości.
Nim się spostrzegłam, na łączce zostałam sama. Leo poderwał się z miejsca, gdy pojął, że nie wygra tej bitwy i ruszył gdzieś przed siebie w gęstwinę, a Tarn pognał za nim. Zrobiłam kilka kroków w stronę wysokiej trawy, ale nigdzie nie widziałam żadnego z nich. Usiłowałam wysłyszeć odgłosy walki, a chociaż te wciąż roznosiły się w powietrzu, miałam problem określić, skąd dochodzą.
Żałowałam jak nigdy, że sprzeciwiłam się alfie, aczkolwiek nie o postać przywódcy chodziło. Mogłam wykazać się większym rozsądkiem i powiedzieć Dianie lub Valerii, że chciałabym spotkać się z Sarah. Było mi przykro, że ona również nie zdobyła się na wystarczającą odwagę, by zapytać mnie wprost. Zamiast szczerej rozmowy wybrała wysłuchiwanie Leonarda, największego kłamcy w dziejach Moonbluff i Glassdell.
Sięgnęłam po telefon. Pomyślałam, że zadzwonię do niej i czym prędzej sprostuję kilka spraw. Może jeszcze istniała szansa, żeby spotkać się na uniwersalnym gruncie. Później zostawała tylko opcja z zaproszeniem jej na teren watahy, ale pewna nie byłam, czy to mądra alternatywa. Alfa wściekły za moją samowolkę i złamanie jego rozkazu mógł zakazać mi podejmowania gości oraz kontaktu z rodziną. Wybrałam numer i już miałam podnieść telefon do ucha, kiedy ogarnęła mnie ciemność.
*THERON*
Nie miałem już sił. Utrata przytomności w ciele człowieka, w dodatku rannego i obolałego, sprawiła, że straciłem jakąkolwiek szansę na ratunek. Nawet alfa przebywający odpowiednio blisko nie mógł nawiązać mentalnego kontaktu z nieświadomym umysłem. Jednakże aktualnie nie to był mój największy problem.
Ocknąłem się, po bliżej nieokreślonym czasie, wewnątrz starego magazynu. Do końca nie miałem pojęcia, co to za miejsce. Duża sala wypełniona kartonami, regałami, paletami i innymi pierdołami nie wygląda zachęcająco. Śmierdziało tu wilgocią, smarem oraz rdzą. Nawet Mergo krzywił nos, chociaż skrywał się on w głębi mej świadomości. Pod sufitem dyndała na kablu naga żarówka o wybitnie paskudnym, żółtym świetle, które rozpraszało ciemności, ale tylko ze środka pomieszczenia. Mrok ogarniał kąty.
Pozbawiony sił nie umiałem wykrzesać ich z siebie wystarczająco dla wilka. Inaczej Mergo przejąłby stery, my przeszlibyśmy przemianę, a to radykalnie zmieniłoby nasze niefortunne położenie. Co więcej, blokowały nas pęta. Gdy nie mogłem przyjąć odpowiedniej pozycji, nie wolno było mi myśleć o przemianie. Skrzywdziłbym siebie i Mergo, a to dopiero byłoby nieszczęście.
Aromat mięsnej potrawki wypełnił przestrzeń. Ślinianki podjęły natychmiast pracę, a w brzuchu zawirowało. Burknięcie rozeszło się między ścianami i zagłuszone zostało odgłosem kroków.
Nie widziałem jeszcze zbliżającej się osoby, ale szpilki wskazywały na kobietę. Wytężyłem wzrok, napiąłem bicepsy, zaś sznury oplatające ciasno nadgarstki naprężyły się, czym sprawiły mi ból. Dopiero teraz zarejestrowałem odrętwienie całego ciała.
– Jak się masz, kochanie?
Kurwa, zakląłem w myślach. Ona była ostatnią osobą, którą spodziewałem się tutaj spotkać. Co więcej, nie sprawiała wrażenia umęczonej lub pobitej. Kusa sukienka ciasno opinała wyeksponowane głębokim dekoltem piersi, a także odsłaniała wyrzeźbione nogi od połowy ud. Uśmiechnęła się do mnie szeroko z wyraźną satysfakcją, po czym podeszła do stolika, który dopiero teraz przyuważyłem i ułożyła na nim talerz z jedzeniem.
![](https://img.wattpad.com/cover/368286040-288-k845331.jpg)
CZYTASZ
Klątwa błękitnej pełni | Bracia Shade #1 [ZAKOŃCZONE]
WerewolfSelene jest domatorką w pełnym znaczeniu tego słowa. Niechętnie wyściubia nos z domu, nie posiada grona znajomych, a nawet pracę wykonuje zdalnie. I wszystko szłoby jak z płatka, gdyby nie starsza siostra, która przymusza ją do udziału w domówce zor...