*SELENE*
Odkąd wróciliśmy do domu rodziców Therona, nosa praktycznie nie wyściubiłam z pokoju. Musiałam to wszystko przemyśleć, a krążące w głowie słowa Seneth nie ułatwiały sprawy. Samotność, nieszczęście, szaleństwo. Wszystko plotło się ze sobą lepiej niż pasma warkocza i wywoływało wyłącznie niepokój.
Theron starał się nie przeszkadzać, ale widziałam, że ciągnęło go do mnie jak wilka do lasu. Choć to sformułowanie było raczej nieadekwatne. On był wilkiem, jego druga osobowość, ale to ja robiłam za metaforyczny las.
Wyjrzałam przez okno. Z pokoju widać było przeklęte miejsce, ziemię porośniętą drzewami. Co dziwniejsze, nie panikowałam, oddech miałam wyrównany, serce biło względnie równym rytmem. Stałam i patrzyłam, ale strach stanowił obcy element jestestwa. Żal? Być może, ale nie obawa. Ta chyba zniknęła podświadomie, gdy poznałam prawdę o ogromnych wilkach szalejących wśród drzew. W końcu to nigdy nie o las chodziło.
Na zewnątrz było już ciemno. Lampy oświetlające ulice ciągnącą się od drugiej strony budynku oraz patio rozjaśniały mrok. Największe lęki podobno budziły się nocą. Przymknęłam oczy, celowo przywołałam jedno z najgorszych wspomnień życia. Teraz nawet walczące ze sobą wilki zdawały się inne, mimo że nadal przerażały.
Drzwi do sypialni otworzyły się, a właściciel pokoju przekroczył cicho próg. Nie gnał, nie pędził, po prostu wszedł, zamknął za sobą i w milczeniu obserwował. Czułam, jak jego spojrzenie sunęło po moim ciele niczym piórko. Objęłam się rękoma, by po chwili poczuć silne, męskie ramiona oplatające talię. Twarz schował u zgięcia szyi, a ciepły oddech połaskotał skórę.
– Przepraszam – szepnął po chwili. – Powinienem nad sobą panować, ale... Myśl, że chcesz nas zostawić, odebrała mi i Mergo zdrowy rozsądek.
– Nie możesz atakować każdego, kto tylko nawinie ci się pod rękę – powiedziałam, dalej patrząc przed siebie. – Mergo też musi nad sobą zapanować.
– On też żałuje. I przeprasza.
Przyjęłam do wiadomości, choć brzmiało to cokolwiek abstrakcyjnie. Znów przymknęłam oczy. Srebro przeplatające granatowe tęczówki zdawało się obce i znajome jednocześnie. Mergo przeprasza, powtórzyłam w myślach.
– Teraz... – zaczęłam, ale słowa stanęły kołkiem w ściśniętym gardle. – Czy teraz mi go pokażesz?
– Jeśli tylko chcesz.
– Chyba nie mam wyjścia – oznajmiłam ciężko.
– Mergo cię słyszy – poinformował. Nie wiedziałam jeszcze, jak dokładnie działało ich połączenie. Theron mówił za siebie i za Mergo, istotę niemającą racji bytu w naszym racjonalnym świecie. – Twój zawiedziony, rozczarowany ton sprawia nam obu przykrość.
– Dlaczego wcześniej nic mi o nim nie powiedziałeś? – spytałam. Nie chciałam jeszcze ustosunkowywać się do kwestii mego nastawienia. Mergo ani Theron nie powinni oczekiwać, że przejdę ponad tym wszystkim ot tak po prostu. – Niby wiem, że chciałeś, ale...
– Bałem się – wyznał uczciwie. Strach, to mogłam zrozumieć. Znałam to uczucie aż za dobrze, w końcu każdego dnia bałam się na nowo, zaś najbliższy czas miał mi pokazać, czy słusznie. – Bałem się odrzucenia.
Zrobiłam krok do przodu i obróciłam twarzą do rozmówcy. Nie przeszkadzał mi, dłonie wsunął w kieszenie spodni. Wzrok zbitego psa łamał mi serce. Czy to była miłość, czy tylko skutki rzekomej więzi? Jeszcze wczoraj obstawiałabym miłość, ale dziś walczyłam z mętlikiem. W przeciągu jednego dnia stało się dużo, za dużo.
![](https://img.wattpad.com/cover/368286040-288-k845331.jpg)
CZYTASZ
Klątwa błękitnej pełni | Bracia Shade #1 [ZAKOŃCZONE]
WerewolfSelene jest domatorką w pełnym znaczeniu tego słowa. Niechętnie wyściubia nos z domu, nie posiada grona znajomych, a nawet pracę wykonuje zdalnie. I wszystko szłoby jak z płatka, gdyby nie starsza siostra, która przymusza ją do udziału w domówce zor...